Informacja o możliwym zatruciu na Zalewie Nowohuckim dotarła do wędkarzy we wtorkowe popołudnie. Sprawę zbadali od razu przedstawiciele krakowskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego, w tym dyżurny ichtiolog. Jak mówi dyrektor, Robert Kocioł, wszystko wskazywało na to, że doszło tam do miejscowego i czasowego zanieczyszczenia wody.
- Po przybyciu na miejsce, stan tych ryb wskazywał, że na krótki okres czasu zabrakło tlenu. Powodem mogło być to, że do wody w pewnym miejscu dostała się substancja chemiczna, która zabrała tlen z wody. Ryby zaczęły się dusić - podkreśla Kocioł.
Choć taka sytuacja nie trwała długo, dokonała tam ogromnych szkód. "Straty to około 100 kilogramów ryb, czyli około 5000 sztuk. To głównie młode osobniki, 2-3 letnie. Gatunki to płoć, wzdręga, okoń, leszcz i krąp" - mówi Robert Kocioł.
Jak dodaje dyrektor krakowskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego, odbudowa tej populacji może kosztować nawet kilka milionów złotych. Gdyby zatrucie było większe, mogło dojść do katastrofy ekologicznej.
Na miejsce zdarzenia została wezwana między innymi straż pożarna, która zbadała też stan zanieczyszczenia wody. To badanie nie wykazało jednak obecności szkodliwych substancji. Zdaniem wędkarzy stało się tak dlatego, że zatrucie nie było duże, a badanie kompleksowe. Sprawę bada już krakowska policja.
- Przesłuchujemy świadków tego zdarzenia. Ustalamy czy to miejsce jest objęte monitoringiem. Sprawdzamy powód zdarzenia. Sprawę badamy pod kątem zanieczyszczenia wody, które mogło doprowadzić do uśmiercenia ryb - mówi oficer prasowy miejskiej komendy policji, Piotr Szpiech. Za takie działania grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Jak dodają wędkarze, to na szczęście tylko część całej populacji ryb z Zalewu Nowohuckiego. Obecnie jest ich tam kilka, a nawet kilkanaście ton. Policja natomiast apeluje, by osoby, które mają wiedzę o tej sprawie zgłosiły się na komisariat.