Agnieszka Radwańska rozpoczęła od własnego, wygranego podania. Ale Rosjanka odpowiedziała tym samym. Kolejne podanie Agnieszki i bardzo szybki gem wygrany "na sucho". To na pewno pomaga w nabyciu pewności gry. Przekonaliśmy sie o tym w gemie czwartym, w którym Rosjanka już nie potrafiła wygrać swego podania. Pierwsze przełamanie i krakowianka idzie za ciosem. Obejmuje prowadzenie 4:1. Ale Kuzniecowa nie daje za wygraną. Oddech ulgi u krakowianki przyszedł chyba za wcześnie. Rosjanka doprowadza do wyrównania, Ona zaczyna dyktować warunki na korcie. Pierwszego seta Radwańska przegrywa 5:7.  

Polka miała przed turniejem w Singapurze chwile wypoczynku, Rosjanka jeszcze w sobotę grała finał turnieju o Puchar Kremla i dopiero tam zwyciężając - nabyła prawo gry w Singapurze. Logicznie rzecz ujmując, dodając przy tym zmęczenie pierwszym setem, Agnieszka powinna sytuację wykorzystać. Drugi set zda się potwierdzać taką logikę myślenia. Choć Radwańska raz nie potrafiła wykorzystać swego podania, to seta wygrywa 6:1.      

Jeśli ktoś myślał, że Kuzniecowej zabraknie sił i Radwańska cel osiagnie "spacerkiem", to był w grubym błędzie. Rosjanka znów podejmuje walkę. Krakowianka prowadziła w trzecim secie już 4:2, by znów ten zysk roztrwonić. Morderczy ósmy gem tego seta (11 wymian!) kosztował jednak Kuzniecową olbrzymia porcję energii. Przegrywa własne podanie w kolejnym gemie i to Agnieszka serwuje po zwycięstwo. Nie wykorzystuje jednak piłki meczowej. Znów jest remis 5:5. I "Isia" musi bronić swojej szansy, podając przy stanie 5:6. Nie udało się. Przy trzeciej piłce meczowej dla Kuzniecowej uśmiech radości pojawia sie na zmęczonej twarzy Rosjanki.  Po 2 godzinach i 36 minutach obecności na korcie.  

Na pocieszenie warto jednak przypomnieć, że rok temu, gdy Agnieszka Radwańska zwyciężała w turnieju w Singapurze, także udział w zawodach rozpoczynała od porażki.

 

TK/RK