Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem PiS, Włodzimierzem Bernackim.

 

Zaczyna się główna część konferencji bliskowschodniej w Warszawie. Ta konferencja ma zająć się kwestią bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie. Krytycy tego wydarzenia zarzucają USA i Polsce, że wszystko się dzieje bez obecności Iranu. Dlaczego?

- Pamiętajmy, że Iran jest kluczowym państwem dla bezpieczeństwa w tamtej części świata. Jak spojrzeć na politykę Iranu w ostatnich latach to widać, że Iran zrobił wszystko, żeby wywołać wielki niepokój wśród światowych polityków. Jak się wydaje, tylko politycy z USA dostrzegają zagrożenie wynikające z faktu realizowania programu jądrowego i programów rakietowych. USA uznało, że umowy nie są ważne i stąd polityka restrykcji. Politycy europejscy zachowują się jak w 1938. Nie widzą zagrożenia, że Iran – piąte państwo pod względem produkcji ropy naftowej – finansuje nie tylko swoje niebezpieczne programy, ale też wspiera organizacje terrorystyczne, działające na Bliskim Wschodzie. Oni wspierają organizacje działające w Syrii, Iraku, na terenie Palestyny.

 

Nie ma niekonsekwencji w polityce USA? Nie chcą rozmawiać z Iranem, tymczasem prezydent Trump nie ma problemów, żeby rozmawiać z Kim Dzong Unem, prezydentem Korei Północnej. On ma krew na rękach, jest dyktatorem. Jak mówi prezydent Trump, dla pokoju w regionie, tu warto jednak rozmawiać.

- To zupełnie inna skala. Nie porównujmy Korei, która jest kluczem do tamtej części świata, bo ma ważne wsparcie komunistycznych Chin. Kiedy mówimy o tym, że Trump podejmuje takie a nie inne decyzje wobec Iranu, ma ku temu podstawy. Tylko działanie zdecydowane może uchronić nas od narastania konfliktu. Z mojego punktu widzenia najważniejsza jest kwestia Iranu i tym samym rozwiązanie problemu polityki irańskiej wobec świata. To jest możliwe tylko wtedy, gdy dojdzie do załagodzenia relacji między Izraelem i państwami arabskimi. Chodzi o traktowanie mieszkańców Autonomii Palestyńskiej. Jak Izrael nie zmieni swojego traktowania, cała układanka Donalda Trumpa może skończyć się fiaskiem. Najważniejszą kwestią jest doprowadzenie do takiej sytuacji, w której sytuacja w Autonomii Palestyńskiej się uspokoi.

 

Polska dyplomacja nie straciła szansy na przełom? Amerykanom trudno by było rozmawiać z Iranem na swoim gruncie. Jednak nam – jako organizatorom – może łatwiej by było zaaranżować takie spotkania, gdzie ta relacja między dyplomatami obu krajów mogłaby nastąpić? Mamy z tyłu głowy mocne słowa irańskich przedstawicieli. Oni mówią, że nie zapomną nam tej zdrady.

- Na to trzeba patrzeć z szerszej perspektywy. Dyplomacja USA podejmowała wszystkie działania, żeby ten konflikt został załagodzony, żeby polityka Iranu uległa zmianie. Działania zakończyły się fiaskiem. Taka sytuacja wynika też z bierności polityków Europy zachodniej. Wbrew decyzjom amerykańskim, politycy z Europy uznali, że z Iranem trzeba współpracować, handlować. Iran trzeba ich zdaniem reformować. Dopiero wtedy w dalekiej perspektywie można myśleć o Iranie jako państwie, które włączy się do systemu państw bezpiecznych. To błąd. To myślenie polityków europejskich przed II wojną światową. Dlaczego Francuzi dystansują się do kwestii Bliskiego Wschodu? Syria kiedyś była terenem mandatowym Francji. Francuzi nie wiedzą jak zostali wypchnięci z tamtej części świata. Skąd też Chomeini startował, żeby wylądować w Teheranie? To mi przypomina przypadek Lenina. On też został wysłany do swojego kraju, żeby dokonać rewolty.

 

Po latach będziemy tę konferencję oceniać przez pryzmat sygnału potwierdzającego strategiczny charakter stosunków Polska-USA? Mam na myśli umowę na zakup artylerii dalekiego zasięgu i deklarację ambasador USA o zwiększeniu liczebności amerykańskich wojsk w Polsce.

- To trzy punkty. Kwestia pierwsza to bezpieczeństwo zewnętrzne Polski. Jest kłopot z Federacją Rosyjską, która montuje zestawy rakietowe. To też bezpieczeństwo energetyczne i współpraca gospodarcza. To buduje tę część bilansu, która może być przez nas traktowana jako następstwo tej konferencji.

 

Zapamiętamy też niestety wypowiedź głównej korespondentki działu spraw zagranicznych NBC. Andrea Mitchell relacjonując wizytę wiceprezydenta USA w Warszawie mówiła w kontekście powstania w getcie warszawskim, że to była walka przeciwko polskiemu i nazistowskiemu reżimowi.

- Zbigniew Brzeziński, który był sekretarzem stanu u Cartera, wiele razy podkreślał, że Amerykanie są narodem posiadającym największą liczbę ignorantów. To się potwierdza. Ta ostatnia kampania w mediach w Polsce i na zachodzie z jednej strony określa okres międzywojnia jako okres faszystowski. Zrównuje się Piłsudskiego z Mussolinim. Jest też kampania, że Polacy są antysemitami. Te kampanie prowadzone przez część polskich dziennikarzy i polityków budują wizerunek. Skoro faszyści rządzili w Polsce przez II wojną, musieli współpracować z Niemcami. Skoro wybuchło powstanie w getcie to jest to zatem jasne.

 

Na razie gwałtownie zareagowali internauci. Rząd powinien upomnieć amerykańskiego dziennikarza?

- Dziennikarze sami siebie kompromitują. Takie osoby jak ta pani, powinny być odsunięte w tłum. Mnie bardziej martwią wypowiedzi niektórych polityków z USA na tej konferencji. Znamy niestety te przypadki od lat.

 

Martwią pana także wypowiedzi pana partyjnego kolegi Arkadiusza Mularczyka? Podczas wtorkowej komisji sprawiedliwości poseł Mularczyk zwrócił się do posłanki Gasiuk-Pihowicz mówiąc, że zaszczuła i jest współwinna śmierci dwóch sędziów TK, którzy zmarli w 2017 roku – Henryka Ciocha i profesora Lecha Morawskiego. Za taką wypowiedź poseł Mularczyk powinien przeprosić?

- Mówię jako szef komisji etyki. Nie mogę się wypowiadać teraz.

 

Ta sprawa trafi do państwa?

- Tak. Jak sprawa trafi do komisji, nie mogę zajmować stanowiska, bo to by w ogóle podważało sensowność istnienia Komisji Etyki

 

Nie wyobrażam sobie, żeby pan takie słowa do kogoś wypowiedział, oskarżające o śmierć albo o zaszczucie.

- Nie przypominam sobie, żebym użył kiedykolwiek takich określeń.

 

Wiadomo kto z PiS wystartuje do Europarlamentu? Pan będzie startował, jako szef tarnowskich struktur partii?

- Wiemy, że liderem naszej listy w Małopolsce i w Świętokrzyskiem będzie premier Szydło. Numerem dwa będzie profesor Legutko. Trzecia pozycja jest dla Solidarnej Polski. Na liście będzie też kandydat Porozumienia.

 

A Pan konkretnie?

- Ja zostałem zgłoszony przez prezydium zarządu okręgowego PiS. Decyzje zapadną w najbliższym czasie.

 

Pod koniec lutego pewnie będzie informacja o dacie wyborów do PE...

- Tak. Pod koniec maja się odbędą wybory. Mamy dużo czasu na przygotowanie się do kampanii.

 

Jeszcze prośba o komentarz ws. sporu w Krakowie, który toczy się od lat. Chodzi o budowę pomnika AK przy Bulwarze Czerwieńskim. Kolejna odsłona sporu dzisiaj. Środowiska kombatanckie będą demonstrowały. Wczoraj list otwarty do prezydenta i rady miasta wystosowali wojewoda i marszałek. Sprawa wydawała się dwa lata temu załatwiona, ale teraz radni zdecydowali, że będzie panel obywatelski, aby ustalić, czy pomnik zostanie zbudowany, czy nie.

- To skandal, że dyskutujemy na temat pomnika, który ma upamiętnić AK. Dzisiaj, w rocznicę powołania tej instytucji, to się dzieje. Kojarzy mi się to z sytuacją, kiedy zastanawiano się czy nie wyburzyć bramy Floriańskiej. Uznano, że tego nie wolno uczynić, bo będą zbyt wielkie cugi, które będą podnosiły suknie szacownych matron krakowskich. Zastanówmy się nad tym, czemu ma służyć ten pomnik. To ma być hołd wobec tych, którzy podjęli decyzję o zaangażowaniu się w walce o niepodległą Rzeczpospolitą.