Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Mariuszem Andrzejewskim z Uniwersytetu Ekonomicznego.

 

Zabranie pieniędzy unijnych marszałkom i przesunięcie ich do urzędów wojewódzkich. Co to by mogło oznaczać?

- Taka zmiana mogłaby spowodować większą lub mniejszą efektywność wykorzystania tych środków. Należy się zastanowić co ona spowoduje. Są dwie hipotezy. Pierwsza jest taka, że dziś mamy większościowy rząd PiS. Ten rząd ma wydać wszystkie środki unijne na lata 2014-2020. W 2014 roku były wybory samorządowe. Poza Podkarpaciem, nigdzie w samorządach PiS nie rządzi. Czy to dobre dla Polski? Przy wydawaniu środków unijnych to może być zaletą, że niektóre środki będą w innych rękach. Wtedy efektywność może być większa. Jak są jakieś prace w tym kierunku to tylko pod tym względem. Najgorszą porażką dla Polski będzie jak my jakiekolwiek środki będziemy musieli zwrócić. Marszałkowie, wojewodowie i obywatele nie powinni się obawiać takiej ewentualnej zmiany. Ilość środków jest tak duża, że może warto się podzielić miliardami euro, które przygniatają urzędy.

 

Takie rozwiązanie nie spowodowałoby, że byłby to zamach na samorządy? Do tej pory to samorządy decydowały na co chcą przeznaczyć pieniądze. Teraz byłby powrót do gospodarki centralnej.

- Byłby to zamach jakby to nie było zgodne z prawem UE. Z tego co wiem, ministerstwo rozwoju na pewno dokona konsultacji w Brukseli czy to jest zgodne z prawem. Jakby prawo unijne nie przewidywało takiego przesuwania środków to byłby to zamach. To pierwsza rzecz. Jakby to było prawnie możliwe, a czytamy, że na Słowacji tak jest, to nie mówmy o zamachu. Mówmy o tym jaki jest pomysł na efektywne wykorzystanie tych środków. Patrząc na to od ludzkiej strony, jakby przesunąć większość środków z samorządów do urzędów wojewódzkich to tak. Wtedy dla mnie byłby to zamach. Nie wierzę jednak, żeby rząd miał taki zamysł. Premier Morawiecki objął stanowisko i nakazał przeprowadzić audyt co do wydatkowania środków unijnych z perspektywy 2007-2013. Były obawy, że wszystkie środki nie zostaną wykorzystane. Nie wyszło tak źle. Dzisiaj jak nowy rząd zaczyna działania, musi już myśleć o roku 2020. Wtedy też będzie audyt. Ważne jest, żeby ani jedno euro nie wróciło do Brukseli.

 

W Małopolsce mamy faktycznie problem z wydawaniem pieniędzy?

- Dotychczas Małopolska radziła sobie dobrze, ale to były mniejsze środki niż w obecnej perspektywie. Nie potrafię powiedzieć czy te zasoby w urzędzie marszałkowskim i ten sposób organizacji jest przygotowany na wydawanie takich środków. Może tak, ale może trzeba się zgodzić i nie robić afery? Można powiedzieć, że dobrze by było, żeby urzędy wojewódzkie coś przejęły, żeby zostawić te pieniądze w naszych inwestycjach. To jest najważniejsze.

 

Nie jest tak, że potrzeba pieniędzy by ruszyć z Planem Morawieckiego i wicepremier szuka tych pieniędzy?

- Samorządy jak realizują swoje działania to też działają na wzrost PKB. Inwestycje są w statystykach Polski. Nie można powiedzieć, że Plan będzie inaczej obliczany niż rozwój całej gospodarki. To za duże uproszczenie.

 

Jak pan przyjął pierwsze założenia Planu Morawieckiego? Szczegółów jeszcze nie znamy.

- Co do kierunków przyjąłem je bardzo dobrze. Innowacyjność to nie jest nowość, poprzednia ekipa mówiła o konieczności zmiany stylu gospodarki z bycia manufakturą do intelektualnego kraju. Własność intelektualna, ilość patentów ma się rozwijać. Mamy za mało patentów. Wydatki na sprawy naukowe i know-how są za małe. Te kierunki z Planu, plus większe dostrzeżenie roli małych i średnich przedsiębiorstw to dobre kierunki. Martwię się tylko, żeby premier zdołał to zorganizować i żeby to zafunkcjonowało.

 

Skoro pan mówi o małych i średnich przedsiębiorstwach to rozumiem, że 15% CIT przyjmuje pan z optymizmem?

- Przyjmuję to bardzo dobrze. To jest dobra propozycja merytoryczna. To mniejsze obciążenia podatkowe dla małych i średnich. Te firmy zapewniają ponad 50% PKB. To rzecz do odznaczenia na liście PiS. Oni to obiecywali. Nie powinno nas to dziwić. To obowiązek wykonania planów gospodarczych.

 

Da się to zrobić? Z jednej strony mówimy o Planie Morawieckiego i symbolicznym bilionie. Z drugiej strony jest program 500+, który będzie sporo kosztował, zapowiedź obniżenia wieku emerytalnego. To nie rozsadzi naszych finansów?

- To wszystko jest bardzo dobre co się stało. Bez tego nie byłoby możliwe to co powinno się stać w polityce prorodzinnej. To historyczna zmiana w myśleniu i podejściu do polityki prorodzinnej, która naszej gospodarce jest niezbędna. Odważenie się i powiedzenie, że dzisiaj 120 euro na dziecko będzie przeznaczane. W porównaniu z innymi krajami to nie są najwyższe stawki. To pierwszy krok, który chciałbym, żeby za chwilę przekuć w wydatki inwestycyjne. To ma miejsce. Bez programu 500+ nic by się nie zmieniło. Dalej rodziny by były same sobie, mając miękkie udogodnienia jak karta 3+ i dłuższe urlopy. To doceniamy, ale ja to kiedyś nazwałem, że to okruchy ze stołu. Dziś jest poważna propozycja. Premier Morawiecki ceni sobie rozwój naszej gospodarki przez inwestycje. Zmieńmy te 500+ na inwestycje w mieszkania, żeby osoby, które 1 kwietnia będą miały uprawnienia, mogły wziąć preferencyjny kredyt i za zapewnione tak przychody mogły wziąć mieszkanie i rozwijać rodzinę. To jest możliwe w przyszłości. Bez 500+ to nie byłoby możliwe. 17 miliardów to nie jest dużo. Nawet jak to będzie 20 miliardów w przyszłym roku. To wydatki, które powinniśmy od dawna ponosić.

 

Pan mówi o programie związanym z rozruszaniem branży budowlanej. Tymczasem 500+ to teraz czyste rozdawnictwo.

- Trochę zgoda. Na razie nie jest to program inwestycyjny. Dlatego zabiegam i dyskutuję, żeby te pieniądze mogły być przekierowane w sposób zorganizowany. Dzisiaj 500 złotych w gotówce ma jeden mankament. Tak pobierane kwoty nie mają gwarancji, że będą mogły być pobierane po zmianach politycznych. To jest coś co powoduje, że wskaźnik dzietności nie zwiększy się tak bardzo, jakby pewność pobierania tych kwot była na zawsze. Dzisiaj pan za mocno powiedział, że to rozdawnictwo. Nie. Jeśli rząd nie dogada się z bankami i deweloperami... Bo mi chodzi o namówienie rządu do zorganizowanej sprzedaży mieszkań na kredyt. Potrzebne są cztery strony: rząd, rodzina, deweloper i bank. Wszyscy by zyskali. Dziś można to zrobić na zasadzie dobrowolności. Pracujemy nad tym. Prawnicy pracują nad przygotowaniem stosownej umowy. Jak nam się uda doprowadzić do podpisania jej na zasadzie dobrowolności to uważam, że taka rodzina będzie miała jako pierwsza w Polsce zapewnione, że wejdzie za chwilę do nowego mieszkania a spłata kredytu spowoduje, że program 500+ dla tej rodziny stanie się inwestycyjny. Tu zgoda. Drugi krok jest potrzebny.