Zapis rozmowy Jacka Bańki z Joanną Kluzik–Rostkowską, minister edukacji narodowej.

W Krakowie co trzeci sześciolatek nie pójdzie we wrześniu do szkoły. To klęska reformy oświatowej?

- Po pierwsze poczekajmy do 1 września. Sprawy mają się tak: z całym szacunkiem do każdego rodzica, który nie jest pewien czy jego dziecko jest dojrzałe, po to są poradnie, żeby to sprawdzić. Sprawdzanie dojrzałości dziecka w marcu nie ma sensu. Im bliżej roku szkolnego to sprawdzimy, tym większą pewność będziemy mieć. Dlaczego w marcu są odroczenia? To jest związane z rekrutacją do przedszkoli. 1/3 rodziców chce się zabezpieczyć i mieć dokument, który pozwoli na obecność dziecka w przedszkolu. Decyzja będzie jednak przed 1 września. Rok temu było to samo. Poradnie mówiły, że przychodzi rodzic i mówi, że dziecko jest małe i powinno być w przedszkolu. Takie dokumenty były wydawane.

 

Odroczeń już teraz jest dwa razy więcej niż w zeszłym roku. To samorząd zawinił zbierając zaświadczenia do początku marca czy to działalność Elbanowskich?

- To nie jest specyfika Krakowa, że szturmuje się poradnie w marcu. W całej Polsce rekrutacja do przedszkoli jest w tym samym czasie. W dużych miastach, gdzie są problemy z dostępnością do przedszkola, rodzice się zabezpieczają. W małych miejscowościach, gdzie wszystko jest mniejsze a przedszkola są dostępne, problem nie występuje.

 

Czyli nie trzeba będzie ministerialnego zarządzenia, żeby raz jeszcze testować sześciolatki?

- Każdy rodzic ma prawo zbadać dojrzałość dziecka. Każde dziecko ma prawo być w sytuacji, kiedy byłoby lepiej, żeby poszło do szkoły później. Nie róbmy wielkiej sprawy. Na pewno szturm na poradnie w marcu świadczy bardziej o dojrzałości rodzica. Badania dziecka ma sens w lipcu. Jakąkolwiek decyzję podejmą rodzice, chciałabym żeby zadali sobie pytanie co będzie robić dziecko w przedszkolu, jak jego przyjaciele będą już w szkole. Ono z kolejnym rocznikiem w przedszkolu będzie robiło to samo. Szanuję to, nie będę nic proponowała. Każdy samorząd musi być przygotowany i mieć dobrą ofertę szkolną. Dla rodziców polecam namysł czy z punktu widzenia dziecka, rok w przedszkolu jest zyskiem czy stratą.

 

Gmina Iwanowice zlikwidowała wszystkie szkoły publiczne i oddała je stowarzyszeniom. Teraz Zbylitowska Góra robi to samo. Czym to się może skończyć? Jakie są społeczne i edukacyjne konsekwencje takich działań?

- Sprawa z Iwanowicami nie jest zakończona. Rozmawiałam wczoraj z wojewodą. On poprosił swoje służby, żeby sprawdzić sprawę. Mamy sytuację w gminie na Lubelszczyźnie, gdzie wszystkie szkoły zostały w ten sposób przekazane. Jak szkoła zostaje przekazana to samorząd nie wyzbywa się odpowiedzialności za placówkę. Jak coś się będzie działo to samorząd musi szkołę odebrać. Sytuacja w Iwanowicach jest inna. To wymaga rozwiązań prawnych. Czy możliwe jest zlikwidowanie wszystkich szkół? Czy to nie oznacza, że samorząd wyzbędzie się obowiązku? Bez znaczenia na intencje, trzeba zbadać to systemowo. Jestem w kontakcie z wojewodą. Analizowaliśmy to. Zobaczymy jak to zinterpretuje urząd.

 

Jakie mogą być społeczne i edukacyjne skutki?

- Z całym szacunkiem dla intencji, musimy dokładnie zobaczyć czy prawnie jest możliwe wyzbycie się obowiązku nałożonego przez ustawę. Trzeba poczekać. Jestem w kontakcie z wojewodą.