Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PiS Anną Paluch

 

Minister Zdrowia przekonuje, że odwrócił się niestety trend i rośnie liczba zakażeń, co oznacza, że trzecia fala staje się realna. Jak Podhale przyjmie ewentualne trzecie zamknięcie?

Myślę, że jednak nie dojdzie do tego zamknięcia, chociaż miniony weekend walentynkowy w Zakopanem to było coś bardzo nieprzyjemnego i robiącego bardzo złe wrażenie. Można wypoczywać i zachowywać restrykcje, o co apelują sami przedsiębiorcy. Bo ich żywot m.in. od tego zależy, czy będą mogli świadczyć swoje usługi. Oczywiście rząd stara się pomagać, na ile może, przedsiębiorcom – to już 183 miliardy z górką – ale każdy rozumie, że chcą po prostu pracować i zarabiać sami. Sposób podejmowania decyzji przez rząd jest taki, że przynajmniej co dwa tygodnie są badane parametry, w jaki sposób pandemia się rozwija. Jeżeli te wskaźniki wzrosną, to może być problem. Przypominam, że wrześniu ubiegłego roku to było poniżej tysiąca zakażeń, koło 20.10 to było niecałe 10 tys. One gwałtownie skoczyły po tych ruchawkach na ulicy urządzanych przez panią Lempart i jej koleżanki. I dopiero wprowadzenie tych restrykcji pozwoliło zbić zakażenia z 27, 28 tys. do tych kilku tysięcy, które w tej chwili mamy. Jeśli nie będą się ludzie zachowywali rozsądnie, będzie kłopot.

Tylko że na efekty tego, co działo się w weekend, musimy dwa tygodnie poczekać. Wczoraj w Radiu Kraków prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej apelowała: Dajcie nam szansę. Pytanie, czy apele wystarczą, czy coś się powinno zmienić przed kolejnymi weekendami nie tylko na Podhalu. Mówiła pani o Szczawnicy. Tam również ni brakowało przykładów łamania reżimu sanitarnego.

Skoro nasz gatunek to homo sapiens, to wypadałoby zachowywać się rozumnie, a nie jak stado małpiszonów w gaju bananowym, jak się ci państwo w Zakopanem zachowywali. To było bulwersujące. Ale w Pieninach też jest tak, że schodzą ludzie z gór i powinni sobie zdawać sprawę, że nie przyjechali do buszu, tylko do miejscowości, gdzie mieszkają ludzie, których wypadałoby jednak nie zarażać. Ksiądz Tischner mówił, że moja wolność się kończy tam, gdzie się zaczyna niewola i krzywda innego człowieka. Wypadałoby dojść do wniosku, że skoro schodzę z gór, gdzie było pusto, wchodzę do miasta, to wypadałoby założyć maskę. To powinien być alfabet zachowań, bez tego nie wyjdziemy z epidemii. Doceniam te apele przedsiębiorców, bo oni po prostu walczą o życie. Jeszcze dwa miesiące temu, kiedy były rozstrzygane kwestie dotyczące ferii, przedsiębiorcy się spotkali z lokalnymi samorządami, próbowali namówić rząd, żeby nie robił takich dużych obostrzeń i sami próbowali wypracować rozwiązania, żeby było w pewnym zakresie możliwe przyjmowanie gości.

 

Dzisiaj samorządowcy z Podhala przekonują, że gdyby to wszystko było rozciągnięte w czasie, być może do takiej sytuacji, jak ta z ostatniego weekendu, by nie dochodziło.

Wszyscy epidemiolodzy mówią, że te wielkie fale przemieszczające się z północy na południe, generują zakażenia. I tu jest problem.

Jeszcze jest kilka innych problemów. Na Podhalu są przypadki otwierania tych firm, które powinny pozostać zamknięte. Potwierdza to prezes TIG, choć tłumaczyła, że są to przedsiębiorcy, którzy znaleźli się na krawędzi i ratują, co można jeszcze uratować. Czy ewentualny ponowny lockdown powinien przynieść surową egzekucję przepisów, czy to może być tak, jak do tej pory, tzn. że gdzieś tam będą działać przedsiębiorcy i włos z głowy im nie spadnie?

Przede wszystkim trzeba egzekwować przepisy od ludzi, którzy nie zachowują obostrzeń.

Z tego co wiem, to jest sto kilkadziesiąt postępowań czy nałożonych mandatów po weekendzie zakopiańskim. To nie jest tak, że policja śpi. Sanepid powinien robić swoje. Trzeba zachować umiar i zdrowy rozsądek. Mam nadzieję, że falę zachorowań uda się opanować i wszystko zależy od rozsądnego zachowania ludzi. Każdy powinien się odkażać, myć ręce, chodzić w maseczce, bo przecież maseczka chroni innych. Wtedy jest szansa, z nie będzie obostrzeń.

Czy cos zmieniłoby otwarcie gastronomii? Słyszymy opinie, że gdyby gastronomia była otwarta, ni byłoby tego, co działo się na ulicach. Czy po tych wydarzeniach realne wydaje się pani otwarcie branży gastronomicznej?

Trudno powiedzieć. Na pewno rząd nie będzie się chciał zdecydować na luzowanie obostrzeń, dopóki nie zobaczymy, jaki wpływ na poziom zakażeń miał weekend walentynkowy. Najpierw patrzy się na skutki wcześniejszych poluzowań, a potem podejmuj się decyzje, co robić dalej. Ne wydaje mi się, że by było luzowanie restrykcji, dopóki nie będzie jasnej oceny wpływu ostatniego weekendu.

Musimy czekać do następnego tygodnia. Tak też komunikuje rząd. Na koniec polityka w wymiarze partyjnym. Czy problemy w Porozumieniu wpłyną na stabilność Zjednoczonej Prawicy?

Chcielibyśmy, żeby nie wpłynęły. Te kontrowersje mają charakter statutowy, formalny. Ten spór powinno rozstrzygnąć samo Porozumienie. Partia polityczna to nie powinno być towarzystwo wzajemnej adoracji, tylko wspólnota ludzi, którzy mają jakiś wspólny cel, łączy ich program. Polityka to jest zajęcie dla ludzi z ambicjami. Takie rzeczy się zdarzają i trzeba to przezwyciężyć. Ten spór jest formalny. Tak jak Jarosław Gowin uczestniczył w radach koalicji z panem Bielanem do kwietnia 2020, później uczestniczył obecny wicemister Marcin Ociepa wraz z wicepremierem Gowinem. Wszyscy jesteśmy ludźmi rozsądnymi i każdy sobie zdaje sprawę z tego, że tylko spoistość Zjednoczonej Prawicy pozwoli dalej prowadzić program zmiany Polski, przebudowy, która jest konieczna. Ta sytuacja, w jakiej znajduje się Polska, chociaż jesteśmy stosunkowo najmniej dotknięci tym spowolnieniem gospodarczym (ostatnie dane, że nadwyżka eksportu nad importem to jest 53,5 mld, jakiej do tej pory nie było)... Teraz kiedy jest szansa, że już niedługo przez szczepienia zwalczymy koronawirusa, musimy się szybko odbić. Trzeba tej spoistości i myślenia o Polsce.

Co będzie, jeśli gowiniści będą blokować część ustaw proponowanych przez PiS? Zapowiedzi już takie są.

Nie sądzę. To są takie przekomarzanki wewnątrz. Zwłaszcza ci mniejsi partnerzy się starają pokazać wyborcom, że są, że istnieją. To nie jest tak, że PiS o wszystkim decyduje. My to rozumiemy, rozmawiamy, przekonujemy. Wszystkie te projekty, nad którymi teraz pracujemy, czy ten projekt dotyczący mediów, czy inne, one wszystkie są omawiane, jak trzeba, zbiera się rada koalicji i idziemy do przodu.