Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką Kukiz'15, Agnieszką Ścigaj.

 

Niemcy i Francja chcą postawić Grupie Wyszehradzkiej ultimatum. Superpaństwo zamiast UE. Do przyjęcia czy nie?

- Jeśli chodzi o ultimatum to jest to smutne. Unia, czyli osoby rządzące, zamiast autorefleksji brnie dalej w dyktat. To przykre. Jesteśmy zwolennikami wzmocnienia Grupy i silnej współpracy, ale jak to ma być warunek i mają być dwie Unie to trzeba się zastanowić i rozmawiać o weryfikacji i powrocie do korzeni. Smutne, że to są warunki. Nie ma refleksji. To powinno być. Musimy się zastanowić co zrobiliśmy źle. Tego po politykach unijnych nie widać. To odjechanie od rzeczywistości. Na dole są obywatele. Politycy stworzyli sobie monarchię i będą mówili co jest lepsze dla ludzi.

 

Z jednej strony to ultimatum skazuje nas na Unię dwóch prędkości, ale z drugiej strony Paweł Kukiz mówi o potrzebie wzmocnienia Grupy Wyszehradzkiej i poszerzenia jej o Rumunię i Chorwację. To też jest perspektywa Unii dwóch prędkości?

- Paweł Kukiz odnosi się do jednego elementu. My słuchaliśmy dlaczego Brytyjczycy tak zdecydowali. Nie zgadzamy się z tym, że Brytyjczycy nie wiedzieli na co głosują. To śmieszne. Słyszymy, że pan Cameron jest marnym politykiem. To dobry polityk. On coś obiecał i się z tego wywiązał. On słucha swoich eurodeputowanych. On się nie zgadza i podał się do dymisji. To klasa. Jak chodzi o wypowiedź Pawła Kukiza to Brytyjczycy mówili, że przeszkadza im biurokracja. My też mamy z tym problem. Chcemy, żeby UE nie ingerowała tak bardzo w ideologię. Stąd wzmocnienie Grupy Wyszehradzkiej może osłabić zapędy Niemiec i Francji do budowania Unii biurokratycznej.

 

Może powinniśmy szukać za wszelką cenę zbliżenia z Berlinem i Paryżem?

- Jak to ma wyglądać na przyjmowaniu warunków to nie jest to podejście partnerskie. Słyszymy o tym. Myślałam, że będzie refleksja, ale tu jest brnięcie. Dochodzimy do takich absurdów, że nagina się politykę i prawo pod lobbing gospodarczy. Czasem nazywamy ślimaki rybą. To nie jest śmieszne. Budowanie partnerstwa to nie jest podporządkowanie się. Wyjście Wielkiej Brytanii z UE, co jeszcze się nie stało, może wzmocnić pozycję Niemiec czy Francji.

 

Kukiz'15 w dłuższej perspektywie chciałby wyprowadzić Polskę z UE?

- Nie. Nie jesteśmy zwolennikami wyjścia Polski z UE. Chcemy uczestniczyć w dyskursie na temat odnowy UE. Chodzi o nowe relacje oparte na dobrych podstawach. Tak było na początku UE. To jednak poszło w ideologię. Tym nie powinna zajmować się Unia. To ma być budowanie partnerstwa. Ingerowanie i narzucanie jednolitej masy jest mitologią. To wychodzi teraz. Będzie to dalej wychodziło. Nie ma utopii. Są różnice kulturowe. Trzeba to szanować. Będziemy zwolennikiem tego, żeby Unia zrobiła autokorektę, ale dalej była Unią Europejską.

 

W cieniu Brexitu giną różne sprawy. Ministerstwo edukacji narodowej chce zastąpić technika i zawodówki szkołami branżowymi. To dwustopniowe szkoły, które by były dostosowane do rynku pracy. Da się to zaprogramować w tej 4-letniej perspektywie?

- Ostrożnie podchodzę do propozycji PiS. Cele są słuszne. Jestem zwolennikiem dostosowania kształcenia do rynku pracy. Zniszczyliśmy kształcenie zawodowe. Mamy deficyty fachowców na rynku. Tu jest cel słuszny. Podoba mi się to, że będzie kierowanie jak chodzi o predyspozycje zawodowe. Martwi mnie to co się pojawia w propozycjach. Nie widzę wielkiej różnicy między tym co teraz jest, czyli technikami i szkołą zawodową. To zmiana strukturalna, ale oparta na podobnych założeniach. Nie jestem entuzjastką uzawodowienia matury.

 

Właśnie. To jest coś, co wzbudza wątpliwości. Pani zajmowała się rynkiem pracy, współpracowała pani z urzędami pracy. Nauka w takiej szkole branżowej kończyłaby się po 4 latach maturą techniczną, która by nie dawała wstępu na studia magisterskie. To matura pocieszenia?

- Nawiąże do mojej współpracy. Tak jest u nas, że jak się widzi jakiś problem to wymyśla się kolejną instytucję. Teraz mówimy o maturze dwóch prędkości. Pojawia się coś obok tego, co już jest. To nie jest reforma. Pojawia się centrum kształcenia praktycznego, które nie ma określonej roli. Mamy już centra kształcenia ustawicznego, mamy urzędy pracy. To kolejne nadbudówki pochłaniające pieniądze. Nie ma mowy o roli powiatowych urzędów pracy. Będziemy znowu obok tych centrów wyłaniać instytucje szkoleniowe? To mnie martwi. Każdy problem to nowi urzędnicy i instytucje. Jak to będzie finansowane? Jak będziemy za każdym razem tworzyć owe instytucje to z 800 tysięcy urzędników dojdziemy do 1,5 miliona. To mnie martwi. Nie podoba mi się to. Trzeba upraszczać. Trzeba kształcić nauczycieli i wprowadzać zajęcia praktyczne. To jest dobre. Te dobudówki urzędnicze, które się pojawiają, będą zbędnym pośrednikiem.

 

Da się przewidzieć co się będzie działo na rynku pracy za 4 lata?

- Da się. To nie jest długa perspektywa. Jakby się dobrze współpracowało z pracodawcami to nie jest to trudne do oszacowania. Są granice błędu, ale teraz ta polityka jest partyzantką. Każda instytucja coś projektuje, ale nikt nie kieruje młodymi. Nawet 8 lat to nie jest taka duża perspektywa. Chodzi też o kierowanie predyspozycjami młodych ludzi.

 

Dzisiaj może dowiemy się co dalej z gimnazjami. Jakie jest pani zdanie?

- Kiedyś byłam przeciwnikiem gimnazjów, teraz porozmawiałam z nauczycielami i mam obawy czy przy takiej sytuacji politycy powinni kombinować przy oświacie. To są wieloletnie konsekwencje. Nie wiem czy to dobry moment na zmiany systemowe. Może programy? To przecież kuleje.