Zapis rozmowy Jacka Bańki z Aleksandrem Miszalskim, posłem KO, szef Małopolskiej PO

 

- Kiedy poznamy oficjalne stanowisko Platformy w sprawie prawa aborcyjnego? Początkowo planowano to na poniedziałek.

- Niebawem. Prace zespołu marszałek Kidawy - Błońskiej są na ukończeniu. W środę jest zwołany zarząd krajowy. Nie chcę przesądzać, że to będzie w środę, bo tego nie wiem, ale myślę, że niebawem. Nie chcemy podejmować takich decyzji pochopnie, chcemy wysłuchać opinii grona ekspertów i wszystkich zainteresowanych.

- Jeśli postawią państwo na liberalizację, to część z tych 20 sygnatariuszy listu w sprawie prawa aborcyjnego może odejść z partii?

- Nie wiem, trzeba pytać każdego z tych posłanek, posłów oddzielnie, bo to nie będzie grupowa decyzja. W Platformie był zawsze dobry zwyczaj, że mimo zarysowanego kierunku, który może ulec ewolucji, jednak były ramy, w których się wszyscy odnajdowali i była światopoglądowa wolność w zakresie wyboru. Tylko w sytuacjach skrajnych były podejmowane decyzje, natomiast poza tym było raczej szerokie spektrum poglądów, od bardziej liberalnych do bardziej konserwatywnych. Myślę, że teraz też tak będzie. Nawet jeżeli generalny kierunek ulegnie jakiejś zmianie.

- Pamiętajmy, że nieustannie poluje Szymon Hołownia, wczoraj do Polski 2050 przeszła jedna z posłanek Nowoczesnej. Będą kolejne takie transfery? Spodziewa się pan w najbliższym czasie? Choćby transfery związane z tymi 20 posłami, którzy podpisali się pod listem ws. prawa aborcyjnego?

- Naprawdę nie wiem. Nie jestem w tej grupie, więc ciężko powiedzieć. Rzeczywiście Szymonowi Hołowni bardzo zależało na tym, żeby to koło powołać, więc dokładał wszelkich starań, by tę trójkę mieć i pewnie stąd rzeczywiście te ostatnie transfery. Zobaczymy. Nie przywiązywałbym do tego, co się dzieje w opozycji tych pojedynczych osób, które przechodzą czasem ze względów ideologicznych, czasem czymś skuszone do innych formacji, bo najważniejsze jest to, że - jak pokazują wszystkie sondaże - zjednoczona lista od Lewicy, przez PSL, Koalicję, PO całą i Hołownię, to nawet 57 - 58 proc. głosów. W związku z tym ostatni sondaż, jaki widziałem, to już powyżej większości, która może odrzucić prezydenckie weto i raczej skupmy się na tym, żeby na koniec - kiedykolwiek te wybory będą, bo niewykluczone, że będą wcześniej niż konstytucyjne terminy, to żeby ta koalicja powstała i żeby wygrała. Myślę, że ciekawsze jest to, co się dzieje na prawicy, czyli wyrzucanie się posłów z Porozumienia.

- Ale to jest pytanie do posłów Porozumienia czy Prawa i Sprawiedliwości. Zamykając tę sprawę - powiedział pan, że nie jest w tej grupie konserwatystów, którzy się podpisali pod tym listem, ale jest pan szefem małopolskich struktur, a wśród tych 20 posłów jest aż trzech posłów z Małopolski - Bogusław Sonik, Marek Sowa, Ireneusz Raś.

- Tak, znam ich poglądy od lat, są konserwatystami i napisali list, ponieważ się z jego treścią identyfikują, co nie znaczy, że nie możemy współpracować efektywnie w innych kwestiach.

- Dlaczego nie powrót do kompromisu aborcyjnego, a potem referendum, jak chce ta grupa konserwatystów?

- Mogę powiedzieć o swoim poglądzie. Ja uważam, że dotychczasowy kompromis aborcyjny miał warunki bytu pod warunkiem, że wszystkie strony go przestrzegają. Było oczywistym dla każdej ze stron, że jeśli w momencie chwilowej przewagi arytmetycznej będzie próbowała złamać ten kompromis, to wahadło się raczej odbije w drugą stronę. Takie są też nastroje i oczekiwania społeczne. Z pełną premedytacją Jarosław Kaczyński zlecił Trybunałowi wydanie takiego wyroku, jaki on wydał. Niestety cynicznie w środku pandemii, bo przecież pierwsza decyzja to pierwszy szczyt, druga decyzja - publikazja uzasadnienia - to drugi szczyt. To wywołało oczywiście niepokoje społeczne, teraz nastroje są, jakie są. Jest gigantyczna zmiana również opinii w zakresie tego, jak podchodzi się do przerywania ciąży wśród społeczeństwa, szczególnie w młodym pokoleniu, ale ja podam jeden argument, który moim zdaniem jest kluczowy i mnie przekonuje absolutnie. Mianowicie przy zakazie przerywania ciąży, czy przy tym, który był, czy tym, który będzie, dalej funkcjonuje podziemie aborcyjne. W Polsce szacuje się ok. 100 tys. plus możliwość wyjechania do Czech, Niemiec i dokonania tego zabiegu. Dla mnie kluczowa jest realna ochrona nienarodzonych dzieci, a nie hipokryzja w postaci zakazu, gdzie i tak każda kobieta może to zrobić. Uważam, że jeżeli zliberalizuje się ustawę, a kobieta po zgłoszeniu chęci dokonania aborcji zostanie otoczona opieką lekarską, psychologiczną, a może również duchową i przynajmniej część z tych kobiet, przekonana, że poradzi sobie z urodzeniem dziecka i to dziecko urodzi, to będą to realnie uratowane życia, a nie zakaz fikcyjny, który i tak nie działa, bo każdy może to zrobić za 500 zł. To dla mnie jest hipokryzja.

- Znamienne jest to, że to obóz władzy zaostrza prawo aborcyjne, ale staje się to problemem opozycji, którą ta decyzja dzieli.

- To jest właśnie psychiczna rozgrywka, w którą niestety część naszych kolegów partyjnych daje się złapać.

- Mówił pan o ostatnich sondażach. Czy projekt Koalicja 276 miał tylko charakter medialny i przestał być już aktualny? Bo chyba nikt się do Koalicji 276 nie pali, przynajmniej na razie. Szef ludowców mówi, że potrzebne są dwa bloki opozycyjne, z kolei przedstawiciele lewicy mówią, że nie widzą się w jednym bloku z konserwatystami.

- Ja to rozumiem. To jest tak, że ponieważ są trzy lata do wyborów, to każdy walczy o swoją tożsamość. Każdy podkreśla różnice, każdy podkreśla własny program. Z punktu widzenia mechaniki polityki to jest zrozumiałe. Natomiast wszyscy widzieli badania, które były prowadzone w trzech niezależnych sondażowniach i wszyscy widzą, że pójście w jednym bloku daje korzyści ze względu na system wyborczy, korzyści matematyczne, no i możliwość później rządzenia, włącznie z potencjalnym odrzucaniem weta, bądź nawet jeśli wynik był trochę lepszy to zmian Konstytucji. Myślę, że na koniec wszyscy pójdą po rozum do głowy i jeżeli te sondaże i ta dynamika preferencji politycznych Polaków będzie się potwierdzać, to myślę, że na koniec wszyscy w interesie Polski jakieś kompromisy z własnym stanowiskiem podejmą i będzie jedna lista, a w najgorszym wypadku dwie, jeżeli by faktycznie to dawało wyższy wynik sumaryczny.

- Ludowcy nienajlepiej wspominają jedną listę w eurowyborach, do dzisiaj przypominają tę sytuację. Panie pośle, na koniec, czy zakopiańskie hulanki, do których doszło w weekend doprowadzą nas do ponownego lockdownu? Jak pan ocenia tę sytuację jako przedsiębiorca i przedstawiciel branży turystycznej, to, co wydarzyło się w ostatni weekend w Zakopanem?

- Z jednej strony mówimy i przekonujemy, że obostrzenia powinny się zmniejszać, powinny się zmniejszać z głową. Nie rozumiem, dlaczego kasyna zostały otwarte, a gastronomia nie. Z drugiej strony, oglądając obrazki z Zakopanego, wszyscy przedsiębiorcy drżą, bo może się to przełożyć na większą falę zachorowań i znowu ktoś wpadnie na pomysł, żeby przymknąć na jakiś czas biznesy. Rozumiem ludzi, którzy po długim czasie niewychodzenia z domu odreagowują. To było na świeżym powietrzu, gdzie w maskach ryzyko zakażenia jest małe, aczkolwiek nie powiem, żebym pochwalał tego typu imprezy. Myślę, że tu jest też rola służb porządkowych, bo jeśli słyszę, że do przedsiębiorców, którzy na przykład nie dostali żadnej pomocy od rządu, bo znam takich, którzy nie z własnej winy, tylko dlatego, że prawo jest dziurawe, do nich wpada policja, rekwiruje im kasy fiskalne, nakłada mandaty, wyprasza gości, to dlaczego tam nie było służb porządkowych, które, zanim to się zaczęło, ich nie kontrolowały. Nie trzeba być mega mózgiem, żeby wiedzieć, że jeżeli otwieramy hotele, gospodarkę i są walentynki, to w takim miejscu jak Zakopane będzie trochę ludzi i jeśli chcemy pilnować tego, to tam powinny być służby i od samego początku zapanować nad tym, a nie dopiero jak już widzieliśmy te filmy, co tam się działo. Tego nie rozumiem.

- To, co teraz, przed kolejnymi weekendami? Pewnie najazdy weekendowe na Zakopane będą się powtarzać, zima jeszcze trochę potrwa.

- To jest rola służb, żeby takim sytuacjom zapobiegać zawczasu, a nie dopiero jak ludzie wrzucają filmy do sieci. Myślę, że policja, straż miejska wiedzą, co robić w takich sytuacjach. Ze strajkami kobiet radzili sobie tak, że jak strajki kobiet były ogłoszone, to dwie godziny wcześniej już było 50 radiowozów i czekały na te biedne kobiety, które przyjdą. No to teraz nie można zmobilizować tych służb? Oczywiście pokojowo, bo tu nie chodzi o to, żeby kogoś pałować, bić i zamykać w kotle. Natomiast ostrzeżenia i nawoływanie do tego, żeby dbać o zasady bezpieczeństwa sanitarnego, wszystkim by się przydało, bo przypomniałoby tym ludziom, że jesteśmy w stanie epidemii i trzeba uważać.

- Tym bardziej że przedsiębiorcy, hotelarze zdali egzamin. Gorzej było z tymi, którzy za bardzo sobie pofolgowali na Krupówkach.