Każdy ten dzień zapamiętał inaczej. Po jednych przyszli o świcie, inni zaspali i nie wiedzieli co się wydarzyło. Ale jedno jest pewne - nikt go nigdy nie zapomni.

Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego zakończyliśmy strajk na uczelni - doniesiono nam, że "coś się szykuje". W sobotę w nocy oglądałam film w telewizji, gdy nagle o północy obraz się urwał. Nie zdziwiło to nas szczególnie, bo ciągle coś wówczas przestawało działać, albo wyłączano prąd. Poszliśmy spać a rano nie było Teleranka - był za to generał, zwany spawaczem i jego pamiętne słowa...

Nieapetycznie mlaskający generał z groteskowo przekrzywionym orłem za plecami a w radiu jego przemówienie odtwarzane na zmianę z muzyką poważną, głównie Chopinem...

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było usunięcie z domu"bibuły"/ jak się później okazało nie całej :-)/, później pobiegłam na uczelnię , gdzie zastałam zamknięte drzwi i ogłoszenie, że zajęcia zostają odwołane na czas nieokreślony, następnie do mamy. Dzień był piękny, mroźny, zimowy, mnóstwo śniegu. Na ulicy Szerokiej rzędem stały milicyjne samochody, pełno było milicji i ZOMO a mama, która nie włączyła radia i nie wiedziała co się stało, rzucała psu śnieżki. Sytuacja kompletnie absurdalna. Pamiętam jak zamarła kiedy powiedziałam jej o wprowadzeniu stanu wojennego - nikt wówczas nie wiedział co to będzie oznaczać. Starsi ludzie, którzy pamiętali wojnę, byli przekonani, że właśnie wybuchła kolejna wojna. Sąsiadka mamy, która wtedy do nas podeszła na ulicy zapytała, czy trzeba będzie oddawać radia - tak zapamiętała początek okupacji...

Przede mną - o czym jeszcze tego ranka nie wiedziałam - były najsmutniejsze święta w moim życiu, a później wiele szalonych "gier ulicznych"

Pytano wówczas - kiedy skończy się stan wojenny i odpowiadano - kiedy szeregowcy z DTV zostaną generałami. Młodszym wyjaśniam - Dziennik Telewizyjny, straszliwa tuba propagandowa komunistów, w czasie stanu wojennego zamieniła się w jeszcze większą / o ile to możliwe/ tubę propagandową. Dziennikarze przekazywali nieprawdopodobne kłamstwa wciśnięci w mundury wojskowe...

No ale wiadomo jak to się i dla kogo źle skończyło. Jak widać nie należy wypowiadać wojny własnemu narodowi i pamiętać, że pycha zawsze kroczy przed upadkiem.

A przede wszystkim, nawet w najgorszych momentach, nie należy tracić poczucia humoru, bo czasami to jest jedyny ratunek.