Jak wyjaśnia rzecznik Sądu Okręgowego w Tarnowie sędzia Tomasz Kozioł, jeśli znany jest właściciel takiego przedmiotu to sąd wzywa go do odebrania rzeczy, która czeka na niego w sądowym depozycie przez 3 lata. Jeśli jednak nie wiadomo, kto jest właścicielem to dopiero po 3 latach przechowywania sąd daje ogłoszenie na tablicy oraz stronie internetowej o wezwaniu do odbioru, na co właściciel ma kolejne 3 lata i 6 miesięcy. W przypadku przedmiotów o wartości przekraczającej 5 tysięcy złotych dodatkowo ogłasza się taką informację w gazecie. Czyli łącznie niektóre przedmioty są przechowywane przez 6 lat i 6 miesięcy, a do tego trzeba doliczyć lata trwania śledztwa oraz procesu sądowego.

"Zgłaszają się nieliczni. Osoby, które mają wartościowe depozyty. Przede wszystkim telefony, laptopy, ale też dokumentację firmy. Natomiast po mniej wartościowe rzeczy się nie zgłaszają, w tym ubrania, tym bardziej jeśli należały do osoby, która np. uległa wypadkowi" - mówi sędzia Kozioł.

Robert Włodarz z Biura Dowodów Rzeczowych tarnowskiego sądu w rozmowie z Radiem Kraków dodaje, że jeśli sąd ustali właściciela depozytu i taka osoba odebrała postanowienie o zwrocie, a mieszka daleko, np. na drugim końcu kraju, to on wysyła im te przedmioty. Włodarz dodaje, że zdarzyły się przypadki, że ktoś przychodził do sądu i mówił, że zrzeka się danego przedmiotu, ale i tak musiał być on dalej przechowywany.

Ustawa przewiduje, że właściciel przy odbiorze powinien zapłacić za przechowywanie rzeczy w sądowym depozycie. W praktyce nie jest to jednak stosowane.

Po 3 lub 6 latach i 6 miesiącach sąd podejmuje postanowienie o likwidacji depozytu na rzecz Skarbu Państwa, czym zajmują się Urzędy Skarbowe. Rzeczy wartościowe powinny być sprzedawane w drodze licytacji, pozostałe niszczone. Jak wyjaśnia zastępca naczelnika Drugiego Urzędu Skarbowego w Tarnowie Janusz Marek, w 2017 roku sąd przekazał placówce w 66 sprawach około 100 przedmiotów. Rzeczy z depozytów stanowiły 39 procent wszystkich przekazanych przez tarnowski sąd. Pozostałe to przedmioty, co do których sąd stwierdził przepadek. Takie jak nóż, który mógł służyć do popełnienia przestępstwa.

Łącznie w 2017 roku Urząd Skarbowy otrzymał z sądu około 350 przedmiotów. Nie próbował sprzedać ani jednego, bo specjalna komisja likwidacja uznała, że nie nadają się do sprzedaży. "Mówimy tu o rzeczach, które nie zostały odebrane przez minimum 3 lata od wezwania. Zniszczone, zużyte spodnie, buty, bluzki, kurtki. Wyrwane radia samochodowe, zepsute myszki, zapalniczki samochodowe. Są to również elementy samochodów np. odcięta gałka drążka zmiany biegów, stłuczone lusterko, stare zużyte opony. Mamy też resztki rowerów, pokrzywione noże, scyzoryki oraz nożyczki" - wylicza Janusz Marek. Czasem "skarbówka" musi też ponosić koszty związane z niszczeniem takich przedmiotów. Jeśli się do tego nadają, to mogą zostać przekazane organizacjom charytatywnym.

Nie brakuje głosów, że czas przechowywania tych rzeczy w sądach jest zbyt długi. Nawet jeśli są to nowe telefony, to po 3 czy 6 latach ciężko je później sprzedać.

Proces jest o wiele szybszy w przypadku przepadków przedmiotów pochodzących z przestępstwa lub służących do jego popełnienia jak np. noże, ale też samochody. Sąd decyduje o przepadku na rzecz Skarbu Państwa podczas ogłaszania wyroku. "Nie ma tutaj wieloletniej procedury przechowywania takiej rzeczy jako depozytu. Nie zajmuje to nam miejsca w magazynie i nie generuje kosztów związanych z przechowywaniem". Jak dodaje sędzia Tomasz Kozioł, zdarzały się przepadki samochodów, ale nawet kilku wagonów cystern z nielegalnym spirytusem. I w tym przypadku sąd płaci za dzierżawę bocznicy kolejowej, na której stały do momentu sprzedaży.

 

 

(Bartek Maziarz/ew)