Zapis rozmowy Jacka Bańki z prezydentem Krakowa, Jackiem Majchrowskim.

 

Ile w pana wygranej jest dobrej oceny pana prezydentury, ile głosownia za antyPiS-em?

- Mnie jest trudno to określić. Trzeba do tego socjologów. To problem złożony. Nie da się go jednoznacznie określić. To pytanie ile za antyPiS, ile za mną, ile przeciw pani Wassermann. To jest szereg elementów.

 

Jacek Majchrowski oficjalnie prezydentem Krakowa na piątą kadencję

 

Przed II turą w pana otoczeniu nie było hurraoptymizmu. Dwie debaty w Radiu Kraków trudno zaliczyć do specjalnie udanych. Co się stało w tych wyborach? Szło umiarkowanie.

- Ja mam pytanie, czy to były debaty. To było odpytywanie jak na lekcji. Macie państwo zadanie, odpowiadajcie na pytania. Debata to by była wymiana poglądów, odpowiadamy kontrargumentami. Coś z tego wynika. Tutaj tego nie było. Było pytanie i odpowiedź.

 

Celnie punktowała pani poseł Wasserman - młoda, energiczna. To był pana najtrudniejszy przeciwnik jak dotąd?

- Ja nie widziałem tej energii.

 

Podczas drugiej debaty nie?

- Poza kilkoma złośliwościami... Najtrudniejsza dla mnie była pierwsza kampania. Miałem kilku poważnych przeciwników. Tam były prawdziwe debaty i prawdziwa kampania.

 

Nie ma pan wrażenia, że to była dyskusja o przyszłości Krakowa?

- Wszyscy kontrkandydaci mówili, że zrobią to, co ja już zrobiłem, lub co robię. To było kręcenie się wokół tematów, które ustawiły media. Korki, smog, zieleń. Tak się to kręciło.

 

Wrócę do pytań posłanki Wassermann. Jaki będzie dług, który będzie pan musiał teraz spłacić Koalicji Obywatelskiej po wyborach?

- Nic nie brałem na kredyt. Do żadnych długów się nie poczuwam. Gdy idzie o współpracę i wzajemne relacje, dotyczyło to wyborów do Rady Miasta. Tu startowałem jako ja. Miałem poparcie, ale we wszystkich kolejnych wyborach było tak samo. Jak do II tury wchodził kandydat PiS, popierało mnie PO i odwrotnie. Ja nie czuję się niczyim dłużnikiem. PiS zrobi czystkę w Urzędzie Marszałkowskim. Dobrych fachowców chętnie wezmę do urzędu.

 

To tkwi w pytaniu pani poseł. Urząd Miasta zmieni się w urząd zatrudnienia dla polityków PO?

- Wszędzie gdzie PiS obejmie władze, są potrzebne takie urzędy. PiS czyści wszystkie struktury. Tu pewnie zrobi to samo. Wiem kto się na co szykował. To nie jest kwestia urzędu zatrudnienia. Nikt do mnie się nie zwraca, nie dzwonił, nie przychodził. Jak wyrzucą osoby wartościowe to ja chętnie je wezmę.

 

Ma pan w głowie nazwiska wiceprezydentów?

- W głowie mam

 

Zdradzi pan?

- Nie.

 

Będą to te same osoby, czy nowy zespół?

- Częściowo ten sam, częściowo nowy.

 

Kto się powtórzy?

- Podchodzi mnie pan. Nie.

 

Pełnomocnicy?

- Też. Chcę trochę przemeblować urząd strukturalnie. Do tego dopasuję ludzi.

 

Co to znaczy przemeblować?

- Poprosiłem kilu pracowników, żeby mi powiedzieli, co sądzą o zmianach strukturalnych. W paru wydziałach sprawy się powtarzają. Jak to należy zrobić? Jak będzie struktura, dostosuję osoby.

 

W jednym z wywiadów mówił pan, że będzie chciał pan wskazać swojego następcę. Nie jest tak, że dzisiaj najpoważniejszym, lokalnym politykiem po panu jest Łukasz Gibała i to będzie jego czas? Być może to byłby najlepszy pana następca? Jak pan spogląda na Łukasza Gibałę jako nowego radnego?

- Przekonamy się. Dowcip polega na tym, że większość kontrkandydatów nie ma pojęcia o pracy prezydenta. To nie jest chodzenie po bankietach i siedzenie w wygodnym fotelu. To ciężka praca od rana do wieczora. To praca biurokratyczna. Zobaczymy jak pan Gibała, który rzadko pracował poza swoją firmą, się sprawdzi. O ile się zorientuje na czym to polega... Codziennie trzeba podpisać około 200 pism, połowę trzeba przeczytać. To kwestia 2-3 godzin dziennie. Musi być samozaparcie. Zobaczymy.

 

Nie mówi pan, że to wykluczone?

- Nie, ale mam mieszane uczucia.

 

Mówi pan, że będzie pan godnie sprawował swój urząd. Nie brakuje jednak głosów, że będzie to kadencja schyłkowa, będzie dominował marazm. Na co pan teraz postawi?

- Podziwiam niektórych dziennikarzy i polityków, którzy tworzą wizerunek prezydenta, który siedzi przykryty kocem, pije kawę i tak działa. Kiedyś redaktor Balcewicz zrobił w miesięczniku Kraków jeden dzień z życia prezydenta. Wybrał dzień, przyszedł o 7.15 i przesiedział ze mną cały dzień przez wszystkie spotkania. Fajnie jest wykształcić taką koncepcję. To się nie ma nijak jednak do rzeczywistości.

 

Nie będzie można już ominąć tematu metra. Kiedy się dowiemy czy tak, czy nie?

- Będziemy wiedzieć jak dostanę dokument mówiący czy tak, czy nie. Jeśli tak to którędy, dołem, górą? Analiza jest zlecona. Ma to być w listopadzie przyszłego roku.

 

Czyli w przyszłym roku będziemy wiedzieć?

- Zawsze mówiłem wyraźnie. Jestem sceptykiem co do potrzeby metra. Jak jednak analizy powiedzą, że tak, będziemy to robić.

 

Za rok krakowianie będą chcieli także oddychać innym powietrzem, w związku z wejściem w życie uchwały antysmogowej. Jak pan będzie chciał współpracować z rządem, który też proponuje antysmogowe programy?

- Na razie nie ma propozycji. Jest opowiadanie o termomodernizacji. Ona ma się do smogu tak sobie.

 

Współpraca z Sejmikiem i nowymi władzami?

- Zawsze byłem otwarty na współpracę. Moim celem jest dobro miasta, nie polityczne przepychanki. Ja nie chcę się w to włączać. Nie chcę być w polityce centralnej. Mnie interesuje Kraków.

 

Teraz decyzja na dziś. Wobec przypadków odry zdecyduje się pan na obowiązek kompletu szczepień przy przyjęciach...

- Zawsze uważałem, że to jest konieczne. Proponowałem uchwałę, żeby nie przyjmować dzieci do przedszkoli bez szczepień. To nie przeszło. Widać te przypadki w Pruszkowie.

 

Czyli być może kolejny taki projekt uchwały będzie?

- Być może tak.

 

W Radzie Miasta Przyjazny Kraków osobno i Koalicja Obywatelska osobno?

- Nie wiem. Do tego podejdziemy teraz. Wszystkie rozmowy odłożyłem na czas po wyborach. Nie chciałem dzielić skóry na niedźwiedziu. Teraz trzeba się zastanowić. Mogą być dwa kluby, może być jeden. Zobaczymy.

 

Będzie pan chciał wrócić – to była inicjatywa radnej Nowoczesnej – do finansowania in vitro z kasy miasta?

- Zobaczymy jak się ułoży. To powinno być finansowane moim zdaniem przez rząd. Jeśli rząd nie chce, jakieś kwoty może dać samorząd.