Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem PO, Bogusławem Sonikiem.

 

Cytując ministra Michała Dworczyka z wywiadu dla radiowej Jedynki, ostatnia prosta negocjacji koalicyjnych i kilkadziesiąt godzin do podjęcia ostatecznej decyzji przez władze PiS. Niezależnie od wyniku tych negocjacji, dla pana największym zaskoczeniem nie okaże się wejście do rządu – jeśli nastąpi – Jarosława Kaczyńskiego?

- To trochę przypomina rytualne tańce wokół ogniska. Na końcu wszyscy zgodnie siadają do stołu. Czy wejście? Nie sądzę, żeby Jarosław Kaczyński miał ochotę wchodzić do rządu. On i tak ma pełnię władzy. To by było zaskoczenie. To wzmocnienie premiera Morawieckiego. Cała ta gra między Zbigniewem Ziobro i Mateuszem Morawieckim to gra na premierostwo. Kaczyński postawił na Morawieckiego. On nie che go destabilizować.

 

Wczoraj odbyło się spotkanie Zbigniewa Ziobro z Jarosławem Kaczyńskim. To kolejna tura negocjacji. Wczoraj pojawił się także wniosek o wotum nieufności, który złożyła PO wobec Zbigniewa Ziobro. Skąd pomysł na wniosek w takim momencie?

- Zawsze jest pytanie, kiedy taki wniosek składać. Minister Ziobro ma wiele na sumieniu. Warto wyborcom to uzmysłowić. Można dyskutować, czy moment jest dobry. Gdy losy pani premier Szydło się ważyły, był wniosek o wotum nieufności. Rano była broniona w Sejmie, po południu odwołana. Nie ma to wpływu na losy ministra. To okazja na podsumowanie jego działalności.

 

Pomysł z wnioskiem o wotum nieufności w tym momencie krytykują przedstawiciele opozycji, jak na przykład europoseł Leszek Miller z Lewicy, poseł Michał Kamiński z Koalicji Polskiej. Zbigniew Ziobro na Twitterze ten wniosek skomentował w ten sposób. „Po tym, jak poinformowałem o nowych dowodach na przestępczą działalność Sławomira N., przybocznego Donalda Tuska, natychmiast PO chce mnie odwołać. Strach zajrzał w oczy?”

- To są działania CBA, która w tej materii podejmowała działania w stosunku do Sławomira Nowaka. Minister Ziobro nie odgrywał tam specjalnej roli w śledztwie. Nie przesadzajmy. Poza tym ma prawo do obrony. W polityce wszystkich argumentów się używa. To jeden z nich.

 

Jak pan się poczuł kiedy zobaczył pan wczoraj przed Sejmem 365 główek kapusty, które wyłożyli tam rolnicy w proteście przeciwko nowelizacji ustawy zakazującej hodowli zwierząt na futra. Jak mówił przedstawiciel AgroUnii, te główki symbolizowały „puste łby posłów, którzy nie pomyśleli, jakie będą konsekwencje przyjęcia tej ustawy”. Pan był w gronie osób głosujących za Piątką dla Zwierząt.

- Tak. Uważam, że to korzystna i ważna ustawa. Oczywiście należy zastanowić się, Senat to robi, żeby znaleźć rekompensaty dla przedsiębiorców. Można przedłużyć wejście w życie tej ustawy. Te protesty… W tej chwili wiadomo, że procenty, które padają, że to 40% produkcji zwierzęcej, są nieprawdziwe. To około 8% ten ubój rytualny. O to głównie chodzi. W Senacie trwają rozmowy. Pewnie się uda znaleźć odpowiednie rozwiązanie, które będzie satysfakcjonujące dla przedsiębiorców.

 

Zamiast rocznego vacatio legis dla tych branż, które nie będą mogły dalej funkcjonować, 10-letnie jest racjonalnym pomysłem?

- Nie. Maksymalnie 3 lata można przyjąć. 10 lat to taka perspektywa, że to prawo nigdy nie wejdzie w życie.

 

Wczoraj w czasie senackiego wysłuchania pojawiła się ciekawa informacja przedstawiciela Związku Pracodawców Cyrku i Rozrywki. On powiedział, że jak te przepisy w tej postaci wejdą w życie, nie będzie można organizować rekonstrukcji Bitwy Warszawskiej czy Bitwy pod Grunwaldem. Te wydarzenia też by mogły godzić w prawa zwierząt.

- To są argumenty, które zawsze padają przy takich debatach i takich ustawach. To kontrowersyjne sprawy. Nie sądzę, żeby dochodziło do takich zjawisk. Może muszą być jakieś poprawki dotyczące rekonstrukcji wydarzeń historycznych.

 

Wczoraj o osobliwy sposób doszło do zaprzysiężenia Aleksandra Łukaszenki na prezydenta Białorusi. Doszło do niego po kryjomu. Media poinformowały już po fakcie. Uczestniczyło w nim wąskie grono zaufanych współpracowników prezydenta Białorusi. Po południu i wieczorem doszło do demonstracji. Polski MSZ nie uznaje wyników tych wyborów. Co dalej z sytuacją na Białorusi?

- Trwają protesty. Pewne przesilenie następuje. Łukaszenka czuje się człowiekiem ściganym. On tak obejmuje urząd. On dołącza do nieuznawanych przez społeczność międzynarodową republik, jak Samozwańcza Republika Doniecka. Staje się bytem, który będzie wytykany palcem i wskazywany jako państwo, które nie respektuje norm i praw. Póki ma poparcie Putina i Rosji, pewnie będzie trwał otoczony policją i siłami zbrojnymi.

 

Od wyborów minęło 1,5 miesiąca. Jeśli protesty zaczną wygasać, dojdzie do takiej sytuacji, że chociaż przez opinię międzynarodową prezydent Białorusi nie będzie uznawany, będzie rządził tak długo jak będzie chciał?

- Na to wygląda. Decydujący jest głos Kremla. Osłabiony Łukaszenka jest wygodny dla poszerzania wpływów Rosji na Białorusi. Polska powinna być Heroldem spraw wolności Białorusinów i wspierać obywateli. Oni są szykanowani, wyrzucani z pracy, więzieni. Trzeba powielić wzór KOR, czyli zbiórek na rzecz wolnej Białorusi. Solidarności wolny świat pomagał w czasie stanu wojennego.

 

Komisja Europejska – trwało to wiele miesięcy z powodu pandemii – prezentuje nowy pakt migracyjny dla UE. W nim między innymi wycofanie się Unii z przymusowej relokacji uchodźców. W zamian kraj, który nie będzie chciał migrantów przyjąć, będzie ich musiał odesłać do kraju pochodzenia. Co pan sądzi o tej propozycji?

- To są kolejne propozycje. UE nie znajduje sposobu na rozwiązanie tej sytuacji. Nowością w języku unijnym jest rozróżnienie między uchodźcami i migrantami. Brakuje mi w tym stanowisku wspomnienia roli, jaką ma Agencja Ochrony Granic. Podstawą dla każdego kraju jest ochrona granic. Europa nie może przyjąć całej biedy świata. Z tego musimy zdawać sobie sprawę. Musimy przyjąć więźniów politycznych, tych, którzy uciekają przed szykanami. Większość osób przybywających do Europy to jednak migracja ekonomiczna.

 

Można też powiedzieć, że diabeł tkwi w szczegółach. Nawet jak relokacja ma nie być obowiązkowa, państwo, które zadeklaruje, że zorganizuje operację powrotu uchodźców do kraju pochodzenia, ma na to 8 miesięcy. Jeśli wtedy skutecznie takiej operacji nie przeprowadzi, będzie musiało przyjąć uchodźców.

- Na pewno forma solidarności z Grecją i Włochami jest potrzebna. Musi być jakiś model. Nawet jak to będzie kosztować. Nie można zostawić tych krajów samych i udawać, że nie ma problemu. Szczególny nacisk musi być na ochronę granic zewnętrznych UE.

 

Takie stanowisko Komisji nie jest po latach sukcesem polskiego rządu i stanowiska, które ostro wybrzmiewało od 2015 roku? Rząd Zjednoczonej Prawicy mówił, że na przymusową relokację zgody nigdy nie będzie. Ta sprawa mocno różniła rząd Zjednoczonej Prawicy od koalicji PO-PSL.

- To generalne fiasko tamtej propozycji. Dawno to mówiłem, że nawet kraje, które nie zabierały głośno głosu, faktycznie nie przyjmowały migrantów. To był cichy opór wobec tej propozycji. Najgłośniej wyrażały go kraje Wyszehradu, w tym Polska. Trzeba uważać na język w polityce. Nie możemy być krajem, który ostentacyjnie mówi, że nie chce mieć nic wspólnego z tymi, którzy uciekają przed wojną. Popatrzmy na Węgry. One się sprzeciwiały, ale przyjmowali tych, którym przyznawali azyl polityczny.