Chwasty jak świat światem, rosły, rosną i będą rosnąć. Jak to mówią: „ziemia to bank nasion”. I wyrywać je trzeba dla dobra roślin, które chcemy uprawiać w ogrodach, choć to proces nielubianym, nużący, pracochłonny oraz nieustający. I jak pokazuje praktyka – niestety nie da się pójść drogą na skróty. 

A można by próbować? 

Kluczowym momentem dla takich niefortunnych decyzji bywa ten, kiedy decydujemy, że w naszym ogrodzie oprócz trawnika chcielibyśmy mieć również rabaty. Można więc ziemię, zgodnie z różnymi zaleceniami, w miejscu, gdzie będziemy zakładać rabaty pokryć je tkaniną, zamiast porządnie przygotować. Pierwszą jej zaletą, którą za chwilę zresztą obalę, jest nasza wygoda, czyli zabezpieczanie przed wyrastaniem chwastów. Ponoć nie trzeba będzie plewić, by rabata wyglądała schludnie, a chwasty nie zagłuszały roślin. Należy dodać, że na rynku dostępne są dwa rodzaje takich mat: agrowłókniną oraz agrotkanina. Są o różnych gramaturach i kolorach (czarny, brązowy, zielony). 

Moim zdaniem agrotkaniny należy wystrzegać się szczególnie – utkana jest z pasków, które przy nacinaniu strzępią się w sposób wyjątkowo nieestetyczny. Nacięcia na włókninie wyglądają lepiej, ale pozostawiona na słońcu po kilku latach rozpada się w rękach. Trzeba ją więc koniecznie przykryć korą lub żwirem. Obie wyglądają kiepsko jeśli są widoczne. 
 
Ale na tym wady takiego rozwiązania się nie kończą?
 
Mata ogrodowa blokuje naturalny obieg materii organicznej w ogrodzie. Nie ma jak takiej rabaty przekopać, spulchnić czy napowietrzyć gleby, nie mówiąc już o precyzyjnym regulowaniu kwasowości. Nawet kora, którą taka mata jest pokrywana też jest bezużyteczna, bo nie ma bezpośredniego kontaktu z ziemią, i procesy jej rozkładu są niemal niemożliwe. 
 
Mata często zamula się ziemią i wtedy jeszcze gorzej przepuszcza powietrze, a także utrudnia obieg wody. To co przez nią przesiąknie ma trudność wyparować, więc wody w takiej glebie często jest nadmiar, zbija się na beton. Nie ułatwia to rozstania się korzeniom, a te które już częściowo wrosły mogą zostać zaduszone i zgnić z braku powietrza. 
Bardzo często obserwujemy, że rośliny słabiej się rozrastają, szczególnie jeśli nacięcia w macie, w które sadziliśmy je są bardzo wąskie. Dotyczy to szczególnie roślin rozłogowych, bylin lub takich które z czasem rozrastają się w szerokie kępy, np. trawy ozdobne. 
 
Przez matę trudno skutecznie nawozić rośliny – zanim to, co rozsypiemy wokół dotrze do roślin osiądzie na korze i na macie. Jeśli dawkujemy wprost pod rośliny to istnieje ryzyko miejscowego przenawożenia i uszkodzenia korzeni. Poza tym jak taki nawóz wymieszać z ziemią? No nie da się… A kompost? Nasze ogrodnicze złoto? Dodawanie go w dołki podczas sadzenia to chyba jednak trochę za mało i wystarczy na krótko. 
 
Istotne są jeszcze dwie sprawy – obserwuje się, że rośliny rosnące we włókninie z czasem marnieją i zaczynają chorować z niewiadomego powodu. 

Dzieje się tak przede wszystkim z powodu tego, że korzenie nie rosną w głąb ziemi, tylko w poszukiwaniu powietrza wędrują tuż pod matą, rosnąc poziomo. Przekonać się o tym możemy zaglądając pod włókninę. W tej bliskiej warstwie korzenie są narażone przede wszystkim na nadmierne przesychanie, jeśli nie dbamy o nawodnienie, a także nie mają dostępu do ważnych składników pokarmowych, które są dopiero w głębszych warstwach. Zaburzony zostaje ich naturalny wzrost i słabną, stając się bardziej podatne na choroby grzybowe. 
Po drugie – zazwyczaj mamy kłopot z przesadzaniem roślin rosnących lub dosadzaniem nowych roślin, szczególnie cebulowych. To jest główny powód dla którego ja w swoim ogrodzie włókniny nie mam prawie wcale – bo ciągle coś zmieniam, przenoszę, dosadzam. Mata nie jest z tego powodu na pewno dla kogoś kto nie lubi sztywnych rozwiązań w ogrodzie i dla którego ogród jest przygodą na całe życie. 
 
A chwasty?

Chwasty jak rosły tak rosną! Mogą przerastać matę, szczególnie agrotkaninę, a spod niej wyrwać skutecznie cokolwiek graniczy z cudem. Trzebaby wręcz nacinać matę, by dostać się do korzeni wyjątkowo uciążliwych chwastów takich jak perz, pokrzywa, powój czy oset. Poza tym, przez nacięcia wokół roślin również chwasty mogą wydostawać się, ale tu akurat usunięcie ich nie jest aż takie trudne. 
 
Czy są takie miejsca, gdzie włóknina jest dopuszczalna? 


Może leżeć za żywopłotem, żebyśmy nie musieli się przeciskać pomiędzy ogrodzeniem a nim, żeby wykosić. Może leżeć w takim miejscu gdzie roślin na pewno nie będziemy sadzić, np. na ścieżkach lub placyku wysypanym żwirem gdzie ustawimy sobie meble ogrodowe. Można ewentualnie wykorzystać włókninę na skarpach, a potem gęsto obsadzić roślinami. Można je także ostatecznie używać w miejscach, gdzie na pielęgnację poświęca się bardzo mało czasu, czyli np. w miejscach publicznych, w ciągach przyulicznych. Zawsze z założeniem, że będziemy ją sukcesywnie usuwać.
 
Jeśli zaś zależy nam bardzo nam tym, by pomiędzy roślinami wyłożyć coś co utrudni rozwój chwastom zanim rośliny się rozrosną (czyli przez 2-3 pierwsze lata), to niech będą to cienka warstwa kartonów. Po rozłożeniu trzeba je porządnie namoczyć wodą, a dopiero wtedy rozsypać korę (najpierw drobniejszą, potem grubszą), warstwą nie grubszą niż 5 cm. Zalecane są do tego celu również gazety, ale ja tu mam spore wątpliwości ze względu na składy farb drukarskich. Na pewno nie używałabym ich w pobliżu roślin warzywnych. 

 

 

 

(Anna Kluz-Łoś/Barbara Błaszczyk)