Kolejny jaskrawy przykład, to sytuacja ze Starego Miasta. Kilka zabytkowych uliczek w najbliższym sąsiedztwie Rynku Głównego pracownicy Uniwersytetu Jagiellońskiego wykorzystują jako parking. Kiedy alarm podnieśli miejscy aktywiści, że to nielegalne, ZIKiT... zlikwidował w tym miejscu strefę zamieszkania, umożliwiając bezproblemowy wjazd.

Tym samym po najbardziej zabytkowych częściach Krakowa z powodzeniem mogą się poruszać i parkować samochody. Podobna sytuacja jest na Wzgórzu Wawelskim, gdzie auta pracowników Zamku Królewskiego parkują dosłownie na drodze prowadzącej do bram.

Doznałem szoku, kiedy niedawno, w piątkowy wieczór przechadzałem się po Starym Mieście (normalnie o tej porze bywam gdzie indziej, stąd zapewne to zaskoczenie). Ruch samochodowy na uliczkach w pobliżu Rynku niemal jak w dzień powszedni. Jeżdżące samochody sprawiały mi większy kłopot, niż ulotkarze zachęcający do wizyty w klubie ze striptizem (zaczepił mnie tylko jeden).

Urzędnicy przekonują, że UJ ma prawo do "używania" kilku ulic. A uczelnia zapewnia, że parkujący pracownicy płacą za możliwość wjazdu i postoju 650 zł rocznie. OK, przyjmuję to do wiadomości. Chodzi jednak o coś zupełnie innego.

10 minut marszu i 2 minuty tramwajem, przy Muzeum Narodowym, stoi piękny (i świecący pustkami) parking podziemny.

Kto jak kto, ale profesorowie najstarszej polskiej uczelni powinni szczególnie szanować zabytkowy Kraków. Nie mówiąc już o pracownikach Wawelu, którzy są w stanie zastawić autami wzgórze.

Jak w tej sytuacji nakłonić innych kierowców do zmiany swoich przyzwyczajeń...?

 

 

 

 

 

Maciej Skowronek