Justyna Kowalczyk była Małyszem polskich biegów, ale "efektu Małysza" nie było. Być może dlatego, że biegacze narciarscy to po prostu ciężko pracujący nogami i rękami w dążeniu do mety, a nie fruwający w przestworzach herosi.
Są mniej spektakularni, dlatego trudniej im przyciągnąć kibiców na trasy, widzów przed telewizory, a co za tym idzie - sponsorów i reklamodawców.

"Efekt Justyny" okazał się żaden, poza wzrostem zainteresowania rekreacyjnym bieganiem w miejsce wizyt na zatłoczonych stokach narciarskich.

Podobnie skończył się "efekt Tomasza Sikory" w biathlonie.

Z wieści, że trenerem kadry biegaczek został Aleksander Wierietelny, a Justyna jego asystentką oczywiście wszyscy się cieszymy. Bo z tego może wyjść tylko coś lepszego, niż to co jest teraz

Wolałbym jednak, aby oboje mieli większy wpływ na to, co dzieje w polskich biegach w ogóle, od podstaw. Bo może się okazać, że owszem, trenerami kadry są legendy, ale... nie za bardzo mają kogo trenować.

Zwróćmy uwagę, które dziewczyny zgarnęły większość medali w marcowej części tegorocznych Mistrzostw Polski. To reprezentantki LKS-u Markam Wiśniowa-Osieczany - miejscowości koło Myślenic, które nie mają profesjonalnie wytyczonych tras narciarskich. I w których przez większość zimy nie ma śniegu (leżą zbyt blisko Krakowa).

Co z zimowymi ośrodkami w Polsce?

Determinacja i mocny charakter Justyny i trenera Wierietelnego mogłyby wiele zmienić w podejściu działaczy do biegów narciarskich.

Może i w roli trenerów kadry się to choć trochę uda?

Sukcesy skoczków to wspaniała sprawa, ale przykre jest lekceważenie (przede wszystkim jeśli chodzi o wsparcie finansowe na rozwój, o inwestowanie) innych dyscyplin.

Tym bardziej, że o wiele bardziej przystępne dla ogółu jest założenie biegówek i ruszenie w trasę, niż wyjście na skocznię i fruwanie z prędkością 100 na godzinę.

Panie trenerze, pani Justyno... Na tyle, na ile się da, zróbcie tam porządek!


Maciej Skowronek