Przyznam się bez bicia, że miałam nadzieję na niezły temat do felietonu, opis dantejskich scen, dramatyczne, sklepowe historyjki - a tu nic z tego. W weekend wybrałam się do jednej z galerii -  nie żeby złowić zakupową okazję, ale żeby złowić ciekawy temat. Co zastałam? Świąteczną atmosferę / jeszcze na szczęście bez kolęd/ z choinkami, kolorowymi łańcuchami, bańkami i.... ludzi, absolutnie bez tłoku, robiących leniwie codzienne zakupy.

Black Friday się w Polsce nie przyjął? Bardzo to dziwne, bo ludzie nabierają się na wszystkie rzekome promocje, a tu taka spektakularna klapa. Może dlatego, że obniżki były rzędu 20 - 30%, czyli posezonowych wyprzedaży niemodnych już i zalegających na półkach ciuchów. Amerykański Black Friday to totalna wyprzedaż, na której można faktycznie zaoszczędzić nieźle, kupując rzeczy nawet za 10% normalnej ceny (specjalnie i z pełną premedytacją nie używam określenia -  za 10% ich wartości).

 Co się wtedy dzieje?

A co się działo w polskich sklepach w czasach PRL?

Tu jeszcze było cokolwiek na półkach - nieco inaczej było w schyłkowym PRLu. Zamiast czarnego piątku - czarna rozpacz.

Uffff - to był tylko zły sen. Nie narzekajmy, moi Drodzy, bo zawsze może być gorzej, czyli tak, jak wtedy...

Zbierając materiał do felietonu, zrobiłam też zakupy. Kupiłam tylko to, co i tak musiałam kupić, tylko mniej wydałam. Nie nabrałam się na zakup ani jednej rzeczy, która nie była mi potrzebna. Dżinsy kupuję tej samej firmy, raz w roku - kupiłam je z 25% obniżką, czyli  o 100 zł. taniej. Kupiłam też parownicę do ubrań - tu obniżka była śmiesznie niska, ale i tak ten zakup planowałam od dawna. Wędrując między sklepami, kupiłam też zimowy sweterek dla mojego psa - bo - jak wiadomo jamniki wyjątkowo zimna nie znoszą - taniej o 30%. Moi znajomi zrobili podobnie - kolega, który od dawna planował zakup krzeseł do jadalni, trafił na 50-procentową obniżkę. A Państwo poddali się zakupowemu szaleństwu? Jeśli nie, to po świętach zaczną się kolejne obniżki cen. Udanych zakupów!