Przedstawienie będzie dostępne do 15 września na kanale VOD Baletu Narodowego. Choreograf Krzysztof Pastor postanowił przenieść akcję baletu w lata 30., 50. i 90. W ten sposób zwrócił uwagę na ponadczasowy charakter tej historii. Orkiestrę poprowadził Andriy Yurkevych, zaś w głównych rolach tańczą: Julia: Yuka Ebihara; Romeo: Patryk Walczak; Mercutio: Dawid Trzensimiech; Tybalt: Maksim Woitiul. Piękny spektakl, koniecznie trzeba zobaczyć.

Oglądając ten balet zdałam sobie sprawę, że niemal nie ma Opery, która nie miałaby w swoim repertuarze tego słynnego dzieła Prokofiewa. Bo też „Romeo i Julia” to wielki przebój, który podbił świat pod względem przede wszystkim muzycznym. Wdarł się do sal koncertowych, do reklam i dzwonków telefonicznych, ale także stał się wyzwaniem dla wielu choreografów, którzy pragnęli i pragną zmierzyć się z tym słynnym tematem.

Nie jest to łatwe, bo partytura Prokofiewa aż jest pełna tanecznych trudności. Jak choćby zmiany rytmu, czy tematów muzycznych, które pod wpływem emocji i przemian bohaterów ulegają także przeobrażeniu. Jest faktem, że wiele lat temu, zanim zobaczyłam ten utwór na scenie znałam już dobrze jego muzykę. Bo suity orkiestrowe z tego baletu stały się żelaznym repertuarem orkiestr, były często wykonywane i nagrywane. Zresztą nie jest to nic dziwnego; tak też było za czasów Prokofiewa. Zanim balet miał swoją prapremierę, muzyka była już znana z koncertów.

Wszystko zaczęło się w 1934 roku, kiedy to przedstawiciele Opery w ówczesnym Leningradzie zaczęli rozmowy z Prokofiewem na temat skomponowania baletu. Temat „Romeo i Julia” został Prokofiewowi podsunięty, ale też przyjęty z zadowoleniem przez kompozytora. Prace się rozpoczęły i konkretne zamówienie na premierę baletu przyszło do kompozytora, ale z Moskwy, z Teatru Wielkiego. Tam, razem z Sergiuszem Radłowem, reżyserem i przyjacielem kompozytora z młodości, Prokofiew konstruował libretto. Muzyka powstała w ciągu lata 1935 roku, a wyciąg fortepianowy napisał Prokofiew niemal w parę dni. Kompozytor, który przecież był doskonałym koncertującym pianistą przegrał utwór na spotkaniu z dyrekcją teatru i wówczas postanowiono tę muzykę… odrzucić. Pojawiły się przede wszystkim argumenty, że jest nietaneczna. Trudno nam sobie to dziś wyobrazić.

Niektórzy mówią, że ta odmowa to była już narastająca wokół Prokofiewa sprawa polityczna, bo przecież za kilkanaście lat zostanie on oskarżony o formalizm. Ale też niektórzy zauważają, że sprawa dotyczyła bardziej sposobu rozumienia sztuki baletowej i że ówczesny radziecki teatr nie był gotowy na nowoczesny balet. A Prokofiew, który przecież wystawiał w Paryżu, współpracował z Diagilewem, dla którego napisał trzy balety: „Syn marnotrawny”, „Nad Dnieprem” i „Stalowy krok”, inaczej patrzył na sztukę baletową. Według niego muzyka nie miała służyć popisowi tancerzy, czy akcentować ich wejścia na scenę, tylko podążać za akcją dramatyczną, oddawać uczucia, jakimi targane są główne postaci. Nie miała być dogodna do tańczenia, tylko prawdziwa, wciągająca. To nie było nic nowego, bo przecież o wiele lat wcześniej zostały wystawione tak rozumiane, nowoczesne balety takie jak: „Święto wiosny” Strawińskiego, „Dafnis i Chloe” Ravela czy „Trójkątny kapelusz” de Falli. Owszem wystawione, ale nie w Związku Radzieckim.

Pod względem podejścia do baletu, traktowania go jako sztuki opowiadającej historię i pokazującej emocje (a muzyka była w służbie tej historii, ilustrowała ją i podkreślała rozgrywający się dramat) Prokofiew był bardzo bliski założeniom żyjącego w XVIII wieku mistrza tańca Jean-Georges’a Noverre’a (1727-1810), uznawanego powszechnie za reformatora baletu, twórcę nowożytnej sztuki baletowej. Tak na marginesie dodam, że to właśnie dzień urodzin Noverre’a, a więc 29 kwietnia stał się Międzynarodowym Dniem Tańca.

Prokofiew nie był zadowolony z odrzucenia baletu „Romeo i Julia”, bo wiedział, że jest to świetna muzyka, dlatego przygotował z tej partytury dwie suity, które stały się bardzo znane jeszcze przed premierą sceniczną (trzecią suitę z napisał w 10 lat później). Premiera sceniczna „Romea i Julii” odbyła się w teatrze Na Hradbach w Brnie, w 1938 roku. Autorem choreografii i reżyserem tego przedstawienia był czeski tancerz Ivo Vána-Psota. Zresztą 1938 rok to był ostatni moment kiedy pozwolono Prokofiewowi wyjechać ze Związku Radzieckiego. Ruszył wtedy w podróż koncertową: był w Czechosłowacji, Francji, Anglii i USA. Później już nigdy nie udało mu się opuścić kraju.

W Związku Radzieckim premiera „Romea i Julii” odbyła się w styczniu 1940 roku w Leningradzie, w teatrze Kirowa, w choreografii Leonida Ławrowskiego, który także całość wyreżyserował. Kompozytor był zadowolony, zwłaszcza z mistrzostwa tancerzy, ale w „Autobiografii” napisał: „ Mistrzostwo to mogłoby być jeszcze cenniejsze, gdyby choreografia dokładniej szła za muzyką. Specjalna akustyka kirowskiego teatru, a także konieczność podawania tancerzom rytmu jak można najwyraźniej, zmusiły mnie do doorkiestrowania baletu w wielu miejscach. Stąd te same miejsca w suitach zinstrumentowane są przejrzyściej niż w partyturze baletowej”.

Ciekawostką może być fakt, że Sergiusz Prokofiew początkowo zamierzał aby balet „Romeo i Julia” kończył się happy endem. Julia, niczym śpiąca królewna miała się obudzić po pocałunku Romea, a całą opowieść kończył miłosny duet tytułowych bohaterów. Kompozytor pod naciskiem dyrekcji teatru, wycofał się z tego pomysłu, przedstawiając całą historię tak, jak zrobił to Szekspir. Każda z postaci otrzymała własne motywy przewodnie, a kompozytor do mistrzostwa doprowadził muzyczną partię Julii, której przeobrażenie z kapryśnej dziewczynki w kobietę można wysłyszeć w muzyce.

Ta świetna muzyczna charakterystyka postaci sprawia, że muzyka prowadzi choreografa, że wbrew niej nie da się zrobić ruchu. Może właśnie dlatego to zmierzenie się z tym dziełem tak fascynuje choreografów.

Inscenizacja „Romea i Julii” Prokofiewa, udostępniona przez Polski Balet Narodowy miała premierę w 2008 roku, w Scottish Ballet, w Edynburgu. Premiera polska tej inscenizacji odbyła się 6 lat później w Warszawie. Spektakl, który można zobaczyć w sieci został zarejestrowany w Sali Moniuszki Teatru Wielkiego - Opery Narodowej ,27 lutego tego roku.

Warto zobaczyć!