Radio Kraków
  • A
  • A
  • A

Kultura w czasie zarazy. Carmen z Berlina

Świat się zatrzymał. A my wraz z nim. Instytucje kultury zostały pozamykane i to nie tylko w Polsce. Póki co u nas do 25 marca, ale np. już w Niemczech do 19 kwietnia. Jak wiadomo życie nie znosi pustki, więc działalność kulturalna i artystyczna przeniosła się do Internetu. Jaki efekt? Jeszcze nigdy nie było tak bogatej oferty kulturalnej w Internecie jak jest teraz i to bez opłat.

fot: A. Malatyńska

Każdy dzień przynosi nowe propozycje. Niektóre instytucje organizują transmisje na żywo, inne otwierają swoje archiwa dla wszystkich, jeszcze inne wrzucają na swoje kanały na FB lub YT całe spektakle teatralne, koncerty czy filmy. Teraz możemy oglądać i słuchać prawie wszystko np. z oper:  wiedeńskiej, nowojorskiej, berlińskiej. Ponadto parę dni temu Filharmonia Berlińska otworzyła też swoją wirtualna salę koncertową. Okazuje się,  że teraz, w czasach zarazy, gdy żyjemy w domowym zaciszu, mamy wielką okazję aby obejrzeć wiele doskonałych spektakli, koncertów, filmów a także ruszyć na wirtualne zwiedzanie muzeów. Jest w czym wybierać, zachęcam więc do szukania.

W minionym tygodniu wybrałam się wirtualnie do Berlina a dokładnie do słynnej Staatsoper Unter den Linden. W czwartek, 12 marca 2020 roku odbyła się internetowa transmisja na żywo opery „Carmen” Bizeta, spektaklu odbywającego się bez udziału publiczności. Ten fakt, że bez publiczności , okazał się dość dziwnym przeżyciem.  Cisza na widowni po największych przebojach, a przecież ta opera to jest zbiór hitów, była dojmująca. I akustyka też była inna; echo na scenie aż dudniło. A na finał śpiewakom biła brawo tylko orkiestra wraz z dyrygentem. Było to dość wzruszające przeżycie. Obawiam się, że śpiewakom występowało się nie najlepiej – bo przecież publiczność jest jak lustro, które potęguje emocje, dodaje więc dodatkowej energii artystom – ale nie było tego słychać, ani w śpiewie, ani w muzyce.

Staatskapelle Berlin i Staatsopernchor poprowadził Daniel Barenboim, legendarny dyrygent,  którego dobrze znamy także z koncertów w Polsce, szef berlińskiej sceny od blisko 30 lat, fantastyczny pianista, doskonały interpretator koncertów Beethovena. Na scenie pojawili się świetni śpiewacy: Anita Rachvelishvili (Carmen), Michael Fabiano (Don José), Lucio Gallo (Escamillo) i Christiane Karg (Micaëla). Spektakl wyreżyserował Martin Kušej, austriacki reżyser teatralny i operowy, dyrektor artystyczny w Residenz Theater w Monachium, który według niemieckiego magazynu „Focus” należy do dziesięciu najważniejszych reżyserów teatralnych w niemieckojęzycznym świecie ostatnich kilkudziesięciu lat. Scenografię zrobił Jens Kilian zaś kostiumy Heidi Hackl. Spektakl pochodzi z 2004 roku.

Inscenizacja jest współczesna. Ciekawa. Ten teatr ma też wielkie możliwości inscenizacyjne: jest więc scena obrotowa i jest basen z wodą na scenie (to ten czas, kiedy przez niemal wszystkie teatry przetoczyła się moda na wodę na scenie; w Krakowie też mamy tego przykład w „Onieginie” w reżyserii Michała Znanieckiego). Trochę mi przeszkadzał chór w bieliźnie i i panujący tłok, choć muszę przyznać, że czasami bywały sceny plastycznie bardzo piękne, jak chociażby finał.

Prawdą jednak jest, że przede wszystkim ten spektakl „zrobiły” bardzo dobre głosy. Zwłaszcza Anita Rachvelishvili obdarzona pięknym głosem, niezwykłym w niskim rejestrze. Pod względem technicznym śpiewała świetnie, aktorsko była przekonywująca, wręcz dzika, a więc świetnie do roli pasowała.  I też doskonale radziła sobie w partiach mówionych.

Mówionych? W „Carmen”? Tak. Mówionych. Bowiem na scenie berlińskiej  Staatsoper Unter den Linden pokazana została pierwsza wersja opery, z dialogami, nawiązująca bardziej do wodewilu, czy wręcz operetki niż opery takiej, jaką powszechnie znamy. I to było szalenie ciekawe.

Pamiętajmy, że Bizet  napisał „Carmen” za zamówienie paryskiej Opera–Comique, która właśnie była teatrem wodewilowym i dialogi na scenie, pomiędzy ariami były czymś zupełnie  normalnym. Utwór powstał na zlecenie dyrektora Opera–Comique, który poznał kompozytora z librecistami (Henrym Meilhacem i Ludovicem Helevym) podsuwając mu opartą na autentycznych faktach, nowelkę Prospera Mériméego. Historia bezwzględnej Cyganki igrającej z uczuciami innych bardzo się spodobała, ale libreciści postanowili znacznie zmienić treść książkowej „Carmen”, dodając postacie: Micaeli, narzeczonej sierżanta Don Josego oraz torreadora Escamilla. Fabuła całości została uproszczona tak, aby wyeksponować miłość, namiętność, zazdrość, zdradę i zbrodnię.

Opera miała swoją premierę w marcu 1875,  a więc 145 lat temu i zakończyła się fiaskiem. Spektakl został przyjęty bardzo chłodno, wręcz z lekceważeniem. Być może przyczyn niepowodzenia należy szukać w nowatorstwie dzieła: łączeniu komizmu z tragizmem oraz przede wszystkim w tematyce, do jakiej paryska publiczność jeszcze wówczas nie przywykła. Bizet, bowiem jako pierwszy sięgnął po temat współczesny, przełamał niepisaną tradycję nakazującą czerpać tematy do oper z mitów, legend, dawnych zdarzeń historycznych albo z życia wyższych sfer. Bo w miejsce sztucznych bohaterów na scenę wprowadził współczesnych: żołnierzy, przemytników oraz robotnice z fabryk cygar.

Poza tym, w tamtych czasach kobiety w typie tytułowej Carmen – nieokiełznane, nieliczące się z normami, wolne erotycznie – akceptowano jedynie w domach rozpusty, a nie na scenach teatrów. W 20 lat później współczesne tematy już będą królowały w operach Leoncavalla, Mascagniego czy Pucciniego, na razie jednak, wzbudziły one w widzach prapremierowej „Carmen” niesmak. Poza tym publiczność była przyzwyczajona do lekkich, zabawnych komedii muzycznych i nie podobało jej się tragiczne zakończenie opery. Ponadto widzów raziła nie tylko wulgarność głównej bohaterki, ale nawet – w co trudno uwierzyć – nadmierna melodyjność dzieła Bizeta.

Pewnie „Carmen” po prapremierowej klapie odeszłaby w zapomnienie, gdyby po śmierci Bizeta, przyjaciel kompozytora Ernest Guiraud nie dokonał zmian w partyturze, m.in. zastępując kwestie mówione recytatywami i wprowadzając także do IV aktu wstawki baletowe. Wyrzucił też ponad 200 taktów muzyki i zmienił Bizetowi instrumentację. Tak poprawiona „Carmen” wystawiona w Wiedniu jesienią 1875, odniosła ogromny sukces.

Czy jednak poprawiona? Najlepiej na to pytanie będzie można odpowiedzieć po obejrzeniu tej inscenizacji.  A jest to jeszcze możliwe, poprzez profil FB tej sceny. Warto!

 
 

https://www.facebook.com/staatsoper/videos/224828128870723/?epa=SEARCH_BOX 

Wyślij opinię na temat artykułu

Najnowsze

Skontaktuj się z Radiem Kraków - czekamy na opinie naszych Słuchaczy

Pod każdym materiałem na naszej stronie dostępny jest przycisk, dzięki któremu możecie Państwo wysyłać maile z opiniami. Wszystkie będą skrupulatnie czytane i nie pozostaną bez reakcji.

Opinie można wysyłać też bezpośrednio na adres [email protected]

Zapraszamy również do kontaktu z nami poprzez SMS - 4080, telefonicznie (12 200 33 33 – antena,12 630 60 00 – recepcja), a także na nasz profil na  Facebooku  oraz  Twitterze

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię