Krzysztof Penderecki był buntownikiem z natury. Zawsze szedł pod prąd i zawsze swoją drogą, którą często porównywał do labiryntu. Mówił, że aby pójść do przodu trzeba czasem się cofnąć. Zwracał jednocześnie uwagę na samotność twórcy w pokonywaniu trudności i wytrwałość w dążeniu do celu. Zarzucano mu wiele: najpierw gdy stał na czele awangardy obwiniano go za totalny rozkład muzyki, za zainteresowanie formami sakralnymi nazywano go kompozytorem z kruchty, zaś gdy zdecydowanie odszedł od awangardy, pogardliwie piętnowano jego flirt z romantyzmem. Na początku orkiestry się buntowały, nie chciały grać jego muzyki, twierdząc, że niszczą się instrumenty. Jego zapis muzyki w partyturze też był daleki od tradycyjnego i wykonawcy nie chcieli grać z takich nut. Ale on się nie przejmował głosami innych, słuchał siebie i ciągle zaskakiwał.

Dziś patrząc na dorobek Krzysztofa Pendereckiego jedno jest pewne: jego twórczość nigdy nie była sztuką dla sztuki. Zawsze stanowiła donośny głos w dyskusji dotyczącej kondycji człowieka i jego wyborów i miejsca we współczesnym świecie. Dlatego też jego utwory albo wywoływały zachwyt słuchaczy, albo drażniły. Ale nigdy nie były obojętne. Pewnie dlatego dziś Krzysztof Penderecki zajmuje tak ważne miejsce w światowej historii muzyki.

Ile razy myślę o Krzysztofie Pendereckim, to uśmiecham się w duchu. Niektórzy mówili, że jego twórczość stanowi lustrzane odbicie jego cech charakteru: stanowczości i bezkompromisowości. Nie do końca mieli rację. Podczas gdy w wyborach muzycznych pozostawał bezkompromisowy, jako człowiek – po lepszym poznaniu – był niezwykle subtelny; był wielkim humanistą, myślicielem i wspaniałym obserwator świata. Jednym krótkim zdaniem potrafił trafnie podsumować sytuację, wywołując wybuch śmiechu. Był niezwykle dowcipnym człowiekiem, potrafił się śmiać, także z siebie.

Kiedy o nim piszę, mam przed oczami kilka obrazów. Pamiętam, jak komponował siedząc przy stole w jadalni, w swoim krakowskim domu na Woli, bo pisząc, chciał być w centrum życia całej rodziny. Albo wspominam, jak siedział na kanapie w swoim gabinecie, a za nim piętrzyły się stosy książek, właśnie czytanych, bądź przygotowanych do czytania. Słychać było wtedy miarowe cykanie zegara (miał do zegarów słabość). Pamiętam jego wielką bibliotekę z krakowskiego domu, która stała się inspiracją do stworzenia scenografii opery „Czarna Maska” rozgrywającej się w czasie zarazy.

Ale pamiętam też jego raj na ziemi – czyli Lusławice. Dwór, który miał niezwykłą atmosferę; ganek, na którym lubił siadać. Pamiętam też zasadzone labirynty, po których mnie oprowadzał, czy aleję tulipanowców, z której był niezwykle dumny. Pamiętam też, jak pokazywał mi wielkie połacie pola, mówiąc, że tam powstanie sala koncertowa. Dotrzymał słowa, choć zabrało mu to blisko 20 lat. Dziś właśnie tam, gdzie falowała trawa, mieści się Europejskie Centrum Muzyki z salą koncertową i m.in. z ośrodkiem dokumentacji życia i twórczości Pendereckiego.

Tak, wszyscy to doskonale wiemy, że Kraków i Małopolska są pełne ścieżek kompozytora. Zresztą Kraków ukształtował go – jak mówił – jako, i człowieka, i artystę.

Dziś, w pierwszą rocznicę śmierci Krzysztofa Pendereckiego znów jesteśmy w lockdownie , znów Filharmonie i Opery pozostają zamknięte. Wiele koncertów, które miały być poświęcone pamięci Mistrza odwołano. Ale został Internet, a instytucje kultury – po roku doświadczenia – całkiem dobrze się nim posługują. Dlatego oddajmy hołd Mistrzowi słuchając jego dzieł w Internecie.

W najbliższych dniach pojawi się ich całkiem sporo. Ale ja chciałam przede wszystkim zaprosić na prezentację jednego, które z wielu powodów wydaje mi się idealne na te okazję: to „Pasja wg św. Łukasza”, utwór który miał swoją premierę 30 marca, dokładnie 55 lat temu, w katedrze w Münster. Przypomnijmy, że kompozycja ta powstała na zamówienie niemieckiego radia Westdeutscher Rundfunk z okazji 700-lecia katedry. Prawykonanie utworu odbyło się pod dyrekcją Henryka Czyża, a partie solowe zaśpiewali wówczas: Stefania Woytowicz, Andrzej Hiolski i Bernard Ładysz.

Krzysztof Penderecki kiedyś mi mówił: „Byłem wtedy młody. Właśnie brałem ślub i nie w głowie było mi pisanie muzyki. Byłem więc spóźniony. Zacząłem pisać w grudniu, a w marcu było prawykonanie. Najpierw napisałem chóry, później partie dla solistów a na końcu dla orkiestry. Teraz bym tego nie potrafił”. Kompozytor podkreślał, że rozmiar „Pasji” zaczął go przerażać. Wspominał po latach: „…kiedy pisałem Pasję byłem bliski zwątpienia. Przeżywałem wtedy prawdziwe męki twórcze. Zdawałem sobie sprawę, że zamierzyłem się na coś, co przeszło moje możliwości. Pisząc Pasję miałem wrażenie, że nie jestem w stanie skończyć. (…). Przerażał mnie niedoskonały zapis. Nie mogłem zapisać wszystkiego tego, co miałem w wyobraźni, np. niepokój tłumu. Bardzo się męczyłem z tego powodu”.

Mimo pośpiechu, przerażenia i szaleńczego zakochania kompozytora, powstał jeden z najważniejszych utworów w historii muzyki XX wieku. I właśnie do wysłuchania i obejrzenia „Pasji” chciałam Państwa zaprosić. Proponuję niezwykłą interpretację tego dzieła przygotowaną przez kompozytora i reżysera teatralnego Grzegorza Jarzynę. Premiera odbyła się w marcu 2012 roku w Alvernia Studios. Byłam na tym koncercie i zrobił on na mnie ogromne wrażenie.

Pod wielką kopułą, na środku studia została wybudowana arena dla muzyków, solistów i dyrygenta. Wkoło niej amfiteatralnie wzniesiono sześć sektorów dla publiczności. W trzech z nich na samej górze stanęły trzy chóry: dwa mieszane i chłopięcy. Dookoła na kopułowym sklepieniu – 360 stopni – rozwinięto wielki ekran, na którym były wyświetlane m.in.: polskie słowa ewangelii, partytura i encefalogram, będący zapisem fal mózgowych kompozytora podczas słuchania utworu.

Wtedy kompozytor mówił: „Ta prezentacja Pasji to dla mnie nowe doświadczenie. Pierwsze wykonanie odbyło się w wielkiej katedrze, w której był dwunastosekundowy pogłos. Tu pogłos wynosi zero. To szok akustyczny. Na początku nie chciałem się na to zgodzić. Ale dzięki odpowiedniej technice i elektronice okazało się, że można kopułę wypełnić dźwiękiem”.

Wykonanie jest niemal kameralne, intymne, widzowie mają okazję zajrzeć prawie do wnętrza kompozytora. W takich warunkach przedstawiona historia ukrzyżowania Jezusa wydaje się być niezwykle przejmująca. A wysłuchana teraz w rocznicę śmierci kompozytora i na kilka dni przed świętami Wielkiej Nocy robi wielkie wrażenie. Krzysztof Penderecki poprowadził Orkiestrę Kameralną Miasta Tychy AUKSO, solistów – Iwonę Hossę (sopran), Thomasa E. Bauera (baryton), Piotra Nowackiego (bas) – oraz Zespół Śpiewaków Miasta Katowice „Camerata Silesia” wraz z Chłopięcym Chórem „Pueri Cantores Sancti Nicolai” z Bochni. Narratorem był Lech Łotocki.

„Pasja wg św. Łukasza” Krzysztofa Pendereckiego w reżyserii Grzegorza Jarzyny jest dostępna na portalu ninateka.pl i na playkrakow.com, gdzie zresztą można jeszcze obejrzeć kilka dzieł Pendereckiego w tym operę „Diabły z Loudun”, będąca produkcją Opery Krakowskiej. Warto!

Pasja według św. Łukasza | Krzysztof Penderecki, Grzegorz Jarzyna - oglądaj