Tango nazywane smutną myślą, albo rozmową mężczyzny i kobiety swój międzynarodowy sukces zawdzięczało wielu elementom: nie tylko połączeniu latynoskiej duszy, europejskiej elegancji i afrykańskiego rytmu, ale także niezwykłej namiętności, jaka rodziła się między parą tańczącą na parkiecie. Tak rozumiane tango podbiło przedwojenną Europę i Amerykę; tańczone było w wielu zakamarkach świata.

I pewnie nigdy nie trafiłoby do sal koncertowych, gdyby nie Astor Piazzolla. Kompozytor miał odwagę zrobić coś niemożliwego: zabrał tango tradycyjne Argentyńczykom, przerobił, zmienił, dodał niezwykłą instrumentację, nowoczesną harmonię, wypełnił tęsknotą oraz smutkiem i podarował nam jako „tango nuevo”. Na sławę czekał długo, bo choć Europa i Ameryka uważała go za bożyszcze tanga, w Argentynie, jego ojczyźnie, nazywano go niszczycielem tradycji tego gatunku; często po jego koncertach dochodziło nawet do bójek.

Astor Piazzolla skomponował ponad 750 tang, które są nie tylko samodzielnymi utworami, ale także łączą się w cykle, składają się na muzykę koncertową, filmową, teatralną, baletową. Do fascynacji jego tangiem, przyznają się niemal wszyscy, także wielcy soliści klasyki m.in.: skrzypek Gidon Kremer, pianista Emmanuel Ax czy wiolonczelista Yo-Yo Ma. W programach koncertów często znajdujemy: „Historię tanga” – popularny duet na flet i gitarę, Koncert na gitarę i bandoneon czy „Le Grand Tango” na wiolonczelę i fortepian (utwór napisany dla Mścisława Rostropowicza). Na stałe do repertuaru wielu muzyków weszły też cykle „Tango Balet”, „Concierto del Angel” jak również „Tres Piezas para Orquesta de Camera”, a także kilkadziesiąt tang, w różnych aranżacjach.

Fascynacja muzyką Piazzolli w Polsce zaczęła się jeszcze w latach 80. , kiedy do Krakowa zaczęli przyjeżdżać na festiwal gitarowy organizowany przez Czesława Droździewicza argentyńscy muzycy, przebywający przede wszystkim na emigracji w Paryżu. To oni – m.in. Roberto Aussel, Jorge Morel, bracia Assad, Delia Estrada – przywieźli do Polski muzykę Astora Piazzolli. I to oni wykonali ją tutaj po raz pierwszy.

Pamiętam te wykonania. To było objawienie. W tej muzyce było zawarte wszystko to, co my – młodzi adepci muzyki, wtedy jeszcze studenci, uczniowie – czuliśmy, ale nie mówiliśmy o tym głośno. To był przede wszystkim smutek, żal, tęsknota, gniew, ale i nadzieja, że nadejdzie inne jutro, że uda nam się zmienić świat.

Wtedy, blisko 35 lat temu w Polsce, gdy goście festiwalowi zaczęli przysyłać nam nuty – bo przecież w Polsce nic nie było, nut także – zaczęła w Krakowie rozbrzmiewać muzyka Astora Piazzolli. Nikt wówczas nie przypuszczał, że dziś po utwory tego Argentyńczyka będzie sięgał niemal każdy polski instrumentalista, a jego tanga będą wykonywane nawet na klawesynie.

Astor Piazzolla urodził się w Mar de la Plata w Argentynie we włoskiej rodzinie; jego rodzice byli włoskimi emigrantami. Od ojca na 9. urodziny dostał bandoneon. I tak się zaczęło. Kiedy z rodziną przeniósł się do Nowego Jorku, zafascynował się jazzem i poznał Carlosa Gardela. Śpiewak był tak zachwycony Piazzollą, że zaprosił go swojego do zespołu. Jednak ojciec nie zgodził się na to, bo uznał, że 13-letni syn jest zbyt młody by zostać muzykiem. Decyzja ojca ocaliła mu życie; samolot, w którym leciał na koncerty Gardel wraz z zespołem, rozbił się w Kolumbii. Do Argentyny Piazzolla powrócił w 1937, gdzie grał w nocnych klubach, w których nieustannie tańczono tango. Ale dzięki pomocy Artura Rubinsteina mógł uczyć się u Alberta Ginastery.

Trzeba pamiętać, że początki Astora Piazzolli związane były – o czym często opowiadał – z tangiem tradycyjnym. Prawdziwą karierę jako bandoneonista rozpoczął w orkiestrze tanecznej Anibala Troilo. Gra w tym zespole utwierdziła go w przekonaniu, że należy przede wszystkim "wydobyć" bandoneon z klubów tanecznych. Zamiar ten zaczął realizować już w Paryżu, gdzie na początku lat 50. przebywał na stypendium kompozytorskim u nauczycielki niemal wszystkich twórców – Nadii Boulanger. To właśnie słynna Nadia zachęciła go by pisał tanga.

11 marca, Internet wypełnił się muzyką Astora Piazzolli aż po brzegi. Wykonywali ją niemal wszyscy. Dobrze znane tanga brzmiały w rożnych składach; prezentowana była także muzyka symfoniczna. Np. Orkiestra Filharmonii Radia France transmitowała na żywo występ, podczas którego zabrzmiał m.in. Koncert na bandoneon i orkiestrę Piazzolli (dyrygował Leonardo Garcia Alarcon, a jako solista wystąpił Richard Galliano). Program był o tyle ciekawy, że muzykę Piazzolli zestawiono z utworami Nadii Boulanger. Koncert jest dostępny na platformie arte.tv

Krakowskie Forum Kultury na 100. urodziny Piazzolli też przygotowało koncert, w którym udział wzięli najlepsi polscy interpretatorzy muzyki tego twórcy, m.in. Waldemar Malicki (fortepian), Klaudiusz Baran (bandoneon), Paweł Wajrak (skrzypce), Michał Nagy (gitara), Grzegorz Frankowski (kontrabas), a więc Ci, którzy od lat wykonują muzykę tego kompozytora. Koncert, który jest dostępny na kanale YT Krakowskiego Forum Kultury, wysłuchałam z prawdziwą przyjemnością. Zabrzmiały takie utwory Jubilata jak m.in. „Concierto del Angel”, „Michelangelo ‘70”, „Oblivion” czy „Libertango”.

Słuchałam z wielką nostalgią i tęsknotą za czasami, kiedy odkrywałam muzykę tego twórcy. Przypomniałam sobie rok 1989, kiedy miałam w Paryżu spotkać się z Piazzollą – w czym mieli dopomóc argentyńscy muzycy. Niestety, nic z tego nie wyszło. Przypomniałam sobie też jak stałam przed teatrem w Paryżu czekając, że może ktoś odda do kasy najtańszy bilet na operetkę Piazzolli „Maria de Buenos Aires”, bo na ten drogi nie było mnie stać – też się nie udało. Byłam rozczarowana, a jakby tego było mało w ten dzień w Paryżu lało i moje welurowe półbuty, zdobyte cudem w sklepie Chełmek w Krakowie, były totalnie mokre. A potem pamiętam jak dwa a może trzy lata później moja przyjaciółka z Szwajcarii podarowała mi płytę – Piazzollę grającego z Kronos Quartet (Five Tango Sensations). Byłam wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mam tę płytę do dziś.

W autobiografii Astor Piazzolla pisał: „Zacząłem zarabiać dobre pieniądze dopiero w wieku sześćdziesięciu lat. (…) Zaryzykowałem dla tego, w co wierzyłem – dla muzyki i dzięki Bogu nigdy nie chodziłem głodny. W historii muzyki jest aż za wiele przykładów wielkich muzyków, którzy żyli i umarli w biedzie. Nawet nie przypuszczali, że któregoś dnia ich dzieła zostaną uznane. Ja doświadczyłem tego za życia”.

Dziś Astor Piazzolla doświadcza nie tylko uznania, ale i powszechnego uwielbienia. Jego muzyka przeszła próbę czasu i pewnie pozostanie z nami na zawsze.