Pamiętam dokładnie ten moment, kiedy jako dziecko, w szkole muzycznej mój nauczyciel gitary – Czesław Droździewicz – zagrał mi pewien utwór. Czegoś tak pięknego dawno nie słyszałam. Prostota, piękna linia melodyczna, niezwykła harmonia. Była to – jak się później okazało – Kołysanka nr 1 Aleksandra Tansmana. Ten utwór miał wszystko co trzeba: jednostajny rytm, usypiający, niby klasyczną harmonię a jednak zabarwioną nowoczesnością, melodię wielkiej urody, idealne proporcje, logikę całości. Słuchając tej kołysanki wyrównywał się oddech. I było jeszcze coś w tym utworze; coś co trudno jest określić… może była to pewnego rodzaju tęsknota, a może zaduma taka w sensie Chopinowskim, a może pewnego rodzaju melancholia, tak bardzo charakterystyczna dla polskich wrażliwców.
I to był początek mojej fascynacji Aleksandrem Tansmanem. Oczywiście wyciągnęłam od mojego nauczyciela nuty, nauczyłam się tej kołysanki i jeszcze kilku innych utworów Tansmana. Ale ten moment, kiedy pierwszy raz usłyszałam jego muzykę stał się impulsem do szukania informacji, zdobywania płyt, słuchania. Potem była też książka Janusza Cegiełły „Dziecko szczęścia” o Tansmanie, którą łyknęłam w dwa dni. Tytuł książki okazał się wyjątkowo trafny, bo też Tansman był szczęściarzem, choć szczęścia nie miał w swoim kraju.
W latach 1932-33 pojawiał się w gazetach niemal non stop, bo jako pierwszy muzyk i kompozytor odbył tournée dookoła świata. Jego wyczynem pasjonował się cały świat. Odwiedził  m.in. Hawaje, Japonię, Chiny, Hongkong, Filipiny, Malaje, Jawę, Bali, Cejlon, Singapur, Indie, Egipt, Baleary. Był podejmowany  przez największą postacie tamtych lat. Choćby w Indiach przyjął go Mahatma Gandhi, zaś japoński cesarz Hirohito nadał mu cesarski medal za wkład w rozwój kultury światowej. Ponadto tylko przed wojną Tansman odbył trzy tournees  po Ameryce w towarzystwie Bartoka i Ravela. Podczas tej wyprawy zaprzyjaźnił się m.in. z Charliem Chaplinem i George'm Gershwinem. Niewiele później to właśnie Charlie Chaplin pomógł mu wydostać się z Europy  w 1941 roku podczas II wojny światowej i zamieszkać w Ameryce.
Muzyka Tansmana od samego początku była wykonywana na najważniejszych scenach Europy i świata; była też wydawana przez największe koncerny wydawnicze. Aleksander Tansman napisał wiele, bardzo wiele: np. 7 oper, 8 baletów, wiele utworów symfonicznych w tym serenady, rapsodie (polska), etiudy orkiestrowe, ale też dziewięć symfonii, wiele koncertów na liczne instrumenty, czy utworów na chór i orkiestrę, na głos i orkiestrę, a także utwory kameralne, fortepianowe (cykle mazurków), gitarowe (dla Andreasa Segovii) w tym napisany w 1982 roku „Hommage à Lech Walesa”.  Ale warto wiedzieć, że nie wszystkie utwory Aleksandra Tansmana zostały wydane, jedynie te kompletne. W czasie II wojny światowej archiwum Tansmana zostało zarekwirowane i wiele utworów przepadło, niektóre zachowały się tylko we fragmentach.
Do dziś chętnie słucham muzyki tego kompozytora. Zwłaszcza, że jego twórczość jest bardzo bogata i różnorodna. Niestety w Polsce pozostaje prawie nieznana. Tansman został doceniony przez świat, ale w Polsce szczęścia nie miał. Kompletnie dla mnie to niezrozumiałe, bo na świecie jest to jest jeden z najbardziej szanowanych, podziwianych i wykonywanych twórców XX wieku. Niestety u nas nie. Szkoda, bo jego muzyka warta jest poznania. Warta popularyzacji.
Trzeba też wiedzieć, że wiele lat temu w Paryżu to właśnie Tansman promował  Karola Szymanowskiego i gdyby nie jego zabiegi, to Szymanowski nie byłby w stanie urządzić we Francji prawykoń swoich utworów. Dziś to my powinniśmy w Polsce promować muzykę Tansmana.
Przed wojną polscy recenzenci nie przepadali za Tansmanem. Narodowa Polska tamtych lat nie była dobrym miejscem do życia i zawodowej działalności dla utalentowanego muzyka żydowskiego pochodzenia. Tansman wyemigrował z Polski do Francji. I przez to po wojnie w Polsce był traktowany jako emigrant francuski, przedstawiciel muzyki Zachodu. Zawsze jednak kompozytor podkreślał, że jest Polakiem. I kiedy w mediach pojawiały się informacje o nim jako o francuskim kompozytorze, skwapliwie to dementował. Języka polskiego nigdy nie zapomniał, choć mieszkał zagranicą do śmierci, ponad 60 lat.
O jego polskości najlepiej świadczy twórczość. Już spis utworów pokazuje pochodzenie kompozytora . Możemy tu znaleźć m.in.: Quatre danses polonaises (Oberek, Kujawiak, Dumka i Polka), Suite in modo polonico,   Album Polski,  Alla Polacca itd. Tansman także jako pierwszy po Chopinie sięgnął po formę mazurka, jak wiadomo formę typowo polską.
Do Polski po raz pierwszy po wojnie Tansman przyjechał w 1967 roku. Był zaskoczony dobrym przyjęciem. Gazety o tym wspominały a orkiestry grały jego muzykę. To był przełom bo od tego czasu  zaczęto grać w Polsce utwory Aleksandra Tansmana a i kompozytor zaczął częściej wracać do swojej ojczyzny.  W 1979 roku Związek Kompozytorów Polskich przyznał mu honorowe członkostwo, a w 1986 roku Akademia Muzyczna w Łodzi tytuł doktora honoris causa.
Zmarł 15 listopada 1986 roku. Miał 89 lat. W jego rodzinnym mieście, Muzeum Miasta Łódź zorganizowało wystawę przybliżającą twórczość i działalność Tansmana. Można tam odnaleźć m.in. liczne zdjęcia artysty, dokumenty w tym paszport, aparat fotograficzny i partytury, a także pulpit kompozytorski - prezent od Igora Strawińskiego, z którym się przyjaźnił.
Ale wciąż  mało prezentuje się jego muzyki. Choć w Łodzi urządzono festiwal jego imienia, a w krakowskiej Akademii Muzycznej były organizowane Dni Muzyki Aleksandra Tansmana, twórczość tego kompozytora rzadko wypełnia polskie sale koncertowe. A szkoda, bo to właśnie ten twórca zrobił niezwykle wiele dla muzyki polskiej: mówiąc wprost połączył nasze rytmy i melodie z głównym nurtem muzyki światowej. I połączył to z takim talentem, że muzyką polską zaczęło się interesować wielu zagranicznych wykonawców. Lepszą promocję trudno sobie wyobrazić.
Posłuchajmy zatem muzyki Aleksandra Tansmana. Warto!