Seiji Ozawa, 83-letni Japończyk, legendarny dyrygent jest postacią nietuzinkową i w Japonii  traktowany jest niczym dobro narodowe. Po kilkudziesięciu latach życia na walizkach pomiędzy Ameryką a Europą, gdzie rozgrywała się jego kariera, wraca do Japonii, schorowany, ale optymistyczny, osiada w swojej ojczyźnie by prowadzić tamtejsze orkiestry i pracować z młodymi muzykami. Dokument Olivier’a Simonnet’a  będący koprodukcją dwóch telewizji Arte France i Veroza Japan jest nie tylko opowieścią o powrocie gwiazdy do swojej ojczyzny, ale także przypomnieniem życia dyrygenta, niezwykle barwnego, które mogłoby stanowić kanwę do filmu fabularnego. Wiele w nim zdjęć archiwalnych, wiele w nim muzyki, m.in. Mozarta, Beethovena czy Czajkowskiego.

Pierwsza scena filmu wprowadza nas w Japonię, kraj który dziś znajduje się znacznie bliżej Europy niż jeszcze 50 lat temu, ale nadal nie jest tak powszechnie znany i nadal jest fascynujący. Widzimy piękną prostotę japońskiego parku, niczym z drzeworytów. Na drzewach czerwone liście, wieje wiatr. Fascynuje czystość linii krajobrazu. I zaraz potem kamera nas przenosi do Kissei Bunka Hall w Matsumoto w Japonii, gdzie na scenie przy orkiestrze Seiji Ozawa obchodzi 80. urodziny. Jest rok 2015. Są życzenia, łzy i jest wzruszenie.

Seiji Ozawa żyje dla muzyki,  a jego dewizą stało się propagowanie muzyki Zachodu. Wszystko zaczęło się gdy był jeszcze dzieckiem. Ucząc się gry na fortepianie założył chór. Śpiewał w nim, ale ktoś musiał tym zespołem dyrygować, więc dyrygował. Nie słyszał wtedy jeszcze nigdy orkiestry symfonicznej i nigdy też nie widział dyrygenta. Był zawodnikiem rugby. Ale przecież tak brutalny sport  nie idzie w parze z grą na fortepianie. Podczas  treningu miał ciężki wypadek, w którym połamał palce. Jego nauczyciel fortepuianu Noboru Toyomasu poradził mu,  że w takim przypadku może kontynuować naukę muzyki tylko jako dyrygent. I tak trafił do Hideo Saito, japońskiego dyrygenta i wiolonczelisty, który kształcił się w Niemczech.  W filmie Seiji Ozawa tłumaczy: „Matka napisała list, poszedłem z listem do Saito i tego samego dnia wziąłem pierwszą lekcję dyrygowania. Miałem wtedy 15 lat”. Ozawa został uczniem Saito na najbliższe pięć lat, a klasyczna muzyka Zachodu, którą przez niego poznał okazała się dla niego  objawieniem.

Najważniejsza data w karierze Ozawy to rok 1959, gdy wygrał konkurs dyrygencki w Besançon we Francji (ten sam, który cztery lata wcześniej wygrał Jerzy Katlewicz) . To dzięki temu został  zaproszony przez Charlesa Müncha, ówczesnego szefa Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej, do uczestniczenia w zajęciach w szkole letniej Tanglewood Music Center w Stanach Zjednoczonych. Ozawa zdobył tam główną nagrodę im. Siergieja Kusewickiego dla wybitnego studenta. Potem wszystko potoczyło się jak w kalejdoskopie. Praca z Karajanem,  praca z Bernsteinem i powierzenie mu prestiżowego stanowiska szefa artystycznego  Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej. Był pierwszym Azjatą, który kierował tak liczącym się zespołem w Ameryce.

Sporym atutem filmu są wypowiedzi wielu osób. W tym Petera Gelba, dyrektora Metropolitan Opera w Nowym Jorku, który zawodowe życie dzielił z Ozawą. Spotkał go jak miał 25 lat. W filmie wspomina:  „Był bardzo młody duchem, robił wszystko nie zważając na konwencje. Jego podejście, jego sposób ubierania, nosił naszyjniki i miał długie włosy”. W bardzo skodyfikowanym świecie klasyki, Seiji Ozawa był jak rajski ptak związany bardziej z kulturą pop. Szybko stał się zauważalny. Peter Gelb podkreśla w dokumencie: „Seiji działał intuicyjnie, dużo studiował, ale nie miał intelektualnego podejścia do muzyki, jak większość klasycznych muzyków i orkiestr. Jego geniusz polega na tym, że nie intelektualizuje muzyki, tylko ma ją w sobie”.

W filmie pokazany został też bardzo dramatyczny moment w zawodowym życiu młodego Ozawy . W 1962 telewizja Japońskiej zaprosiła go do Tokio na gościnny koncert z japońską orkiestrą.  27-letni wówczas dyrygent, pełen pewności siebie i zapału do pracy zapomniał o japońskich manierach związanych z traktowaniem muzyków w orkiestrze, którzy oburzeni jego zachowaniem doprowadzili do odwołania koncertu. Ozawa nie załamał się jednak. W wyznaczonym terminie koncertu przyszedł na salę koncertową informując  japońską prasę, że wypełni warunki umowy nawet bez orkiestry i bez publiczności. Wyszedł na estradę jakby miał dyrygować i stał tam dwie godziny a dziennikarze robili mu zdjęcia. Wybuchł wielki skandal.  Ale wybaczono mu. Niebawem wrócił do Japonii, prezentując koncerty ze swoją Bostońską Orkiestrą Symfoniczną. Stał się wówczas ikoną dla Japończyków.

Dał się poznać na całym świecie jako doskonały interpretator licznych dzieł klasyki. Nagrał wiele płyt głównie dla  Sony Classical. W jego wykonaniach jest klarowność, czystość i elegancja. Seiji Ozawa mówi w filmie: „Byłem bardzo skupiony na szczegółach poprez Saito, ale gdy zbytnio się na tym koncentrujemy muzyka umiera. Musimy dać muzyce życie i krew”.  A pod koniec filmu podkreśla: „Jestem szczęśliwy, że zostałem muzykiem. Całe życie mogłem kłaniać się muzyce”.

Warto obejrzeć ten film!