Był rok 1968, miał wówczas 27 lat i żadnych doświadczeń w chóralistyce. Nikt wtedy nie przypuszczał, że właśnie w ten sposób rozpoczyna się fantastyczna droga artystyczna Chóru Mariańskiego działającego przy parafii Najświętszej Marii Panny z Lourdes w Krakowie, a z młodego organisty narodzi się charyzmatyczna postać dyrygenta, artysty, który zmieni życie muzyczne Krakowa. Jan Rybarski, po 50 latach kierowania chórem i doprowadzenia zespołu do perfekcji wykonawczej, zmarł 21 listopada 2018 roku. Miał 77 lat. W zeszłym tygodniu tłumy jego wielbicieli, a także śpiewaków towarzyszyły mu w jego ostatniej drodze. Został pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Jan Rybarski był postacią niezwykłą. Bardzo uzdolniony muzycznie był przede wszystkim fantastycznym człowiekiem. Dowcipny, zabawny, ale i surowy, kompetentny. Uśmiechnięty i skupiony. Ci, którzy zetknęli się z nim zawodowo nigdy nie powiedzieli o nim inaczej niż Maestro. Stworzył chór składający się z śpiewaków amatorów, który niejednokrotnie był lepszy od zespołów zawodowych. Miał dar wyszukiwania dobrych chórzystów. Potrafił podczas mszy w kościele chodzić pomiędzy wiernymi i słuchać, który z nich śpiewa najlepiej. A potem po mszy proponował wstąpienie do chóru. Był cierpliwy. Nie raz o przyszłych śpiewaków walczył miesiącami.

Kiedy w 2006 roku odbierał Order św. Grzegorza Wielkiego, jedno z najbardziej prestiżowych odznaczeń kościelnych, rozmawiałam z nim o pracy, pasji, nadziejach, spełnieniu. Powiedział mi wówczas o swojej recepcie na dobry zespół: „Trzeba się dużo uczyć, stale podpatrywać inne zespoły, zdobywać doświadczenie, pracować z pasją, mieć wizję muzyczną, zwracać uwagę na brzmienie oraz emisję głosu. I najważniejsze: trzeba mieć dobry kontakt z ludźmi”. Podkreślał także, że „uczenie śpiewu jest wielką sztuką i odpowiedzialnością. Zasadnicza zasada, to przede wszystkim nie szkodzić. Głos ludzki jest materią trudną i trzeba mieć wiele wrażliwości, cierpliwości, umiejętności, doświadczenia a także trochę smykałki, aby sobie z nim poradzić”.

Uczenie śpiewu świetnie mu wychodziło, bo Chór Mariański należy dziś do najbardziej nagradzanych zespołów Polski. Jego repertuar obejmuje utwory religijne od średniowiecza po czasy współczesne a także różnorodne dzieła wielkich mistrzów, m.in.: Bacha, Vivaldiego, Haendla, Mozarta, Haydna, Beethovena, Moniuszki, Verdiego, Schuberta, Szymanowskiego, oraz utwory współczesnych kompozytorów polskich: m.in. Kilara, Góreckiego, Świdra, Łuciuka, Koszewskiego. Zespół nagrał 6 płyt. Starsi na pewno pamiętają, że prowadzony przez niego chór śpiewał podczas wszystkich wizyt Ojca Świętego w Polsce.

W 1997 roku chór brał udział w specjalnym koncercie dla Jana Pawła II w Sali Klementyńskiej w Watykanie. Odbył kilkadziesiąt podróży koncertowych po świecie, które organizował Jan Rybarski. Trudno się dziwić, że dziś ten zespół jest znany melomanom w kraju i zagranicy, zwłaszcza Polonii, głównie tej amerykańskiej.

Ale warto też pamiętać, że choć Chór Mariański, to wielkie dzieło dyrygenta, to Jan Rybarski był także pedagogiem i wykładowcą w Papieskiej Akademii Teologicznej. Uczył zasad muzyki, historii muzyki, prowadził też zajęcia ze śpiewu gregoriańskiego w krakowskich seminariach. Był także doskonałym organistą i kompozytorem należącym do autorów Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Ostatnio wydane zostały dwa jego dzieła: Fantazja na organy solo oraz opracowanie pieśni „Boże miłości” na chór mieszany a cappella. Latami był także dyrektorem artystycznym i konsultantem z zakresu chóralistyki przy Polskim Związku Chórów i Orkiestr w Krakowie, często zapraszano go jako jurora na festiwale i konkursy.

Choć urodził się w Czernichowie, to stał się jedną z najciekawszych postaci muzycznych Krakowa, uczestnicząc w najważniejszych wydarzeniach tego miasta, zarówno religijnych jak i świeckich. Był absolwentem Salezjańskiej Średniej Szkoły Muzycznej Organistów w Przemyślu i wydziału Wychowania Muzycznego Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie (dziś Akademii Muzycznej). Na muzyce znał się wspaniale i miał to coś, ten niezwykły dar doskonałej interpretacji utworów, to wyczucie stylistyczne. Potrafił swoimi wykonaniami, czy to chóralnymi czy organowymi, wzruszać i fascynować.

Znałam Jana Rybarskiego niemal od początku życia, bo kościół w którym działał jako organista i dyrygent Chóru Mariańskiego, był moją parafią. Pamiętam, że jako dziecko najchętniej obserwowałam jego grę na organach.  I tu słowo obserwowałam jest istotne, bo fascynowała mnie wówczas gra przede wszystkim na nożnej klawiaturze. Ale po latach doceniłam go przede wszystkim za wprowadzenie Chóru Mariańskiego na tak wysoki poziom, bo przecież chórzystami byli amatorzy, na co dzień m.in. menedżerowie, lekarze, prawnicy, inżynierowie, pielęgniarki, studenci. I doceniłam go także za niezwykłe aranżacje pieśni, za przepiękną harmonię głosów.

Kiedyś Jan Rybarski powiedział mi: „Ludzie przychodzą i odchodzą, a chór trwa. Mnie nie było, a chór był i mnie nie będzie, a chór pewnie nadal będzie”.

Wierzę, że następcy Jana Rybarskiego będą dbali o Chór Mariański. Bo ten zespół jest najlepszym pomnikiem chórmistrza. I dopóki chór będzie śpiewał, pamięć o Janie Rybarskim będzie trwała.