Paweł Daniel Zalewski
"Bez pamięci"
Wydawnictwo Astra 2014


Krakowski autor opowiada o losach znanego przedwojennego cukiernika Władysława Zalewskiego. Wyroby z jego lwowskiej cukierni były słynne nie tylko w mieście, samolotami wysyłano je na najwykwintniejsze europejskie przyjęcia.  Jego wnuk bada historię śmierci dziadka, opowiadaną od lat przez babcię. Dziadek miał zostać stracony przez gestapo w czasie drugiej wojny światowej i pochowany na lwowskim cmentarzu. Ale kiedy jego wnuk po latach dociera do Lwowa i szuka grobu dziadka, nie udaje mu się go znaleźć. Po drobiazgowym śledztwie okazuje się, że dziadek nie został stracony, tylko zesłany do Tiumenia na Sybir, a  do odkrycia tej prawdy przyczyniają się zupełnie przypadkowo odnalezione listy. Pisał je z zesłania  młody Władysław do żony i rodziny , czekającej na niego we Lwowie. Dlaczego babcia ukryła tę historię? Jakie były dalsze losy dziadka? Czy potem kiedykolwiek sie spotkali? Szukając odpowiedzi na te pytania główny bohater podąża  drobiazgowo zbieranymi śladami najpierw na Syberię, potem do Mongolii.
Opowiadając tę historię autor unika pisania w pierwszej osobie. Stworzył postać Piotra, który prowadzi rodzinne śledztwo. Nie jest jednak z tym zacieraniu śladów konsekwentny, bo z drugiej stronie umieszcza w książce dużo zdjęć przedwojennych, wojennych, współczesnych, które z kolei mają uwiarygodnić snutą historię.
Bo jak sam mówi , to jest opowieść o tym, że szukanie w pamięci może nas zaprowadzić w bardzo dziwne miejsca i doprowadzić do zupełnie nieoczekiwanych, czasem przykrych odkryć, albo zostawić nas z jeszcze większa liczba pytań bez odpowiedzi. To czy podejmujemy takie ryzyko musi być indywidualną decyzją każdego człowieka.

Stanisław Lem  w "Wysokim zamku" tak pisał o cukierni Zalewskiego:
" Pamiętam stada różowych świnek z czekoladowymi oczętami, wszystkie możliwe rodzaje owoców, grzyby, wędliny, rośliny, jakieś knieje i wertepy: można było dojść do przeświadczenia, że Zalewski potrafiłby Kosmos cały powtórzyć w cukrze i czekoladzie, słońcu przydając łuskanych migdałów, a gwiazdom lukrowego lśnienia; za każdym razem w nowym sezonie umiał ten mistrz nad mistrze zajść duszę moją, łaknącą, niespokojną i nie całkiem jeszcze ufną, od nowej strony, przeszyć mnie wymową swych marcepanowych rzeźb, akwafortami białej czekolady, Wezuwiuszami tortów rzygających bitą śmietaną, w których jak wulkaniczne bomby nurzały się ciężko kandyzowane owoce."

 

Książka została w styczniu wyróżniona tytułem "Krakowska książka miesiąca".