Włodzimierz Kowalewski
„Excentrycy:
Marginesy 2015

Lata pięćdziesiąte, polskie zrujnowane uzdrowisko i bardzo dużo muzyki. Tak najkrócej można napisać o książce, która właśnie przeżywa swoje drugie życie. Stało się to za przyczyną filmu Janusza Majewskiego pod tym samym tytułem. Film zdobył już Srebrne Lwy na gdyńskim festiwalu, ale na ekrany kin wejdzie dopiero na początku roku. Paradoksalnie ta późna premiera zaostrzyła apetyty czytelników, co wykorzystały Marginesy, przypominając powieść.
W papierosowym dymie, w oparach alkoholu i przy jazzowym podkładzie  opowiedziana jest historia prowincjonalna. Akcja rozgrywa się Ciechocinku, kilka lat po wojnie, nazywanej przez nich „wielką wodą”. Nic nie jest już takie samo, bohaterowie próbują zapomnieć, wyrzucić najboleśniejsze wspomnienia, zacząć nowe życie, chociaż dramatyczne, straszne historie wojenne dopadają ich w najmniej oczekiwanych chwilach.
Ci bohaterowie to Fabian, przybywający z emigracji muzyk, puzonista jazzowy i tancerz znajdujący azyl u swojej młodszej siostry Wandy, uzdrowiskowej dentystki. Poobijani przez wojenne losy zostali zupełnie sami. Opustoszały, dość przygnębiający Ciechocinek nie jest może najciekawszym  adresem, ale dla nich okazuje się szansą i namiastką szczęścia. A sposobem na  zbudowanie nowego życia staje się muzyka. Fabian zakłada zespół jazzowy przygrywający w uzdrowiskowych lokalach, Wanda odzyskuje ochotę do śpiewania, wkrótce dołącza do nich tajemnicza Modesta, jedna z najważniejszych postaci w tej historii, uzdrowiskowa femme fatale.
Prawdziwie filmowa opowieść, na dodatek wypełniona muzyką. Nie da się jej czytać, nie szukając ścieżki dźwiękowej. Podpowiedzi w tekście znajdą czytelnicy co kilkanaście  stron.
A potem już pozostaje czekać. Tym bardziej, że w głównych rolach zobaczymy Macieja Stuhra i Sonię Bohosiewicz, a reżyser zapewnia, że świetni aktorzy są również wyśmienitymi wokalistami.