Starosta wielicki zostaje na stanowisku. Tak zadecydowali radni w tajnym głosowaniu

Ekwiwalent to kwota obliczana dla każdego pracownika na podstawie wynagrodzenia i współczynnika określanego na każdy rok kalendarzowy między innymi przez pracodawcę. Te wyliczenia są dość skomplikowane, można jednak przyjąć, że dla zarobków, powiedzmy -  3 tysiące złotych brutto ekwiwalent wynosi 142 złotych i 86 groszy za dzień niewykorzystanego urlopu dla osoby zatrudnionej na pełnym etacie.  

Nie oznacza to jednak, że ekwiwalent możemy dostać zamiast urlopu. Nie można zrezygnować z czasu wolnego od pracy, żeby w zamian dostać pieniądze. Ekwiwalent dostaniemy tylko wówczas, gdy zwalniamy się lub zostajemy zwolnieni z pracy a do czasu rozwiązania umowy nie wykorzystamy należnego nam urlopu. Takie rozwiązanie obowiązuje wszystkich - bez względu na zajmowane stanowisko.

Nie inaczej jest, gdy mamy do czynienia z samorządowcami wysokiego szczebla - starostami, wójtami, burmistrzami, prezydentami miast, marszałkami i wicemarszałkami województw, którzy ekwiwalent za niewykorzystany urlop mogą dostać dopiero po zakończeniu kadencji. I korzystają z tego prawa bardzo chętnie, niezależnie od opcji politycznej, którą reprezentują.

Jak to możliwe  - pracownicy samorządowi nie dostają dodatku za pracę w godzinach nadliczbowych, lecz odbierają sobie godziny nadliczbowe w naturze. Zaś wójtowie, starostowie czy marszałkowie jako osoby poza efektywnym nadzorem pracodawczym łatwo mogą liczbę tych godzin fałszywie zawyżać.

To oznacza, że obecność na weekendowych, popołudniowych czy wieczornych oficjalnych uroczystościach, festynach promujących miasto czy gminę jest ich obowiązkiem i pracą, za którą nie należą się ani dodatkowe pieniądze, ani dni wolne. Samorządowcy zamiast urlopu
bezprawnie biorą dni wolne w zamian za "pracę" poza godzinami urzędowania, formalnie nie wykorzystują i nie wykazują urlopu i dostają za niego finansowy ekwiwalent.

Lokalne media z całej Polski podają dziesiątki podobnych przykładów z całego kraju - wystarczy zajrzeć do internetu, żeby się o tym przekonać. To wszystko dlatego, że samorządowcy wysokiego szczebla nie mają "szefa", który mógłby ich wysłać na urlop, tak, jak jest to we wszystkich innych firmach. Stąd pokusa niechodzenia na urlopy i kumulowania ekwiwalentów, które po 4-letniej kadencji sięgają dziesiątków tysięcy złotych. A nieliczne głosy prawników, wołające o zmianę tego prawa, są od lat ignorowane.

 

 

Daniela Motak, jgk