Wyrażane bezpośrednio po przyjęciu konstytucji marcowej opinie były dość pozytywne. Nie dziwią one w odniesieniu do publicystów związanych z prawicą – wszak to przede wszystkim jej postulaty znalazły w niej odbicie. Ale, co ciekawe, odnajdziemy je również w prasie związanej z blokiem antysenackim – większość jej tytułów była daleka od zachwytu (choć w tygodniku „Piast” i takie oceny spotkamy), lecz wskazywano w nich na to, że konstytucja jest do zaakceptowania. Nawet organ prasowy najbardziej krytycznego PSL „Wyzwolenie” podkreślał kompromisowość ostatecznych rozwiązań i nadzieje na usunięcie wad w przyszłości.
Istotnym problemem w ocenie faktycznej wartości postanowień konstytucji marcowej jest natomiast kwestia ówczesnego stanu prawnego w Polsce. Wiele artykułów miało – co w przypadku ustawy zasadniczej jest jak najbardziej zrozumiałe – charakter czysto deklaratywny i było wyrazem woli uchwalającego ją gremium. Realna ich treść była ukryta w paragrafach konkretnych ustaw, do których konstytucja odsyłała. Tymczasem przez długie lata regulacje te nie zostały ujednolicone, a obowiązujące zasady opierały się na prawodawstwie państw zaborczych. Intensywniej i z większą skutecznością pracowano nad unifikacją systemu prawnego po przewrocie majowym, ale – jak wiemy – panujący wówczas system polityczny odbiegał od postanowień zawartych w konstytucji marcowej nie tylko w zakresie ducha, lecz także litery. Wielu rozwiązań, np. dotyczących samorządu terytorialnego, nie udało się w Drugiej Rzeczypospolitej ujednolicić w ogóle (mniejsze znaczenie ma tu kwestia zgodności z konstytucją marcową, wszak w 1935 r. zamieniono ją na konstytucję kwietniową).
Można utyskiwać, że prace nad konstytucją marcową się przeciągały. Nie ulega wątpliwości, że trwały dłużej, niż pierwotnie zakładano, a została ona uchwalona później niż często zestawiane z nią inne konstytucje Czechosłowacji, Austrii, państw bałtyckich (1920 r.) czy Republiki Weimarskiej i Finlandii (1919 r.). Złożyło się na to kilka przyczyn. Po pierwsze, polscy politycy nie do końca mieli wizję, w jakim trybie powinna być ona przyjęta i jaką rolę w pracach prawodawczych ma odgrywać rząd. Na ustaleniu tych zasad stracono rok 1919. Po drugie, kompromisowi bez wątpienia nie służył ostry spór, który dzielił parlament na dwie, bardzo zbliżone do siebie ilościowo, części. Termin zawarcia porozumienia był z pewnością związany z presją czynnika zewnętrznego, jakim była data plebiscytu na Górnym Śląsku. Po trzecie, pracom nad konstytucją towarzyszyły liczne wyzwania, z którymi także Sejm Ustawodawczy musiał się uporać: konferencja pokojowa, unifikacja państwa i prawa, budowa administracji czy walki o granice (przede wszystkim wojna polsko-bolszewicka). Skądinąd, gdy się zestawi czas obowiązywania małej konstytucji z 1992 r., a co za tym idzie – prac nad konstytucją marcową, z procesem ustrojotwórczym – trzy lata do małej konstytucji i kolejnych pięć do Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. – w niepomiernie prostszych warunkach zewnętrznych po 1989 r., to Druga Rzeczpospolita powinna zawstydzić Trzecią…