Postawmy sprawę jasno. Bez owijania w folię aluminiową – muchomor czerwony, ten piękny, bajkowy grzybek z ilustracji o smerfach, jest i zawsze był trujący. A to, co obserwujemy w internecie, to gigantyczny, niebezpieczny fake. Nie można bezpiecznie jeść muchomorów czerwonych.
To nie jest żadna superżywność, tylko grzyb, który potrafi zrobić niezły bałagan w układzie nerwowym. To, że jakiś leśny influencer przed kamerą zjadł kapelusz i nic mu nie jest – to żaden dowód. Ten grzyb jest naszpikowany substancjami, które są czystym złem dla naszego układu nerwowego.
Muscymol, kwas ibotenowy, muscazon – to neurotoksyny, które mogą uszkodzić mózg, serce i układ nerwowy. Objawy? Halucynacje, wymioty, biegunka, zaburzenia rytmu serca, a w ciężkich przypadkach także śpiączka. W komentarzach pod filmami można przeczytać, że „mała dawka nie zaszkodzi, a może pomóc”.
To kolejna bzdura. Nie ma żadnych dowodów naukowych na „lecznicze właściwości” muchomora czerwonego. Za to są dowody na to, że może poważnie zaszkodzić. Muchomor czerwony to nie apteka z precyzyjnymi tabletkami – ryzykujemy przedawkowaniem za każdym razem. Nie istnieje coś takiego jak bezpieczne mikrodozowanie muchomora. Nie da się kontrolować dawki – w jednym grzybie jest mniej toksyn, w drugim, rosnącym 10 metrów dalej, znacznie więcej.
To rosyjska ruletka w wersji grzybowej. Albo masz „wizję”, albo trafiasz na SOR. To nie jest straszenie – to fakty. Główny Inspektor Sanitarny co roku notuje zatrucia, a od 2014 roku w Polsce odnotowano siedem zgonów spowodowanych grzybami trującymi.
Jeśli widzicie w internecie filmiki zachęcające do jedzenia muchomorów czerwonych – zgłoście to. To propagowanie niebezpiecznych zachowań.
I pamiętajmy o jednej, prostej zasadzie: Zbieramy tylko te grzyby, do których jesteśmy w 100% pewni.
Sezon na grzyby to radość, zapach lasu i aromaty w kuchni – nie zabawa w szamana.