Jako nastoletni chłopak pan Józef wraz z rodziną ukrywał w swoim domu w Stańkowej koło Nowego Sącza czternastu Żydów. Wszyscy mieli zginać w obozie zagłady w Bełżcu.

Rodzina Jaroszów ukrywała Żydów przez blisko trzy lata. Najpierw przebywali oni na strychu domu krytego strzechą. Później w ziemiance pod stodołą. Z całej grupy ocalałych do dzisiaj żyją dwie osoby m.in. Anna Grygiel, która trafiła do domu Jaroszów mając dwa latka.

- Baliśmy się i trzeba było strasznie uważać i być spostrzegawczym – wspomina Józef Jarosz - Wyżywić tyle ludzi to była robota, ugotować zupę czy drugie danie. Nie zawsze się udawało, ale było pożywienie dwa razy na dzień. Mieszkaliśmy w górach na gospodarstwie 6 ha. Ale że Niemcom trzeba było oddać kontyngent, nie wystarczyło by na cały rok. Tata miał znajomości i załatwiał zboże czy mąkę.

- Dwa lata przesiedziałam w podziemiu. Tam byliśmy wszyscy. Dorośli mogli wychodzić na zewnątrz a ja całe dwa lata siedziałam pod ziemią, bo się bali, że jak wyjdę, to nie będę chciała wrócić ze słońca i powietrza – wspomina Anna Grygiel ocalona przez rodzinę Jaroszów – Jak wyszłam z piwnicy w 1945 roku, miałam trzy lata, ale wszystko pamiętałam. Musiała być cisza. Jak zaczynałam płakać, to oni mnie dusili, a to mnie bolało. Więc jak czułam, że będę płakała, to sama się dusiłam.

- Najbardziej ryzykowne było to, że gdyby ktoś się dowiedział, że tam przebywa chociaż jeden Żyd - Łukasz Połomski, historyk ze stowarzyszenia Sądecki Sztetl – To cała rodzina Jaroszów, pamięć o nich zostałaby praktycznie zamazana. Znamy takie historie, np. rodziny Ruminów z Popardowej, którzy nieskutecznie ukrywali całą rodzinę żydowską i dziś nikt o nich nie wie, zostały tylko papiery w archiwach. Warto odkrywać takie historie, odkrywać te światła w ciemności, osoby, które są wzorem bohaterstwa dla przyszłych pokoleń.

- To był heroizm z ich strony, bo mieli swoją dużą rodzinę, ale tez mieli serce – mówi Anna Grygiel.

- Wiedzieliśmy czym grozi ukrywanie, ale według mojego sumienia warto było – odpowiada Józef Jarosz - To byli tacy sami ludzie jak i my. Jak Żyd, to trzeba zabić czy wydać? U nas tego nie było. Do dziś sąsiedzi wspominają: jak to możliwe, że nie wiedzieliśmy? Trzeba było trzymać język za zębami i robić, co należało.

 

 

Bartosz Niemiec/wm