"Mamy bardzo duże upadki całych rodzin pszczelich. Straty są ogromne. W tym roku niestety, ale główna praca pszczelarzy będzie polegała na odpracowaniu tych strat, bo albo z powodu chorób padały całe rodziny, albo działa się rzecz niespotykana, mianowicie w ulach pokarm był, ale pszczół - ani śladu" - mówi Radiu Kraków Stanisław Kowalczyk, prezes Karpackiego Związku Pszczelarzy.
Zdaniem Kowalczyka, pierwszego miodu na Sądecczyźnie możemy się spodziewać w tym roku nie wcześniej, niż w drugiej połowie maja.
(Marta Tyka/ew)
Obserwuj autorkę na Twitterze: