- Nie zauważyłem znaków. Ich jest coraz więcej i człowiek nie zwraca uwagi. Drogę znam, znalazłem miejsce i zaparkowałem. Ja tu mieszkam, odruchowo zaparkowałam. Linie są, są parkomaty. Człowiek zaparkował i zapłacił. Tyle - mówią kierowcy.

Jak zaznacza Michał Pyclik z ZIKiT-u, całkowita zmiana oznaczeń zależy też od samych kierowców. "Można przestawić znaki, gdy na ulicy są zaparkowane samochody, ale nie da się wyznaczyć nowych linii, gdy one tam są. Trzeba by było malować pod samochodmi. Będzie okres przejściowy. Trzeba się będzie przyzwyczajać. Wiemy jak to wygląda. Strefa już była powiększana. Czasami malowanie udaje się dopiero wtedy, gdy na miejscu pojawia się straż miejska" - podkreśla.

Jak mówi Marek Anioł ze straży miejskiej, to czy mniej zorientowani kierowcy dostaną od razu mandat, zależy w dużej mierze od patrolu. Jego zdaniem
na początku strażnicy miejscy powinni podchodzić do sprawy ze zrozumieniem. "Jeżeli będzie potrzebna informacja, potrzeba pokierowania i uświadomienia zmian to tak będziemy czynić. Te działania będą się jednak zmieniały. Jak wszystkie miejsca zostaną inaczej oznakowane, będzie inaczej" - mówi Anioł.

Co ciekawe, straż miejska fotografuje dzień przed zmianiami teren, gdzie miejsca parkingowe mają zostać zlikwidowane. Wszystko po to, aby odróżnić te samochody, które zostały zaparkowane jeszcze przed wejściem zmian w życie.

Zmiany w strefie płatnego parkowania mają zakończyć się do końca października. Podczas nich zostanie zlikwidowanych ok. 3 tysiące miejsc parkingowych.

 

 

 

 

(Tomasz Bździkot/ko)