"Nasze wątpliwości budzi to, do kogo w ogóle park Jalu Kurka powinien należeć. To bardzo podobna sprawa jak przypadek pałacu Tarnowskich na Szlaku. Park Jalu Kurka był integralną częścią pałacu. Możliwe, że został spłacony i z tego względu powinien należeć do Skarbu Państwa" - wyjaśnia Tomasz Leśniak ze stowarzyszenia Miasto Wspólne.

Park obecnie jest zamknięty, a negocjacje z Salwatorianami trwają już od ponad 3 lat. "W ostatnich dniach otrzymaliśmy propozycję wykupu tego terenu za 14 milionów złotych, podczas gdy z poprzednich szacunków zleconych przez miasto wynika, że teren wart jest jedynie 4 miliony złotych. Co do kwestii zaprzeszłych nie jesteśmy w stanie wypowiedzieć, bo nie byliśmy uczestnikami ówczesnego procesu" - wyjaśnia Jan Machowski z Urzędu Miasta Krakowa.

Czytaj także: Aktywiści zbadają nieprawidłowości przy odzyskiwaniu kamienic w Krakowie

Organizacja zawiadomiła w tym przypadku także prokuraturę regionalną w Krakowie, która bada sprawy związane ze zwrotem miejskich nieruchomości w latach 2006- 2016. Aby zbadać nieprawidłowości przy zwrocie nieruchomości w Krakowie, przy wojewodzie małopolskim powołano bowiem zespół ds. reprywatyzacji. Dotychczas nie ujawniono jednak efektów jego prac.Wiadomo, że śledczy badają kilkadziesiąt spraw, a wyniki swoich analiz przedstawią już na początku czerwca. "W najbliższych dniach prace zespołu powinny się finalizować. Wtedy też zostanie opublikowany raport" - mówi prokurator Włodzimierz Krzywicki. 

Aktywiści twierdzą też, że sprawami dzikiej reprywatyzacji w Krakowie powinna zająć się podobna komisja, jaką powołano w Warszawie. Chodzi o komisję weryfikacyjną, która bada nieprawidłowości dotyczące handlu nieruchomościami w stolicy. Zespół ma dziś swoje pierwsze posiedzenie. W Krakowie jest masa spraw, które warto ponownie zbadać, chętnie podzielimy się informacjami na ich temat – mówią członkowie Stowarzyszenia Krakowska Grupa Inicjatywna Obrony Praw Lokatorów. "Przyznam się, że czuję się zdziwiona, że nas w tym procesie pominięto. Jesteśmy przecież kopalnią wiedzy w tej sprawie" - mówi Jadwiga Tajchman prezes stowarzyszenia. Przyznaje też, wysyła do oficjeli setki maili z prośbą o pomoc poszkodowanym w procesie dzikiej reprywatyzacji. Nikt na jej wiadomości nie odpowiada. "Mam teczkę, w której notuję, gdzie i do kogo wysyłane są pisma i dokąd dalej wędrują. Efekt na razie jest żaden" - podkreśla Jadwiga Tajchman. 

Organizacje broniące praw lokatorów wskazują, że dzika reprywatyzacja dotyczy zarówno gruntów, jak i kamienic. Z tych ostatnich miało zostać wypędzonych nawet 100 tysięcy mieszkańców. Większość z nich wylądowała na bruku i spłaca zobowiązania wobec nowych pseudowłaścicieli ich mieszkań. 

 

 

(Dominika Panek/ew)

Obserwuj autorkę na Twitterze: