Elżbieta J. przekonywała, że wyjechała z Bochni na 2 tygodnie, bo nie mogła już sobie dać rady z opieką nad schorowanym ojcem. Mężczyzna momentami miał być nawet agresywny. 59-latka podkreślała, że zostawiła mu zapas żywności. Zdaniem śledczych był jednak zbyt mały.

Wyrok w sprawie miał zapaść 13 maja, ale podczas rozprawy biegły lekarz przyznał, że opieka nad 86-latkiem mogła być trudna, a w niektórych momentach wymagała leczenia szpitalnego. Zeznania lekarza mogą działać na korzyść kobiety, która przekonywała, że porzuciła ojca z bezsilności. Wyjechała do Sopotu z mężczyzną, który miał tam szukać pracy. 

O przesunięcie ogłoszenia wyroku w tej sprawie poprosili obrońcy Elżbiety J., którzy chcą mieć jeszcze czas na przygotowanie mowy końcowej. Tym bardziej, że sąd uprzedził, że może złagodzić zarzut dla kobiety - podkreśla adwokat Angelika Nylec-Armata.

Jeśli sąd w Tarnowie się na to zdecyduje, 59-letniej kobiecie będzie groziło maksymalnie do 10 lat więzienia. Prokurator Tomasz Gurdak w rozmowie z Radiem Kraków nadal jednak obstaje, że było to zabójstwo z zamiarem ewentualnym, za co grozi nawet dożywocie. 

- Oskarżona była zobowiązana nie tyle do opieki nad ojcem, ale i zapobieżenia skutkowi zaniechania tej opieki - tłumaczy Gurdak. 

Wyrok w sprawie zapadnie w poniedziałek 18 maja. Elżbieta J. od 23 grudnia przebywa na wolności, wcześniej spędziła w areszcie 9 miesięcy. Mieszkanka Bochni jest także oskarżona o wyłudzenie zasiłku z MOPSu, przed którym zataiła, że ma pracę. Elżbieta J. nie przyznaje się do winy.

 

(Bartek Maziarz/ew)