Nie ulega wątpliwości, że z wielu sektorów polskiego przemysłu, branża gier komputerowych jest w tej chwili jedną z najdynamiczniej rozwijających się i odpornych na kryzys koronawirusowy. Sama wartość spółek obecnych na Giełdzie Papierów Wartościowych przekroczyła w 2019 r. 30 mld zł i rośnie do dziś. Liczba firm operujących w Polsce szacowana jest natomiast na 400 podmiotów, co stanowi światową czołówkę, z liderem europejskim i najwyżej wycenianą firmą w kraju - CD-Project RED. 

Właśnie z tego powodu, również rząd coraz częściej stawia na potencjał sektora deweloperskiego. Jak ustaliło Radio Kraków, premier Mateusz Morawiecki odwiedzi w czwartek 18 czerwca siedzibę innego potentata - 11 bit studios. To autorzy wielokrotnie nagradzanych produkcji, m.in. "This War of Mine" oraz "Frostpunka", wyceniani obecnie na ponad 1 mld 100 mln zł. To właśnie ta pierwsza produkcja, opowiadająca o dramacie wojny widzianym z perspektywy cywilów, zawierająca wątki etyczne oraz zmuszające gracza do podejmowania dalekosiężnych decyzji, za które trzeba wziąć odpowiedzialność, ma zostać włączona do nieobowiązkowego kanonu lektur szkolnych.

- Gry są oczywiście używane w edukacji - w nauce programowania, nauk ścisłych, w rozwijaniu zdolności poznawczych, plastycznych, muzycznych, ale nigdzie na świecie, zgodnie z naszym rozeznaniem, żadne państwo nie włączyło gry do oficjalnego zestawu lektur szkolnych, aby poprzez nie opowiadać młodzieży o ludziach - mówi Radiu Kraków rozmówca z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. 

W ramach propozycji, którą przedstawi Mateusz Morawiecki, od roku szkolnego 2020/2021 dla roczników 2002 i starszych (czyli powyżej 18. roku życia), gra "This War of Mine" ma być dostępna dla wszystkich szkół średnich w kraju. Sprawa ma być już przedyskutowana z ministrem edukacji, Dariuszem Piątkowskim. KPRM chce uczynić ten program pilotażowym, stopniowo wprowadzając nowe produkcje oraz zapewniają infrastrukturę techniczną, aby udostępnić szkołom grę bez limitu i bezpłatnie. 

Samej branży IT i twórcom gier pomóc ma również tzw. estoński CIT. W sposób uproszczony sprowadza się to do tego, że jak długo przedsiębiorca będzie rozwijał firmę tak długo nie będzie płacić podatku CIT. Brak podatku to brak rachunkowości podatkowej, deklaracji i obowiązków administracyjnych. Przedsiębiorca nie będzie musiał zastanawiać się zatem, co jest jego kosztem, obliczać amortyzacji. Jak szacuje Kancelaria Premiera, ponad 200 tys. spółek z o.o. i akcyjnych będzie mogła wybrać, czy chce skorzystać z nowego podatku czy też rozliczać się na starych zasadach. Koszt tej reformy to ok. 4,35 mld zł.

 

Marcin Makowski/jgk