Po pewnej wygranej w meczu z GKS-em Katowice, Sandecja Nowy Sącz nieco spuściła z tempa i w dwóch kolejnych meczach nie zainkasowała ani jednego punktu. Ba, ani razu nie strzeliła nawet gola, przegrywając kolejno z Zagłębiem Sosnowiec i Arką Gdynia. Na właściwe tory podopieczni Radosława Mroczkowskiego chcieli wrócić w ostatni dzień kwietnia w Kluczborku, gdzie podejmował ich beniaminek I ligi, który zakotwiczył na wiosnę w strefie spadkowej. MKS szybko ułożył sobie jednak to spotkanie. Już w ósmej minucie Łukasz Ganowicz posłał piłkę do bramki Sandecji, dając w ten sposób gospodarzom prowadzenie. Oprócz prowadzenia, Ganowicz dał też impuls do ataków dla drużyny z Nowego Sącza. Już w 19. minucie fatalne w skutkach nieporozumienie w defensywie miejscowych wykorzystał Wojciech Trochim, a minutę później w polu karnym sfaulowany został Arkadiusz Aleksander. Sam poszkodowany zamienił „jedenastkę” na gola, błyskawicznie zapewniając Sandecji prowadzenie.

Również na kolejną bramkę kibice z Małopolski nie musieli czekać długo. W 28. minucie ponownie zaszwankowała gra obronna MKS-u, co, podobnie jak dziewięć minut wcześniej, bezlitośnie wykorzystał Trochim. W kolejnych minutach sytuacje stwarzały sobie obie drużyny, a zaraz po zmianie stron Kamil Słaby w najgroźniejszej z nich trafił w poprzeczkę. Bramka na 4:1 padła za to w minucie 71. Defensywa MKS-u z pewnością chciałaby o tym meczu jak najszybciej zapomnieć, bo znów to po błędzie linii obronnej Sandecja zdobyła swojego gola. Tym razem skutecznością wykazał się Przemysław Szarek, młodzieżowiec w talii trenera Mroczkowskiego. Jeszcze w doliczonym czasie gry gospodarzy stać było na trafienie honorowe. Indywidualną akcją popisał się Michał Kojder, zdobywając bramkę honorową, która ustaliła rezultat na 2:4. Po przełamaniu w Kluczborku, za tydzień Sandecję czeka trudniejsze zadanie. W sobotni wieczór w roli gospodarza ekipa z Nowego Sącza podejmie zespół Pogoni Siedlce.

MKS Kluczbork - Sandecja Nowy Sącz 2:4 (1:3)
Ganowicz 8’, Kojder 90+2’ - Trochim 19’ i 28’, Aleksander 21’ karny, Szarek 71’

Po serii trzech remisów z rzędu swoje spotkanie wreszcie wygrała również drugoligowa Puszcza Niepołomice. Na stadion przy ulicy Kusocińskiego przyjechali słynni Błękitni Stargard, którzy w poprzednim sezonie w rozgrywkach Pucharu Polski sprawili sensację eliminując z rozgrywek Cracovię i byli o krok od wyrzucenia za burtę Lecha Poznań. Z Puszczą było im jednak zdecydowanie ciężej. Nie minęła minuta gry, a piłkę do bramki rywali skierował Damian Lepiarz. Po kolejnych dziesięciu minutach Puszcza prowadziła już 2:0. Tym razem Maciej Domański i Mateusz Broź kombinacyjnie rozegrali rzut rożny, a po dośrodkowaniu tego pierwszego z najbliższej odległości piłkę do siatki posłał Michał Czarny.

Błękitni przed przerwą byli praktycznie bezradni. Podopieczni Krzysztofa Kapuścińskiego groźniej nie zaatakowali ani razu, a zaraz po przerwie to gospodarze podwyższyli swoje prowadzenie. W 50. minucie na 3:0 trafił Dominik Maluga, wykorzystując świetne dogranie Domańskiego. Sprowadzony do Puszczy zimą Domański kilka chwil później obsłużył precyzyjnym dośrodkowaniem także Longinusa Uwakwe, ale Nigeryjczyk z polskim paszportem w sobie tylko znany sposób przestrzelił, stojąc pięć metrów przed bramką. Po tym pudle wiatru w żagle dostali Błękitni, ale 1 maja stać ich było tylko na jedno trafienie. W 70. minucie bezlitośnie w kierunku bramki huknął Ariel Wawszczyk, który latem mało co nie przeniósł się do innego małopolskiego klubu, Cracovii. Gol lewego obrońcy był jedynym zdobytym tego dnia przez ekipę ze Stargardu. Za sprawą niedzielnego zwycięstwa Puszcza kontynuuje świetną passę meczów bez porażki, którą postara się przedłużyć za tydzień w Wejherowie w spotkaniu z Gryfem.

Puszcza Niepołomice - Błękitni Stargard 3:1 (2:0)
Lepiarz 1’, Czarny 12’, Maluga 50’ - Wawszczyk 70

Adam Delimat