W czwartkowy wieczór cała piłkarska Polska trzymała kciuki za Legię Warszawa w walce z Ajaksem Amsterdam. Mistrz Polski odpadł jednak z Ligi Europy i teraz musiał wrócić do gry a krajowym podwórku - na pierwszy ogień miała pójść Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Niewiele zabrakło, by piękny europejski sen Legii Warszawa trwał nadal. Wystarczyło zdobyć jednego gola w Amsterdamie, by pozostać w walce nie tylko na polskich boiskach. Legii ta sztuka się jednak nie udała i po pięknej przygodzie, po wyjazdach do Dortmundu, Lizbony, Madrytu czy Amsterdamu, teraz mistrzowie muszą skupić się tylko i wyłącznie na rozgrywkach LOTTO Ekstraklasy. O obronę tytułu łatwo im nie będzie, jednak gdy weźmie się pod uwagę zbliżający się podział punktów - różnice wcale nie są tak duże.

Bruk-Bet Termalica Nieciecza z Legią Warszawa w swojej historii grała dotychczas trzykrotnie. Dwa razy w zeszłym sezonie i raz jesienią, już w LOTTO Ekstraklasie. Bilans, choć skromny, dla Słoników prezentuje się znakomicie. Termalica z Legią jak dotąd nie przegrała, a po remisie na Łazienkowskiej jesienią 2015 roku, w roku 2016 dwukrotnie wygrywała - 3:0 i 2:1. Podopieczni Czesława Michniewicza nie mieliby z pewnością nic przeciwko temu, by seria trwała nadal.

Spotkanie przy Łazienkowskiej mogło przybrać wymarzony dla Bruk-Betu scenariusz, bo już w czwartej minucie przed świetną okazją stanął Vladislavs Gutkovskis. Łotysz stanął oko w oko z Arkadiuszem Malarzem, ale kopnął prosto w niego, marnując doskonałą okazję. Bruk-Bet po tej akcji poszedł jednak za ciosem. W 10. minucie Gutkovskis próbował głową, ale i tym razem górą był Malarz. Choć w statystyce posiadania piłki Legia wypadała zdecydowanie lepiej - w pewnym momencie utrzymywała się przy futbolówce przez 73% czasu - nie przełożyło się to na wynik. Ten otworzyli bowiem goście, a konkretnie Samuel Stefanik, który po małym bilardzie w polu karnym świetnym zwodem położył Artura Jędrzejczyka, a potem skierował piłkę do siatki. Termalica prowadziła i, co najważniejsze, robiła to w pełni zasłużenie.

Kilka chwil później dosłownie centymetrów zabrakło Stefanikowi do wpisania się na listę strzelców po raz drugi. Tym razem Słowak technicznie uderzał sprzed pola karnego. Sytuacji Termalika miała więc co niemiara, ale zmarnowane okazje zemściły się na Słonikach w końcówce pierwszej połowy. Dokładnie w 37. minucie Legii, której dotychczas wychodziło z przodu niewiele, udało się wywalczyć rzut wolny. Guilherme dośrodkował wprost na głowę Miroslava Radovicia, który urwał się grającemu dziś z konieczności Przemysławowi Szarkowi i wyrównał. Stan gry nie uległ już zmianie do końca pierwszej połowy.

Już w 46. minucie trener Czesław Michniewicz zdecydował się na personalną zmianę - Misaka zastąpił inny Słowak, Gergel. To Legia była jednak w kolejnych minutach groźniejsza. W 51. lewą nogą soczyście uderzał Vadis Odjidja-Ofoe, ale piłka w niewielkiej odległości minęła światło bramki. Niespełna kwadrans później ofiarnie interweniować musiał Patryk Fryc, który zablokował uderzenie wprowadzonego dosłownie minutę wcześniej Hamalainena.

Do końca głównie to podopieczni Jacka Magiery zbliżali się z piłką do bramki rywali. Konkretów było jednak niewiele, a Krzysztof Pilarz nie był już zmuszany do szczególnie trudnych interwencji. W historii pojedynków z Bruk-Bet Termaliką Legia nie prowadziła jak dotąd ani przez minutę - i tym razem to się nie zmieniło. Mecz zakończył się podziałem punktów.

Przed "dwumeczem" z Lechią Gdańsk i Legią Warszawa kibice Bruk-Bet Termaliki mieli prawo być pełni obaw. Podopieczni Czesława Michniewicza w tych dwóch meczach z kandydatami do mistrzowskiego tytułu nie zaznali jednak goryczy porazki i zdobyli dwa punkty. Kolejni rywale wydają się być już dla Słoników nieco łatwiejsi - najpierw Bruk-Bet zagra u siebie z Ruchem, później zaś Termalikę czeka wyjazd do Płocka.