Czwartkowe spotkanie z Japonią będzie można obejrzeć już bez emocji, na spokojnie.

Po nieudanym początku mundialu trenerzy obu drużyn zdecydowali się na roszady w składzie, obaj dokonali po cztery w porównaniu do pierwszego, przegranego meczu w Rosji. Adam Nawałka dał szansę Janowi Bednarkowi, Bartoszowi Bereszyńskiemu, Jackowi Góralskiemu i Dawidowi Kownackiemu. Zabrakło w "11" m.in. Kamila Grosickiego i Jakuba Błaszczykowskiego. Z kolei w ekipie "Los Cafeteros" od pierwszego gwizdka na boisku był James Rodriguez.

Zgodnie z zapowiedziami Polacy zaczęli z zębem, agresywniej niż z Senegalem. Pierwsze minuty należały do nich, ale bez dogodnych okazji do zdobycia bramki. Kolumbijczycy po raz pierwszy zaatakowali w dziewiątej minucie, ale też bez efektu.

Gra toczyła się głównie w środku pola, dużo było walki, pojedynków powietrznych, a składnych ataków niewiele. W tym fragmencie bez zarzutów spisywała się polska defensywa, z kolei w akcje biało-czerwonych angażowało się zbyt mało zawodników, by liczyć na powodzenie.

Po pół godzinie gry drużyna z Ameryki Południowej podkręciła tempo, a może to u Polaków pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia. W 36. minucie aktywny Juan Cuadrado "zatańczył" w polu karnym z Maciejem Rybusem oraz Grzegorzem Krychowiakiem i dopiero interwencja Wojciecha Szczęsnego przerwała jego rajd.

Optyczna przewaga Kolumbii rosła i w 40. minucie przyniosła efekt. Po rzucie rożnym James Rodriguez dośrodkował, a w polu karnym polskiego bramkarza uprzedził Yerry Mina i strzałem głową zapewnił swojemu zespołowi prowadzenie.