Spotykamy się na lotnisku, po Twoim krótkim urlopie w Polsce. Spotkanie się z Tobą w Polsce jest bardzo trudne...

Niestety w ostatnich – powiedziałabym dwóch latach – rzadziej udaje mi się wrócić do domu. Wiąże się to z wieloma startami. Przeprowadziłam się też do Girony, także częściej ciągnie mnie tam, ponieważ jest lepsza pogoda, mam tam znajomych, mój chłopak tam mieszka. Wydaje mi się, że tam bardziej się osiedliłam. Wiadomo jednak, że mój rodzinny dom zawsze będzie w Ochotnicy. W Gironie rozpoczynam po prostu swoje nowe życie. Dorosłe, samodzielne, bez rodziców. Tam spotykam się z ludźmi, których wybrałam. To sprawia mi dużą radość, daje dużo szczęścia i miłości, także zawsze mnie tam ciągnie.

Tam jest łatwiej?

Zdecydowanie. Łatwiej jeśli chodzi o treningi, o podróżowanie... Podoba mi się hiszpański styl życia. Ludzie są bardziej wyluzowani, spokojniejsi. Czasem, gdy wracam do Polski wydaje mi się, że jestem w takim wielkim pośpiechu, a tak naprawdę nic nie robię. Tylko gdzieś się spieszę.

Kiedyś jeden Hiszpan powiedział: „Na ulicy rozpoznam Polaka i ludzi z Europy wschodniej, bo jesteście potwornie smutni”.

Wydaje mi się, że to się wiąże z pogodą. Sama wiem, że gdy wracam do Polski i widzę, że cały czas pada deszcz to sama jestem takim ponurakiem, a wystarczy, że wyjdzie Słońce i już każdy inaczej żyje. W Hiszpanii cały czas praktycznie jest słonecznie, także ludzie są po prostu uśmiechnięci. Nikt się tam nie spieszy. Tam każdy ma czas na wszystko. Pośpiech to jest najgorsze zło w naszym życiu, gdy się gdzieś spieszymy to zapominamy o tym, żeby żyć.Trenowałaś przez te 10 dni?Przez dwa dni miałam jedną wielką góralską imprezę, bo mój brat się żenił. To był dla mnie maraton. Wróciłam z Kalifornii gdzie się ścigałam, a po podróży, mając jeszcze jet lag prosto na wesele.

Początek sezonu: Strade Bianche – trzecie miejsce, Amstel Gold Race – pierwsze miejsce, piąte w Kalifornii. Jak oceniasz tę wiosenną kampanię?

Generalnie jestem zadowolona z tego, że chciałam się ścigać i czułam radość z każdego wyścigu. W zeszłym roku to się nie zdarzało. Miałam jakiś gorszy moment. Jeśli czujesz, że chcesz się ścigać możesz osiągać różne rzeczy. Patrząc na te wiosenne klasyki wiem, że w niektórych wyścigach było mnie stać na lepszy wynik, jednak gdzieś popełniałam błąd albo gubiłam się w swojej głowie. Z każdego jednak wyścigu wyciągałam jakąś lekcję, także to wszystko na pewno było potrzebne po to, żeby wygrać Amstel Gold Race.

Walońska Strzała – tam na ostatnim podjeździe zdarzył Ci się jeden z błędów, o których mówisz?

Tam za mocno nakręciłam się wcześniejszym wynikiem. Wiedziałam, że na Amstel zaatakowałam wcześniej niż wszyscy mi mówili i udało się wygrać. Mur de Huy jednak nie można porównać do żadnej innej góry. Zwyczajnie zaatakowałam o wiele za wcześnie. Wszyscy mówili, żebym czekała, a we mnie to wszystko po prostu eksplodowało. Myślałam, że wytrzymam, ale po 100 metrach zero. Brak energii, brak wszystkiego, zalał mnie jeden wielki kwas mleczany.

Wytyczasz sobie jakieś cele na ten sezon czy może odrzucasz takie myśli?

Mam w głowie cel, który tak naprawdę ja chcę osiągnąć i mam cele, o których mi ludzie powiedzieli albo drużyna ode mnie wymaga albo usłyszałam o jakimś wyścigu, że jest dobry dla mnie.Te cele są bardzo rozbieżne?I tak i nie. Weźmy na przykład Amstel. Pierwszy raz ścigałam się pod Cauberg, gdy byłam juniorką w czasie MŚ w Valkenburgu w 2012 roku i już wtedy wiedziałam, że kiedyś wygram na tej trasie. To się czuje. Nie wiem skąd, ale takie uczucie jest. Udało mi się tego dokonać i bardzo się cieszę, bo to ja chciałam to wygrać. To był mój własny cel. Natomiast są wyścigi jak Flèche, gdzie jestem w stanie zwyciężyć, ale jeszcze tego nie czuję. Tak samo jest z Giro. Ludzie mówią „jesteś góralką, wygrasz to”, a tak naprawdę z roku na rok widzę, że nie jestem „czystą góralką” na bardzo długie góry. Przetrwam pięcio-, sześciokilometrowe góry, ale jeśli mam się ścigać przez piętnaście kilometrów podjazdu to muszę się przygotować w inny sposób. Przede wszystkim zrzucić kilka kilogramów i trenować w górach przez kilka miesięcy.

Może tym ludziom warto odpowiedzieć?

Dobrze by było, gdyby ludzie słuchali. Kilka razy już to mówiłam, ale i tak każdy wie co dla mnie jest najlepsze. Nie wiem już w jaki sposób mogę do nich dotrzeć. Muszę pokazać, że jestem bardziej zdolna do wygrania klasyków niż długich wyścigów etapowych.

Przeformułowanie sobie celów w kolarstwie jest nieprawdopodobnie trudne. Każdy przecież zaczynając treningi chce coś wygrywać. Kolarstwo jest natomiast przecież taką dyscypliną, że często się nie wygrywa. Gdy grasz w piłkę nożną wygrywasz z całą drużyną. W kolarstwie tak nie jest. To jest piekielnie trudne.

Zwłaszcza, gdy ścigasz się z kobietami. Wiadomo. Każda z nas ciężko pracuje po to, żeby być docenioną - my jako kobiety lubimy być doceniane, chwalone i podziwiane, więc wiem, że jest mnóstwo kobiet ścigających się w roli pomocnika, ale w głębi duszy marzących o wygrywaniu. Niestety tej szansy nie mają. Przez to kreujemy czasami w drużynie niemiłą atmosferę. Tu jest ciężko o wynik. Na szczęście w mojej ekipie każdy jest zadowolony. Mamy wielki mix różnych charakterów, różnych narodowości. Gdzieś tam zawsze się rozumiemy i wspieramy.

Bogdan Serwiński, trener siatkarek z Muszyny, zawsze mówił: „Z kobietami pracować to jest siedem światów”, więc pewnie w takiej drużynie nie jest łatwo.

Całkowicie zgadzam się z tymi słowami. Sama wiem, że czasami jestem okropna we współpracy, ale to wiąże się z emocjami, z hormonami, z długim czasem spędzanym poza domem. Bywa tak, że przed wyścigiem siadamy wszystkie w jednym pokoju i zaczynamy płakać. To jest takie uwolnienie emocji. Po tym każda o wiele lepiej się czuje i możemy dalej się ścigać.

Po tym jak znalazłaś swoje miejsce na Ziemi jesteś już spokojniejsza?

Tak. Po Igrzyskach Olimpijskich miałam okres, w którym czułam, że chcę gdzieś wyjechać, odkryć świat i zobaczyć coś nowego, ale z drugiej strony miałam też poczucie samotności albo tego, że chcę spędzić czas w domu z rodziną. Miałam taki dziwny konflikt. Nie wiedziałam czego chcę. Byłam szczęśliwa, nieszczęśliwa... W końcu zdecydowałam się wyjechać i była to chyba najlepsza decyzja jaką podjęłam w ostatnich latach.

Poza drużyną kadra narodowa, Mistrzostwa Świata, które zawsze są pewnie celem, no i 2020 rok i Igrzyska w Tokio. Masz doświadczenia z Rio. Trasa w Japonii podobno jest trudniejsza.

Po Rio przez te trzy lata jak do tej pory, wiele się nauczyłam. Przede wszystkim o sobie oraz swoim charakterze. Wcześniej wydawało mi się, że jestem dorosła i wiem wszystko, a tak naprawdę nic nie wiedziałam. Teraz wiem, że jeśli chcę się dobrze przygotować do kolejnych Igrzysk muszę poświęcić więcej czasu na trening i na specyficzne treningi. Nie myśleć o wielu różnych imprezach przed Tokio i po Tokio. Mieć w głowie jeden cel. Tak jak robi Maja Włoszczowska, co bardzo mi się podoba. Ona, gdy koncentruje się na jakimś celu to w 100%. Wszystko u niej jest wtedy w tym kierunku.

Maja już teraz odpuszcza Puchary Świata, bo myśli o tym jednym celu. Wie, że lat jej nie ubędzie. Nie może się przemęczać.

I szanuje swoje zdrowie. To jest właśnie to co wydaje mi się, że zawsze robiłam źle. Chciałam trenować, trenować, trenować, a nigdy odpoczywać. Dla mnie odpoczynek był najgorszą rzeczą jaką mogłam zrobić.

Jak w takim razie wytłumaczysz drużynie w przyszłym roku, że jednak stawiasz na Igrzyska? Przypuszczam, że taki cel właśnie będziesz mieć w 2020 roku.

Mam takie szczęście, że drużyna mnie bardzo wspiera. Każdy mnie rozumie. W zeszłym roku wiele się o sobie dowiedzieliśmy. Członkowie ekipy próbowali mnie czegoś nauczyć, ale widzieli, że to nie wychodzi. Z moim charakterem im się to nie udało.

Jesteś góralką. Tego nie mogą zrozumieć.

Dokładnie. Teraz już powoli się do tego przekonują i szanują moje zdanie. Myślę, że całej drużynie też zależy na tym, żebyśmy w pewien sposób razem zdobyli ten medal, ponieważ na tę chwilę wszystko im zawdzięczam. Oni o mnie dbają, oni zapewniają mi sprzęt na wyścigi.

Wracasz do Girony i odpoczywasz w najbliższym czasie?

Wracam do domu przepakować się. W piątek wyjeżdżam do Anglii na Tour of Britain.

Lubisz ten wyścig?

Jest bardzo fajny. Tylko, że czuję, że w tym roku, po tych wiosennych klasykach i zamieszaniu w Polsce nie miałam czasu, żeby się w pełni przygotować, także to będzie taka jedna wielka niewiadoma. Na pewno będzie ciężko. Zawsze tak jest. W tym wyścigu nie ma wielkich gór, ale nie ma też płaskich dróg, więc cały czas trzeba mocno kręcić.

Między Wielką Brytanią, a Mistrzostwami Świata jakie masz plany startowe?

Mistrzostwa Świata są wyścigiem, który chcę wygrać. Czuję, że to jest pierwszy raz, gdy tak naprawdę ja chcę to zrobić. Rok temu w Innsbrucku wszyscy mówili, że trasa jest pode mnie, wszystko pięknie, ładnie, ale wiedziałam, że to nie dla mnie.

A w Wielkiej Brytanii? Tam odbędą sie mistrzostwa świata.

Tam jest coś co lubię najbardziej: krótkie i sztywne podjazdy. To są jedyne góry, na których mogę zrobić przewagę. Wydaje mi się, że na sztywnych i niezbyt długich odcinkach mogę tak zaatakować, żeby odjechać z peletonu sama  albo z małą grupką.

Rozmawiał Kuba Niziński