Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceministrem nauki i edukacji, senatorem PiS, Włodzimierzem Bernackim.

 

Minister zdrowia mówi, że chciałby, aby uczniowie wrócili do szkół po Wielkanocy. To wydaje się realne, uwzględniając nawet zasadę regionalizacji?

- Wszyscy oczekujemy powrotu do szkoły, ale scenariusze są raczej pesymistyczne. Nie chcę łagodzić wydźwięku. Mamy przypadek warmińsko-mazurskiego. Tam dotychczas koronawirus był słabo zagnieżdżony. Obecnie za sprawą mutacji brytyjskiej ilość osób zarażonych jest duża. Jesteśmy w okresie, gdzie chętniej wychodzimy na zewnątrz. Nasze kontakty z innymi osobami są bezpośrednie. Jest wiele czynników, które mają negatywną moc. Dodajmy do tego Słowację i Czechy. Nasze otoczenie wyjątkowo źle wpływa na rokowania do szybkiego powrotu do szkoły.

 

Terminy egzaminów ósmoklasistów i matur są w jakiś sposób zagrożone?

- Nie. Od razu mówię, że terminy matur i egzaminów klas 8 nie są zagrożone. Przynajmniej w tym momencie nie wydaje się, żeby było zagrożenie. To będzie realizowane według planu, który był przyjęty, gdy liczba zakażeń była stosunkowo wysoka.

 

Przedstawiciele ZNP apelują, żeby podobnie jak rok temu zrezygnować z egzaminu dla ósmoklasistów, że wystarczyłby konkurs świadectw. Ten egzamin także planowany jest w maju. Biorą państwo pod uwagę rezygnację?

- Nie wiem, jak można w ten sposób mówić i takie propozycje składać. To działanie wysoce nieodpowiedzialne. Matura i egzamin uczniów klas 8 jest bardzo ważny. On mówi dużo o sposobie edukacji, sprawności systemu w danym miejscu, danej szkole, klasie. Odpowiadamy nie tylko na pytanie, jaki jest poziom indywidualny tego ucznia, ale na pytanie bardziej znaczące. Ono odnosi się do realizacji programu w szkole, gminie, powiecie, województwie. Panowie związkowcy, my chcemy wiedzieć, jakie straty ponieśliśmy w wyniku pandemii. Chodzi o straty w następstwie takiego funkcjonowania systemu edukacji. Propozycja, żeby rezygnować z egzaminu, jest stwierdzeniem, że nie interesuje nas poziom wykształcenia uczniów. To nieodpowiedzialna sugestia ZNP.

 

Nadal jest aktualny model, że jeśli będą wracać klasy do szkół, to najpierw klasy maturalne i ósme?

- Tak. To naturalne w tym kontekście. Ten moment egzaminu maturalnego i po klasie 8 jest ważny z perspektywy ogólnej i pojedynczych uczniów. Obecnie dyrektorzy mają możliwość organizowania konsultacji dla uczniów klas ósmych i maturalnych.

 

Dlaczego akurat studenci mają wrócić najwcześniej podczas letniej sesji? Przecież łatwiej utrzymać dystans na uczelni niż w szkole.

- Nie jest to tak odległy czas, kiedy pan był studentem. Wie pan, że sale wykładowe bywają takie, że są dość mizernych rozmiarów. Skupienie studentów bywa duże. To nie są kontakty tylko w obrębie grupy. Są różne grupy - grupy językowe, grupy WF, jest życie towarzyskie, to powrót do akademików. To generuje wzrosty zachorowań. Dane, które otrzymujemy ze szkół wyższych, pokazują, że w ostatniej dekadzie lutego był znaczący wzrost zakażeń studentów i pracowników naukowych. Uczelnie prowadzą statystyki. Na niektórych kierunkach są zajęcia bezpośrednie. Trudno edukować przyszłych lekarzy i inżynierów bez kontaktu z materią. Te ustalenia i rozmowy z rektorami i Radą Główną, Konferencją Rektorów są takie, że decyzje będą decyzjami szkół wyższych, ale one są skłonne podjąć takie decyzje, jeśli warunki będą sprzyjające.

 

Ten powrót późny studentów oznacza, że jednoznacznie pozytywnie pan ocenia to, jak przebiegają zajęcia w trybie zdalnym?

- Nie. Z jednej strony mamy pozytywne efekty, bo udało się zrealizować ważny postulat zdalnego nauczania. Kiedyś o to strasznie zabiegaliśmy. To jednak jedyny plus. Są inne negatywne skutki tego systemu. Z jednej strony są wirtualne biblioteki, teksty czasopism istotnych dla stanu nauki, ale brakuje monografii, opracowań ważnych w naukach społecznych czy humanistycznych. Studenci mają kłopot z sięganiem po kolejne teksty na konwersatoria. Pomijam fakt relacji mistrz-uczeń. Konferencje wideo są ciekawe, ale nie spełniają tego wymogu. Czekamy na moment, kiedy będzie kontakt bezpośredni.

 

Uczelnie krytykują tryb podniesienia punktacji za publikacje w części czasopism i dodanie do listy nowych czasopism. Krytycznie odniósł się do tej decyzji Senat UJ. To pana uczelnia. Przedstawiciele UJ mówią, że zmiany zostały przyjęte w sposób nietransparentny i bez udziału ekspertów. Jak pan odpowie na te zarzuty?

- Stanowisko Senatu UJ jest zrozumiałe. To stanowisko najlepszej uczelni w kraju. Pozycja jego nie jest zagrożona. UJ w następstwie ewaluacji nie dozna uszczerbku, jeśli chodzi o uprawnienia do prowadzenia studiów doktoranckich. Podobnie jak chodzi o subwencję, swobodę w powoływaniu nowych kierunków studiów. Problem jest z innymi szkołami wyższymi, które w następstwie tej ewaluacji mogą mieć negatywne konsekwencje. Ministerstwo podjęło działania w następstwie wniosków, które wpłynęły do ministra edukacji i nauki. Były to wnioski redakcji, uczelni. One wskazywały na uchybienia poprzedniego rozdania. Pan minister ogłosił komunikat, w którym wskazano na czasopisma, które uzyskały większą ilość punktów.