Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PO, Urszulą Augustyn.

 

Ustaw o wyborach prezydenckich podpisana. Wcześniej Sejm odrzucił większość kluczowych poprawek Senatu. Między innymi o 10 dniach na rejestrację i zbiórkę podpisów przez nowego kandydata. Ile potrzeba na zebranie 100 tysięcy podpisów z niezbędną górką?

- Górka musi być spora. Lepiej jest zmobilizować ludzi i mieć pewność, że PKW nie odrzuci podpisów. Górka jest potrzebna. Nie wiem ile dni. Nie może to być czas bardzo krótki. 100 tysięcy osób to spora ilość.

 

Słyszymy, że być może to będzie czas do 10 czerwca. Do 10 czerwca uda się zebrać 100 tysięcy podpisów z górką?

- Jak do 10 czerwca to jest to wystarczający czas. Nie wiemy, czy tak będzie. Pewnie dzisiaj pani Marszałek ogłosi wybory na 28 czerwca. Ile dni będzie na zbieranie? Nie wierzę ludziom z PiS. Ile nie będzie, zbierzemy tyle podpisów, żeby wystarczyło.

 

Jest pani zaskoczona tym, że Sejm przegłosował poprawkę, że to nie minister zdrowia, ale PKW podejmie decyzję o ewentualnym głosowaniu tylko korespondencyjnym tam, gdzie będą problemy epidemiologiczne?

- To poprawka, która niewiele zmienia. Na wniosek ministra zdrowia… Czyli PKW działa pod wpływem ministra zdrowia. PKW jest obsadzone ludźmi z wyboru PiS. Niewiele się zmienia.

 

Jeśli państwa kandydat przegra, nie będą państwo skarżyć wyniku wyborów, bo odbywają się one w niekonstytucyjnym terminie?

- Najpierw zobaczmy jak wybory się odbędą. Wiemy, że jest wyjątkowa sytuacja, która budzi wiele wątpliwości. Mniejsze niż wybory 10 maja, które by były nierówne i niesprawiedliwe. Dzisiaj szukamy rozwiązania. To jest jakiś kompromis. Będą wątpliwości? Konstytucjonaliści różne fakty podnoszą. PiS nie daje czasu na zorganizowanie wyborów inaczej. PiS mógł ogłosić stan klęski żywiołowej i przyłożyć termin zgodnie z konstytucją. PiS nie chciał, ma większość.

 

To też państwo mówili, że 28 czerwca jest datą niekonstytucyjną. Jest kompromis ze Zjednoczoną Prawicą, że nie będzie podważania wyniku wyborów z tego powodu?

- Popatrzmy, jak wybory będą przebiegały. Powtarzam. PiS ma większość. PiS wymyślił wybory i je zrobi. Udało się wyrzucić ten 10 maja. Warunki wtedy były nie do przyjęcia. Teraz robią to na podstawie specustawy. Będzie wiele osób, które to podważą. Nie mamy innego wyjścia. Nie chcą zrobić zgodnie z konstytucją, my nie mamy wyjścia.

 

Nie jest tak, że ta ustawa to trochę Lex Trzaskowski? Żaden nowy obywatelski kandydat nie będzie miał szans na zebranie podpisów do 10 czerwca, jeśli ta data się potwierdzi.

- Dlaczego? Jak 100 tysięcy osób będzie chciało kogoś poprzeć, poprze go. Trzaskowski to nie wyjątek. Zdecydowaliśmy, że Rafał Trzaskowski będzie nas reprezentował. Zrobimy wszystko, żeby zebrać podpisy. Każdy może ludzi mobilizować. Polska ma więcej obywateli niż 100 tysięcy. Każdy może dołączyć do wyścigu. Prawo jest równe.

 

Nie żałuje pani, że Rafał Trzaskowski od początku nie był kandydatem PO? Podobno były wewnętrzne badania, które od początku wskazywały, że to właśnie prezydent Warszawy ma największe szanse na udane starcie z prezydentem Dudą.

- Na tamte warunki Małgorzata Kidawa-Błońska była bardzo dobrą kandydatką. Nie żałujemy. Nikt nie przewidział wtedy pandemii, zmiany warunków, zmiany kampanii. Jej prawie nie było. Prezydent jednak ją prowadził. Tego się przewidzieć nie dało.

 

Muszę zapytać o 4 czerwca. To będzie oficjalne otwarcie kampanii Rafała Trzaskowskiego? Co usłyszymy? Co powinniśmy usłyszeć?

- Zostawmy to Rafałowi Trzaskowskiemu. Wszyscy liczymy, że pani marszałek ogłosi wybory i dzisiaj kampania ruszy. Wtedy 4 czerwca to będzie pierwsza ważna data, którą warto pamiętać i przypominać. Rafał Trzaskowski wykorzysta to w Gdańsku.

 

Będą państwo rozmawiać o pakcie II tury i składać propozycje innym ugrupowaniom opozycyjnym, w zamian za poparcie Rafała Trzaskowskiego, jeśli on przejdzie do II tury?

- Sądzę, że każdy, kto będzie w II tury z opozycji, będzie to robić. My liczymy na II turę. Liczymy, że spora część pozostałych kandydatów poprze nas. To się nie robi samo. Trzeba rozmawiać, warto rozmawiać. Kampanię trzeba prowadzić tak, żeby do rozmów sobie drogi nie zamykać.

 

Czyli wzajemnych ataków na opozycji raczej nie będzie?

- Widział pan kampanię Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Ona nikogo nie atakowała.

 

Uczniowie po raz ostatni poszli do szkoły w pierwszej połowie marca. Do końca roku już nie wrócą. Jakie skutki przyniesie kilka miesięcy nauki zdalnej? Są uczniowie, którzy wypadli z systemu.

- To będą koszmarne skutki. Rozwarstwienie i nierówne szanse będą widoczne jesienią. Znak zapytania na jesień też jest. Epidemiolodzy mówią, że nie wiemy, co się wydarzy. Mam pretensje do ministra o egzamin ósmoklasistów. Te dzieciaki od marca nie chodzą do szkoły, teraz mają pisać egzamin. Jest różnica między maturzystą, osobą dorosła, a ósmoklasistą. To poważny błąd. To niefrasobliwość, żeby traktować ich jednakowo. Młodszych można było zwolnić z egzaminu. Posadzenie ich do tego samego testu… Niektórzy nie mają możliwości uczenia się. To niefrasobliwość i krzywda ministra dla dzieciaków. Pierwsza to było wyrzucenie gimnazjów i mieszanie. Teraz ósmoklasiści mają kolejną krzywdę. Jak usłyszałam, pytania egzaminacyjne od 2 miesięcy są w kopertach i czekają na dzieciaki. Nikt nie brał pod uwagę, czy dzieciaki w czasie pandemii mogły się czegoś nauczyć. Nauczyciele zawsze mówili, że przy egzaminach brakuje im czasu, tego maja. Pytania egzaminacyjne nie biorą tego pod uwagę. Egzaminy są w kwietniu.

 

Czyli lepszym pomysłem by była rezygnacja z egzaminu ósmoklasistów? ZNP o to apelowało.

- Napisałam ustawę, która dawała w tym jednym roku możliwość, żeby ósmoklasiści nie zdawali egzaminów. Może być konkurs świadectw. Punkty za dodatkowe osiągnięcia można było uregulować rozporządzeniem. To wyjątkowy rok. Traktowanie wszystkich uczniów jednakowo jest niesprawiedliwe.

 

Rzecznik Praw Dziecka apeluje o to, by podnieść uczniom oceny na świadectwach ze względu na trudne warunki. Co powinni zrobić dyrektorzy?

- Na temat RPD nie będę się wypowiadać. Nagle się teraz znalazł. Podnoszenie ocen, bo jest pandemia? To budzi wątpliwości. Niektórzy się uczyli cały czas i mają najwyższe oceny. Ministerstwo nie robi nic, żeby przygotować nauczycieli i dzieci na to, co dalej. To się może powtórzyć. Wielu uczniów straciło kilka miesięcy. Nauczyciele zostali rzuceni na głęboką wodę. Nikt nie miał szkoleń. Nie wszyscy sobie radzą z tym. Nauczania zdalnego nie było. Nie było procedur. Nauczyciele wszystko robili sami swoimi zasobami. To nieskuteczne. Nie do każdego można dotrzeć.

 

Wszyscy uczyliśmy się nowej sytuacji...

- Nie słyszałam, żeby ministerstwo od marca… Od stycznia wiedzieli o pandemii. Można było działać, żeby przygotować nauczycieli i uczniów. Słyszał pan, że coś się dzieje przed jesienią? Ja nie słyszałam. Minister ma działać tu i teraz. Muszą być pieniądze na sprzęt. Nauczyciele muszą się kształcić, żeby mogli jesienią spokojnie na lepszym poziomie pracować. Minister tego nie robi.

 

Lepszym pomysłem byłby powrót uczniów do szkół przed wakacjami na kilka tygodni?

- To zależy od warunków. Dzisiaj epidemiolodzy mówią, że to, co zrobiło nasze państwo, może tylko powiększyć pandemię. Ja nie wiem. Jest jeden błąd. Nie ma testów ludzi. Tam, gdzie są testy, zakażonych jest więcej. My mówimy o testach. Tak zrobili Niemcy, Austriacy. Zarażonych oddzielono, reszta żyje normalnie. U nas jest to na wariackich papierach.