Zapis rozmowy Jacka Bańki i Adama Piśko z wiceprezydentem Krakowa ds. edukacji, Tadeuszem Matuszem.

Jacek Bańka: Jak pan słyszy, że ma być to rok zawodówek to jak pan to rozumie?

Tadeusz Matusz: Ja bym powiedział tak: mnie to nie elektryzuje. My ten temat w Krakowie wywołaliśmy już wcześniej. Akcentuje dość mocno w moich wystąpieniach, że mi nie chodzi o to, że jak wahadło poszło mocno w kierunku liceów to my to zmienimy w stronę zawodówek. To ma być świadomy wybór młodego człowieka. On musi mieć informację i czas na zastanowienie. Nie może patrzeć na to co robią koledzy. Jak wybierze świadomie to wybierze dobre. Liceum samo w sobie nie jest ani dobre ani złe.

J.B: Skoro 70% młodych Niemców wybiera szkolenie zawodowe to o czym to świadczy?

T.M: Nie umiem odpowiedzieć. Bez wątpienia mamy w świadomości, że ukończenie szkoły wyższej to nobilitacja. To ciekawe zjawisko i dobrze odbierane. Kształcenie na poziomie wyższym uzyskuje 50-52% młodych ludzi. Za moich czasów to było 5-7%. Teraz ci ludzie robią kursy zawodowe, żeby móc znaleźć pracę. Na szkolnictwo zawodowe trzeba zwrócić uwagę.

J.B: O takich sytuacjach zapominamy. Ktoś kończy studia i robi kurs barmana. Czego by pan oczekiwał od szefowej MEN?

T.M: Jako dorobek II konferencji pracodawców i dyrektorów szkół, wysłaliśmy list oczekiwań. Rozmawiałem z panią dyrektor departamentu odpowiedzialnego za szkolnictwo zawodowe i oni też to analizują. To będzie taka ścieżka jak powiedziałem. Chodzi o doradztwo zawodowe. Nie powinniśmy nobilitować jakichś kierunków. Jak ktoś znakomicie osadza flizy i umie zrobić drzwi to jest potrzebny.

J.B: Szkoły zawodowe przystają do rynku pracy? On się zmienia a szkoły zawodowe są skostniałe.

T.M: Ma pan sporo racji. Gdzieś czytałem, że jak zaczynamy studia zawodowe i jak je kończymy to będą miejsca pracy, których jeszcze nie ma. Musi być elastyczność. Wykształcenie ogólne taką możliwość daje. Budować jednak będziemy, montować będziemy, flizy kłaść będziemy, kucharze będą potrzebni. Te dziedziny się utrzymają.

Adam Piśko: Mówi pan o doradztwie zawodowym. Kto miałby 16-latkowi doradzać?

T.M: Osoby są, ale czy są dobrze przygotowane, żeby się rozglądać po rynku to osobny temat. Kurator czuwa nad poziomem nauczycieli. Nam, jako organowi prowadzącemu, nie może być obojętne czy dobrze się dzieje. My powinniśmy wpływać na to, żeby to doradztwo było dobre. Ja bym większą nadzieję pokładał w tym, że nauczyciel będzie zwracał uwagę niż liczył na to, że konkretnemu uczniowi dobrze doradzi.

J.B: Jeśli weźmiemy miejsca w krakowskich szkołach zawodowych w tym roku to jak wygląda ich obsada?

T.M: Pyta pan o liczbę uczniów? Powiem tak. Do szkół krakowskich przyszło około 400 młodych ludzi mniej a do szkół zawodowych o 100 więcej. Młodzi ludzie się tym interesują, ale szkolnictwo ogólnokształcące ma się dobrze. Powinny być progi punktowe do liceum. Jak dajemy sygnał, że do liceum dostanie się zawsze to uczeń ma prawo sądzić, że nie będzie potem zawiedziony. A tak może być. Dlatego nawiążę jeszcze raz. Może nie jesteś dobrym polonistą, ale możesz być dobrym technikiem czy wykonawcą w budownictwie. W szkole nie jest to dobrze punktowane.

J.B: Przed wyborami samorządowymi trudno poruszać temat zmian w siatce szkół, ale jak pan patrzy na szkoły zawodowe w Krakowie to wszystkie mają rację bytu?

T.M: One mają taką rację bytu, że są przedmiotem zainteresowania uczniów. Nie jest tak źle, ale jednak klasy wielozawodowe są dla mnie sygnałem, którego nie odbieram dobrze. Jak jest klasa dwuzawodowa to rozumiem to. Jednak jak w klasie mamy dwóch blacharzy, trzech fryzjerów i dwóch mechaników to praktyka cierpi. Dyrektorzy mówią, że oni są młodocianymi pracownikami i się tam kształcą. Ja chcę to jednak lepiej poznać.

J.B: Tu jest problem. Nowy rok to rok szkół zawodowych, ale ten nowy rok to też kilka innych zmian. Sześciolatki idą do szkół.

T.M: Jedni idą, inni w przyszłym roku. Potem się to wygładzi.

J.B: To pytania padało wiele razy. Jak krakowskie szkoły są przygotowane?

T.M: Są przygotowane. Nie mamy sygnałów negatywnych. Nie chodzi o to, że nauczyciele tak mówią, ale rodzice nic nie zgłaszają. Po wizytacjach można mówić, że jesteśmy przygotowani.

A.P: To za wcześnie, żeby rodzice zgłaszali uwagi. Jest 1 września.

T.M: Rodzice byli w szkołach przed wakacjami. Oni się tym interesowali i była akcja, żeby nie zabierać dzieciństwa. Część rodziców silnie na to patrzyła. Jest w porządku. Rodzice muszą patrzeć inaczej. Jak te 17-18% zostało i oni pójdą później to nie wiem czy to będzie dobrze. Wtedy oni będą tymi starszymi a to nie są dobre relacje.

J.B: Czekają nas zmiany maturalne. Po tym co się stało ostatnio to chuchamy na maturzystów.

T.M: Przez cały czas powinni się po prostu uczyć.