Zapis rozmowy Jacka Bańki z Lidią Gądek, posłanką PO i internistą oraz Maciejem Klimą, senatorem PiS i również internistą.

Jacek Bańka: Mówimy o nienawiści przeciwników szczepień. Państwo też byli celem ataków takich osób.

Lidia Gądek: To się nazywa hejtem. Może bezpośrednio nienawiści i gróźb nie zauważyłam, ale zarzuty o tym, że mamy związki z firmami farmaceutycznymi są. Słysze, że mam krew dzieci na rękach. Takie zarzuty są. Nie ma merytorycznej dyskusji. Jestem otwarta na dyskusję. Jak rozpoczynaliśmy debatę o kalendarzu szczepień to chciałam rozmawiać dlaczego to jest obowiązek i jakie są tego konsekwencje. Zaczęła się tylko „jazda” w internecie.

 

J.B: Panie senatorze, oszaleliśmy wszyscy? Skąd ta nienawiść?

Maciej Klima: W każdej grupie znajdą się osoby, które mają wątpliwości. Do takich osób nie docierają argumenty naukowe. Niektóre osoby się zetknęły z powikłaniami po szczepieniu. To jest nagłaśniane. W naszych warunkach to mała i nieistotna grupa. W Niemczech jest gorzej. Wiemy, jako lekarze, że niektóre dzieci nie mogą być szczepione. W tej grupie są osoby nieszczepione ze względów medycznych.

 

J.B: Zaangażowała się pani w krakowską dyskusję wokół przyjęcia takich zasad, żeby do przedszkoli były przyjmowane tylko dzieci z kompletem szczepień.

L.G: Skoro słyszymy, żeby dać dowolność to w wielu krajach jest taka dowolność. Tam stosowane są takie metody, zachęty. Z jednej strony rodzic może szczepić lub nie, ale pierwszeństwo do żłobka czy przedszkola będzie miało dziecko zaszczepione. Stawka ubezpieczeniowa w przypadku nieszczepienia też jest wyższa. To zachęta. Nienawiść w Krakowie wynika z niewiedzy na temat tego dlaczego szczepienia są wymagane. Ruch antyszczepionkowy w Polsce jest niewielki. To 3% niezaszczepionych dzieci. W tym dzieci, które nie mogą być szczepione. To jednak grupa głośna, która powoduje niepokój u całej reszty. Rodzice dziecka, które nie może być szczepione są zaniepokojeni, ale nie o to chodzi w tej propozycji. Na pewno należy przedyskutować ten temat.

 

J.B: Takie zachęty byłyby odpowiedzialne społecznie?

M.K: Mam wątpliwości. To dzielenie. Obawiam się, że początki, które zaczynają się w żłobkach będą przeniesione i takie ruchy mogą się pokazać. Nadmierne rygory dla rodziców nie są zachętą. Czasem się stawia bierny opór. Musi być edukacja i przekaz informacji dla rodziców o szczepieniach. To musi być wyraziste.

 

J.B: Na jaką pomoc państwa i parlamentarzystów możemy liczyć, żeby ten niewielki procent nie zdominował dyskusji o szczepieniach?

L.G: Nasza wspólna rola, jako pracowników systemu ochrony zdrowia, polega na edukacji. Jest też olbrzymia rola mediów. Chylę czoła, bo ostatnio media stają na wysokości zadania. Na końcu jest polityka, także ta lokalna. Dzisiaj mamy projekt ustawy, który pozwala rozszerzyć zakres refundacji szczepień na kolejne szczepionki. Na przykład na pneumokoki, które są bardzo groźne. Przy tej okazji pojawiła się możliwość debatowania na ten temat, mówienia dlaczego trzeba szczepić. Nie jesteśmy zawsze hurraoptymistami. Są wskazania i przeciwwskazania. Są ludzie, których szczepić nie można.

 

J.B: Pomoc parlamentu jest wystarczająca?

M.K: Szczepienia to profilaktyka. Ona kosztuje, ale leczenie jest droższe. Szczepienia i edukacja społeczeństwa muszą być wyartykułowane. Bez mediów tego nie osiągniemy. Media są przekaźnikiem między specjalistami a społeczeństwem. W ostatnich latach były braki. Teraz próbujemy odbudować to zaufanie. Bez tego szanse na przyrost osób zaszczepionych będą niewielkie.

 

J.B: Nie wiem czy to jest najważniejszy argument, ale przy jednym stole siadają przedstawiciele PiS i PO i państwo mówicie jednym głosem. To pokazuje, że sprawa jest poważna.

L.G: Są kwestie tak ważne, gdzie polityka nie ma znaczenia. Różnice nie mogą występować. To kwestia naszego wspólnego dobra. Jesteśmy lekarzami. Będziemy mówić jednym językiem.

M.K: O zdrowie musimy dbać. Musimy w to inwestować.