Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Mariuszem Andrzejewskim, dziekanem Wydziału Finansów i Prawa Uniwersytetu Ekonomicznego.

 

Frankowicze – żadnych marzeń? Tak należy rozumieć słowa prezesa PiS?

- Wydaje mi się, że nie. Trzeba przyznać, że słowa prezesa w jakiś sposób wydają się na ten moment kończyć marzenia o ustawie, która by przewalutowała te kredyty po kursie z dnia. Musicie państwo przyznać, że zawsze mówiłem i wyjaśniałem słowa prezydenta, który powiedział A, nie powiedział B. Tego się trzymam. Taka ustawa o przewalutowaniu spowodowałaby straty dla państwa. Obywatele by za to zapłacili. Słowa premiera Kaczyńskiego odbieram jako potwierdzenie ucieczki przed tym złym scenariuszem. Jakby Polska podjęła taką ustawę – tak jak zapowiedział prezydent Andrzej Duda, który nie jest ekonomistą, bo dzisiaj go za to krytykuję...

 

Kiedyś się pan zgadzał, że można dojść do takiego kursu i przewalutować. Pamiętam taką rozmowę w Radiu Kraków.

- Tak. Mówiłem o kursie sprawiedliwym. Była taka propozycja z Kancelarii Prezydenta i ona była dobra, jakby ją dobrze zaprojektować w ustawie. Ja dzisiaj nie zmieniam zdania. Natomiast zawsze mówiłem, że frankowicze nie potrzebują nawet złotówki od skarbu państwa. Oni chcą mieć przekonanie, że żyjemy w państwie prawa. Jest ustawa o spreadach. To jest odbierane przez frankowiczów za rzucenie ochłapów, ale mam nadzieję, że to nie jest ostatni ruch prezydenta i rządu, mimo słów prezesa PiS. Premier Kaczyński powiedział, że chce, żeby frankowicze walczyli w sądach.

 

Czyli kończymy z ideą prostego przewalutowania?
- Takiego gremialnego, gdzie ktoś, kto chciał zyskać i był świadomy ryzyka kredytu, to by skorzystał na takiej ustawie. Nawet jak jest jeden taki przypadek w kraju – a jest - to uchwalenie ustawy z tego powodu nie jest dla mnie możliwe. Banki by poszły do arbitraży międzynarodowych. Wszystkich strat z tego tytułu – byłoby tego około 40 miliardów - zażądałyby z powrotem z odsetkami od państwa. Dlatego trzeba iść inna drogą. Ona jest.

 

Ta głośna rozmowa prezesa Kaczyńskiego miała swoją dramaturgię. Słowa o frankowiczach i walce w sądach padły po gremialnej krytyce sądownictwa. Jednak sam pan kiedyś mówił, żeby ministerstwo sprawiedliwości uruchomiło taką aplikację, do której każdy frankowicz będzie mógł wrzucić swoją umowę i sprawdzić, czy nie ma tam niedozwolonych klauzul.

- Dalej to podtrzymuję. U nas na wydziale o tym dyskutujemy. Mamy silne katedry prawa cywilnego, prawa administracyjnego. W ostatnim czasie w dyskusji poruszyłem ten temat jeszcze przed wypowiedzią pana prezesa. Szukam możliwości wdrożenia mojego pomysłu, żeby wszyscy frankowicze mieli podpowiedź na stronie ministerstwa i mogli złożyć wniosek nie tylko o spready, ale o unieważnienie całej umowy. Chodzi o wycofanie z obrotu umów, które według frankowiczów nie są sprawiedliwe i zawierają zapisy niedozwolone. Na tej podstawie w pojedynczych przypadkach zapadły już wyroki korzystne w I instancji. Zastanówmy się, dlaczego frankowicze gremialnie nie składają pozwów? Sprawa nie jest prosta. Od strony prawnej państwo polskie po wypowiedzi premiera Kaczyńskiego powinno czuć się w obowiązku – to zapowiadał minister Ziobro, że jak zostanie prokuratorem generalnym, to będzie miał możliwość pomocy frankowiczom. On dzisiaj może, ale ma wiele spraw na głowie.

 

Pytaliśmy o to ministra Ziobro. Dyskusja się skończyła na tym pytaniu.

- Mam przed sobą propozycję wniosku o zawezwanie do próby ugodowej opracowaną przez dr. Jana Byrskiego po naszej dyskusji. To przedbiegowo zostało wysłane do wiceministra Warchoła. Czy ministerstwo podejmie temat i zechce przygotować precyzyjnie określony sposób postępowania dla każdego frankowicza, który złoży takie zawezwanie do próby ugodowej w zakresie spreadów a potem przygotuje wniosek o wszczęcie postępowania przed sądem o na przykład unieważnienie całej umowy? Z czym to się wiąże? Taki wniosek, który mam przed sobą, w pierwszym zdaniu mówi o wartości przedmiotu sporu w złotych. Skąd frankowicz ma wiedzieć, ile spreadów i w jakiej wielkości jest zawyżona kwota z tytułu spreadów, żeby zawezwać? To jest problem. Zwracamy się z prośbą o to, żeby wprowadzić na stronie internetowej kalkulator. Żeby każdy frankowicz mógł wejść, podać dane ze swojego kredytu. To następny problem. Czy zwykły obywatel z umową frankową zna swoje kwoty, które zapłacił przez 8-10 lat? Nie. Trzeba się zwrócić do banku z prośbą o informację. Banki pobierają za to 50 zlotych - to kolejna bariera. To jednak najlepsza droga do tego, żeby o tym mówić, żeby była akcja namawiania frankowiczów do składania takich zawezwań do ugody. Te zawezwania przerywają bieg przedawnienia, który za chwilę może się skończyć. O tym wszyscy powinni mówić, żeby frankowicze nie odpuścili, żeby się zebrali i żeby dziesiątki tysięcy zawezwań do ugody zalały polskie sądy. To można zrobić, jak wszystko się wyjaśni frankowiczom.

 

Reasumując, projekt takiego zawezwania przygotował Wydział Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego i wysyła go do ministra Ziobry. Pozostałe kroki powinno przygotować ministerstwo sprawiedliwości?

- Jak podejmie pozytywnie to i zechce pomóc frankowiczom. Wtedy znajdziemy się w takiej formule. Kiedyś mówiłem, że pomoc frankowiczom to robota dla rządu. Jeszcze był tamten rząd. To dalej jest robota dla rządu. Obywatel nie przygotuje tego samemu. Obywatel nie zapłaci tysięcy prawnikowi w każdej indywidualnej sprawie i nie jest w stanie przez lata płacić wysokich kwot odszkodowania. To musi być zorganizowane. Opłata za takie zawezwanie wynosi albo 300 złotych albo 40 złotych w zależności od tego czy kwota wnioskowana jest powyżej 10 tysięcy złotych, czy poniżej. Pierwszy punktu, musi obywatel sam sobie wyliczyć, czy jest w tej kwocie, czy innej. Następnie numer rachunku bankowego, na który te opłaty się podaje, wniosek o zawezwanie. To jest naprawdę precyzyjna robota. Jak nie dochowa się formalności to wnioski nie będą rozpatrywane. W tym zakresie ministerstwo sprawiedliwości powinno uzbroić każdego obywatela. Każdy obywatel mając swoją umowę powinien przeczytać na stronie wskazówki i wtedy mamy kilkadziesiąt tysięcy takich samych wniosków. Wtedy banki będą rozważać, czy im się to opłaca.

 

Nie rezygnuje pan także z innych rozwiązań. Pieniądze z programu 500+, zamiast na konsumpcję należy kierować na cele inwestycyjne. Nawet nazwał pan taki program „własnościowe dla rodziny 500+”. To same korzyści?

- Tak. To propozycja oparta na zasadach wolnorynkowych. Powinny skorzystać wszystkie strony: banki, deweloperzy i rodziny z przyznanym programem 500+. Po roku czasu wszyscy kupili używane samochody, lodówki. Potem jest dyskurs co z tymi zaoszczędzonymi pieniędzmi. Ten program jest świetny. Jak premier Morawiecki ma problem z PKB – a ma - to moja propozycja jest na zasadzie dobrowolności, żeby rodziny z trójką dzieci – zaczęlibyśmy od tego - mogły być zwolnione z obowiązku 20% wkładu własnego, który dzisiaj blokuje akcję kredytową i rozwój gospodarki w zakresie budownictwa. Przyznanie rządowego programu 500+ stawia w uprzywilejowanym miejscu te rodziny. Rząd powinien w ramach tego programu, że jeżeli ktoś się nie zdecyduje wydawać dalej na konsumpcję tych środków to powinien dać gwarancję, że ten program dla tego kogoś będzie dostępny do 18. roku życia dziecka a nie będzie obawy, że jak skończą się rządy PiS to program zostanie zniesiony i nie będzie 500+. To powinna być nagroda dla rodzin, które nie chcą dalej konsumować, ale zdecydują się na mieszkanie.

 

I wiedzą, że dalej będą płacić, mimo że dzieci będą dorosłe?

- Program 500+ by dalej został dla tych, którzy potrzebują wydawać, ale ci, którzy nie potrzebują konsumować, niech dostaną nagrodę gwarancji tego programu, jak zapiszą się w długoterminowe umowy kredytowe. To im też da prawo do pozyskania kluczy do mieszkania od zaraz. Program jest też dla takich miejscowości, gdzie mieszkania są do 5000 złotych za metr kwadratowy.

 

Strona rządowa jest zainteresowana tym programem?

- Od roku czasu koresponduję z ramienia wydziału i pracy naukowej z ministrem Smolińskim. Na początku było wiadomo, że minister Adamczyk jest zainteresowany przede wszystkim dobrym programem mieszkania na wynajem. Rząd na ten program stawia i dobrze. Za mało jest w Polsce takich mieszkań. Moja propozycja jest uzupełnieniem nieprzeszkadzającym temu głównemu programowi. To wolnorynkowa propozycją dla deweloperów, banków i rodzin, które by chciały wejść w taki program. To uzupełnienie rozwoju mieszkalnictwa w Polsce w oparciu o środki finansowe z programu 500+.