Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem z klubu Platforma Obywatelska - Koalicja Obywatelska, Markiem Sową.

 

Wciąż jest pan bezpartyjny?

- Złożyłem deklarację do PO.

 

Już została rozpatrzona?

- Chyba wczoraj tak, pozytywnie.

 

PO straciła nadzieję na zjednoczenie opozycji?

- Nie. Jesteśmy w finalnym okresie konsolidowania się koalicji. My od początku chcieliśmy budować koalicję wokół Koalicji Obywatelskiej. Są z nami też środowiska samorządowe. To ważne wzmocnienie. Pytanie, o ile ta koalicja się poszerzy, jakie siły społeczne i polityczne do tego przystąpią. Czasu za wiele nie ma. Musimy być przygotowani na każdy wariant. Po konsultacjach, za tydzień - dwa, będzie znany ostateczny kształt koalicji. Wybory są za 3,5 miesiąca. Nie ma czasu, żeby zwlekać. Na PO ciąży obowiązek przygotowania całego programu, zaprezentowania go. PO ma największe możliwości logistyczne i zaplecze. Nie ma co czekać. Wybory pewnie będą ogłoszone początkiem sierpnia. Wszyscy mówią, że wybory będą w październiku. Nie ma czasu.

 

Wczoraj Grzegorz Schetyna zaprezentował sztab wyborczy Koalicji Obywatelskiej i samorządowców. W tym gronie, na czele którego stoi szef sztabu Krzysztof Brejza, są głównie członkowie PO. Jest Barbara Nowacka, ale nie widzę tam twarzy z innych obozów. To tak jakbyście wysłali sygnał – idziemy, nie czekamy na was.

- Jest też Hanna Zdanowska, która osiągnęła najlepszy wynik w wyborach samorządowych, jest Jacek Karnowski, prezydent Sopotu. Był na konferencji prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz. On apelował o zaangażowanie. Wierzę, że na naszych listach będzie wielu samorządowców. Nie myślę tylko o liście senackiej, ale też o liście do Sejmu. Jak to może zmienić listę? W 2010, 2014 roku były listy samorządowe pod szyldem PO. Była tam masa środowisk samorządowych. One są autonomiczne. Działają w powiecie, kilku powiatach, gminach. To ważny element i wzmocnienie.

 

Czyli pada blady strach na posłów warszawskich, sejmowych polityków?

- Proszę na mnie popatrzeć…

 

Pan jest samorządowcem z krwi i kości. Z tego co pan mówi, wynika, że także do Sejmu – nie tylko do Senatu - chcecie wystawić mocną reprezentację samorządowców.

- Ja wierzę w to, że na każdej liście poselskiej będzie mocna reprezentacja samorządowców. To będzie dobre.

 

Wierzy pan w to, że postawienie na samorządy w kampanii – mówicie, że te wybory będą też walką o niezależność samorządów – zadziała na wyborców? Rząd i premier Morawiecki chcą postawić na ekonomię, niskie bezrobocie, doskonałe parametry, udogodnienia dla młodych i tak dalej.

- Bezrobocie w Polsce obniża się od 7 lat dynamicznie. To nie jest zasługa PiS. Ta dynamika redukcji bezrobocia z kilkunastu procent do dzisiejszych 6% to wysiłek Polaków, przedsiębiorców. Na miejscu premiera bym sobie tych zasług nie przypisywał. On nie zaczął tego procesu, nie jest też jego największym udziałowcem. Są dwie wizje Polski. Ściera się wizja Polski centralistycznej z Polską zdecentralizowaną, gdzie najwięcej do powiedzenia mają lokalne wspólnoty. My się mocno sprzeciwialiśmy gdy PiS raz po raz robił zamach na samorządy. On odbierał narzędzia, finanse. Przypomnę WIOŚ, ośrodki doradztwa rolniczego, ośrodki sportowe. To zostało zabrane w czasie tych rządów. My się sprzeciwiamy. Jak najwięcej do powiedzenia powinny mieć samorządy. One dzisiaj wiedzą, że PiS nie gwarantuje żadnej autonomii. W sposób naturalny jest to walka o autonomię dla samorządów. Nie chodzi o sfałszowany przekaz o rozbiorze Polski przez samorządy. To głupoty. Chodzi o to, czy my na poziomie gminy, powiatu czy regionu będziemy decydowali sami, czy będziemy tylko wypełniali wolę państwa.

 

Co pan myśli o takich radykalnych pomysłach, które formułują przedstawiciele inicjatywy Inkubator Umowy Społecznej, żeby pójść mocno w stronę modelu federalistycznego, żeby uczynić województwa bardzo silnymi ośrodkami władzy. One miałyby decydować nie tylko o sprawach podatkowych, ale też ideologicznych. W Małopolsce i na Podkarpaciu mogłyby być zupełnie inne regulacje niż na Pomorzu czy Dolnym Śląsku.

- Ja nie jestem rewolucjonistą. Nie wyobrażam sobie szesnastu różnych systemów w Polsce. Daleki jestem od takich pomysłów. To w niczym nie przeszkadza mi się opowiadać za zwiększeniem kompetencji samorządu.

 

Silniejszy marszałek od wojewody?

- Wojewoda ma gwarancję konstytucyjną, ale ta funkcja jest zbędna. Rolę wojewody bym ograniczył do zarządzania służbami, które mu podlegają. On nie ma jednak wielkiego wpływu na nie. Może to trzeba scentralizować? Na tym bym ograniczył rolę wojewody. Kwestie związane z budowaniem potencjału... Gospodarz może być jeden. To powinien być marszałek województwa.

 

Obywatele RP protestują przed siedzibami PO i PSL. Domagają się od was większej aktywności i zjednoczenia. Jak będzie wyglądała pana większa aktywność? Grzegorz Schetyna zapowiadał, że będziecie się starali dotrzeć do każdej gminy i powiatu. Ta aktywność ma być znacznie większa niż w poprzednich kampaniach.

- Przygotowałem całe sprawozdanie z mojej 4-letniej obecności w parlamencie. Będę o wynikach swojej pracy, inicjatywach rozmawiał z mieszkańcami mojego okręgu. Za tydzień ten materiał będzie kompletny. Będę mógł go rozdawać przez najbliższe tygodnie. To ważne, żeby moi wyborcy mieli wiedzę na temat tego, czym się zajmowałem. Tak zrobią też inni. Będę stawiał na kontakt bezpośredni.

 

Jest pan byłym marszałkiem. Wiemy od soboty, że Kraków i Małopolska mają być gospodarzem Igrzysk Europejskich 2023. Przed prezydentem Krakowa i marszałkiem Małopolski stoi wyzwanie, na końcu którego może być sukces porównywalny z tym, który obserwowaliśmy w czasie ŚDM?

- O czym my mówimy? Mówimy o wydarzeniu, które jest niszowe. Jego potencjał marketingowy jest nieznany. Prestiż sportowy też jest niewielki. To nowa inicjatywa, która zaistniała w oku 2015.

 

ŚDM też był w Krakowie po raz pierwszy.

- Nie. Spotkania młodzieży w Polsce były po raz 2. Są utrwaloną pozycją. Wszyscy wiedzą, że przyjeżdża około 2 milionów młodych ludzi z całego świata. Igrzyska Europejskie to nowa inicjatywa.

 

Będzie to trzecia edycja.

- Nie wiemy jakie będą dyscypliny. Marszałek Kozłowski chce tam robić skoki narciarskie na igielicie. Nie znamy dyscyplin, ile to będzie kosztować, jakie obiekty są potrzebne, nie znamy deklaracji rządu w tej sprawie. Są dwuznaczne wypowiedzi pana prezydenta. On nie do końca się utożsamia z tą inicjatywą. Ja wystąpiłem z zapytaniem, czy rząd podejmował decyzję w tej sprawie, czy były konsultacje, jakie obiekty trzeba zbudować na te Igrzyska, jakie będą koszty wydarzenia, czy wiemy jaki będzie współudział rządu.

 

Wczoraj marszałek Kozłowski mówił o kwocie 150-200 milionów w kontekście organizacji.

- Trzeba jeszcze pewnie przygotować bazę do tego. Nie może to być tylko takie stwierdzenie. Aplikacja to czynność poważna. Ja się dziwię temu, że to jest tak z zaskoczenia. Nie można się ubiegać o takie wydarzenie bez konsultacji, zapowiedzi, uzgodnień finansowych. To amatorszczyzna. Choć jestem zwolennikiem ważnych wydarzeń w naszym regionie. One muszą być jednak przygotowane. Nie wiemy tutaj nic.

 

Nawet pana optymizmu nie zmienia fakt, że deklaracje wsparcia i włączenia się w organizację imprezy zgłasza prezydent Tarnowa Roman Ciepiela i burmistrz Myślenic Jarosław Szlachetka?

- Co chcą organizować? Żużel?

 

Będzie nowa hala w Tarnowie.

- Ok. Ten obiekt można wykorzystać. Nie jestem przeciwko idei. Mówię, że proces aplikowania to amatorszczyzna. Nie wiemy o co się ubiegamy, ile to będzie kosztowało, czy rząd się dołoży. Takie wątpliwości mam.

 

Być może będziemy wiedzieć 8 lipca. Wtedy ma być zorganizowane w Warszawie spotkanie przedstawicieli rządu z samorządowcami z Małopolski. Będzie mowa o organizacji i finansowaniu.

- Liczę, że do tego czasu będzie odpowiedź na interpelację. Te wszystkie decyzje powinny zapaść przed przyznaniem Polsce prawa bycia gospodarzem tych Igrzysk. Może dojść do kompromitującej sytuacji, jeśli ostatecznie prezydent Krakowa nie podpisze tego kontraktu. Wtedy będzie wstyd.