Zapis rozmowy Jacka Bańki z wicemarszałkiem Senatu, kandydatem Zjednoczonej Prawicy w wyborach do Senatu, Markiem Pękiem.

 

Jest pan zdecydowanym faworytem w swoim okręgu. Już dzisiaj się pan czuje jak zwycięzca?

- Nie. Mówiłem o tym. Mimo że mój konkurent jest w cieniu i nie angażuje się, w polityce ważna jest pokora. Robiłem wiele przez 4 lata, żeby dać się poznać, jestem aktywny w kampanii. Czekam na werdykt wyborców.

 

Zabrakło nam debat między kandydatami. W Krakowie były poważne rozmowy. Gorzej w innych okręgach senackich, gdzie dyskusji nie było.

- Tak. To paradoks. W tych wyborach kampania do Senatu jest eksponowana, ważna. Ona jest bezprecedensowa przez zjednoczenie się opozycji przeciwko PiS. W większości okręgów jest głosowanie na PiS lub anty-PiS. Senat zawsze był jednak z boku ostrego sporu. Może dlatego nie wszyscy kandydaci do Senatu angażują się w medialny spór. Oni go unikają. Ja jestem może wyjątkiem. Jestem dość medialnym senatorem. Ja zacząłem drogę parlamentarną od Senatu jednak.

 

Jest ciekawa sytuacja w dwóch krakowskich okręgach. Dwóch kandydatów – Rafał Komarewicz i Krzysztof Mazur – przekonują, że idą do Senatu, żeby robić coś dla Krakowa. Co można w Senacie zrobić dla Krakowa?

- Ciekawa jest sytuacja w Krakowie. Wyniki są wyrównane. Apeluję o potraktowanie poważnie tego wyboru. Nic nie jest przesądzone, każdy głos się liczy. Szczególnie w okręgu, gdzie senatorem jest senator Klich. Mamy tu trzech kandydatów. Nie ma skutecznego paktu anty-PiS. Gdzie dwóch się bije... Mam nadzieję, że skorzysta Krzysztof Mazur. Jest typ kandydatów, którzy wywodzą się z samorządów. Albo są działaczami, albo analizują naukowo samorząd. Może jest skrzywienie zawodowe. Można zrobić wiele dla swojego okręgu senatorskiego, jak jest się w drużynie sprawującej władzę. Jeśli zwiększymy stan posiadania w Senacie i będziemy kontynuować rządy, większy nacisk lokalnych liderów PiS sprawi, że więcej się uda załatwić.

 

Od tych dwóch kandydatów słyszymy, że idą do Senatu, żeby załatwić metro dla Krakowa czy zagospodarowanie dawnej dzielnicy Wesoła. Może oni mylą wybory do Senatu z wyborami do rad dzielnic?

- Nie. Senator to reprezentant, który idzie do władzy centralnej i reprezentuje sprawy ogólnopolskie. W Senacie tworzymy prawo dla Polski. Zadaniem Senatu jest troska o dobre prawo. Jednak nie ukrywajmy. To co uchwalimy w Senacie, będzie miało znaczenie dla Krakowa i Małopolski. My pokazaliśmy w tej kadencji, że Małopolska, Kraków i okręgi podkrakowskie były oczkiem w głowie obecnego rządu.

 

Partie mobilizują wyborców do udziału w wyborach. Pan też to robi. Wyższa frekwencja sprzyja największym. 59% z ostatniego sondażu pana zadowala?

- Zobaczymy. Dzisiaj jest ostatni dzień na mobilizację. Czasem różne dziwne sprawy decydują o frekwencji. Robimy wszystko, żeby ją zwiększyć. Wielką bolączką polskich wyborów jest niska frekwencja. Był dobry sygnał. W wyborach do PE udało się zmobilizować wyborców. To sygnał, że Polacy dostrzegają, że to nie są wybory jedne z wielu. To fundamentalny wybór. Za Polską plus PiS-u i Polską minus opozycji. To oznacza powrót do sytuacji sprzed 4 lat. Ja sobie tego nie życzę.

 

Wyborcy emocjonalnie podchodzą do niedzielnych wyborów. Pokazała to wczorajsza debata Radia Kraków i TVP Kraków. Sala pękała w szwach. Były emocjonalne reakcje tych, którzy przyszli do studia.

- Byłem na widowni, kibicowałem Małgorzacie Wassermann. PiS tam dominował. Dla mnie symbolicznym aspektem była samotność Pawła Kowala. Nikt go nie dopingował, nikt nie wspierał. On tam przyszedł jako Paweł Kowal. Jego sytuacja wyborcza jest dziwna. On wszystko zawdzięcza PiS-owi. Każdy jest kowalem swojego losu, ale ja mu współczuję tej sytuacji.

 

Wewnętrzne problemy PO są znane w Krakowie nie od wczoraj.

- PO w Krakowie jest bardzo podzielona. Ona wprost się dystansuje od lidera swojej listy.

 

Wróćmy do frekwencji. Mówiono nawet o 75%. Ostatni sondaż pokazuje 59%. Jak duży jest strach Prawicy przed demobilizacją i czymś, co się dziś nazywa „koalicją kordonową”?

- To nie strach, to realizm. Jest takie zjawisko, że wyborcy szybko zapominają jak było. Wyborcom się wydaje, że to co zostało dane, nie zostanie zabrane nigdy. Tak mówi opozycja. Kilka lat temu mówili, że nasze programy są niemożliwe, że to rozdawnictwo. Teraz mówią inaczej. Jest kwestia wiarygodności. Opozycja jej nie ma. Oni nic nie zrobili w przeszłości, żeby dać nadzieję Polakom na utrzymanie zdobyczy PiS. To nie jest obawa dla PiS. My się do parlamentu pewnie dostaniemy w większości. To obawa o to, żeby nie cofnąć Wisły kijem.

 

W przyszłym tygodniu - poza wyborami - mamy dokończenie obrad Sejmu i dodatkowe posiedzenie Senatu. To zostało przełożone na czas kampanii. To było konieczne?

- Jest niesłychanie kłopotliwe przebywanie w Warszawie i robienie kampanii. Wiem to jako wicemarszałek Senatu. Mam obowiązki w imieniu prezydium. Ta decyzja była potrzebna. Wszyscy mogli się skupić na swoich okręgach. Po wyborach dokończymy projekty ustaw.

 

Bez niespodzianek?

- Tak. Tak jest w życiu politycznym, że kolejny tydzień też będzie bogaty. Będą wyniki, ale musimy wrócić na chwilę do poprzedniej kadencji.

 

Wczoraj na chwilę zapomnieliśmy o polityce. Nobel dla Olgi Tokarczuk. Wśród czytelników noblistki jest Jarosław Kaczyński. A wicemarszałek Senatu?

- Ja nie jestem, ale zdobycie nagrody Nobla to mobilizacja dla czytelników, żeby sięgnąć po te książki. To sympatyczne. Polska jest na okładkach gazet, świat o nas słyszy. Cieszymy się. Ja bym chciał, żebyśmy czytali książki nie tylko z okazji Nobla, ale żeby każdy miał swojego ulubionego autora. Ja z noblistów ukochałem Henryka Sienkiewicza. Wychowałem się na tym. To piękna, patriotyczna literatura.

 

Ale po Olgę Tokarczuk pan sięgnie?

- Sięgnę, chociaż nie ukrywam, że mam mało czasu na czytanie. Gdy jednak jeżdżę pociągami to słucham audiobooków. Wtedy się relaksuje. Jest sposób, żeby sięgnąć po książkę.