Zapis rozmowy Jacka Bańki z wicemarszałkiem Senatu z PiS, Markiem Pękiem.

 

Liderzy Zjednoczonej Prawicy przekonują, że wybory odbędą się 28 czerwca. Dlaczego o tej dacie nie poinformowała jeszcze Marszałek Sejmu?

- Pani marszałek jest suwerenna w decyzjach. Ją trzeba pytać. My robimy wszystko, żeby wybory się odbyły i żeby uchwalić prawo w takiej formie, żeby wybory odbyły się zgodnie z konstytucją, żeby w nadzwyczajnej sytuacji były zachowane standardy bezpieczeństwa. Nie może być ryzyka. Trzeba je ograniczyć do minimum. To robi Sejm, próbuje robić 48 senatorów PiS. Widzimy, jak to jednak wygląda.

 

Senat pracuje od 20 dni nad ta ustawą. Kiedy izba wyższa może przyjąć ustawę o wyborach?

- Trudno mówić kategorycznie. Było tyle obietnic, ustaleń. Wydawało się, że sprawa jest uzgodniona ponad podziałami, że 7 sierpnia w pałacu prezydenckim będzie nowy prezydent. W Senacie to się posypało. Ten okrągły stół, przy którym wszystko ustalaliśmy, został wywrócony. Teraz ostatnie ustalenia na konwencie seniorów w Senacie są takie, że w poniedziałek kontynuujemy posiedzenia komisji. O 16 będzie w poniedziałek posiedzenie Senatu. Prawo wyborcze jest punktem 2 tego porządku obrad. Nie wiem jednak, co się wydarzy. Możliwości obstrukcji w ręku trzyma marszałek Grodzki. Posiedzenie można odłożyć, przerwać. Zrobimy wszystko, żeby w poniedziałek zostało to jak najszybciej rozpatrzone. Potem musi być szybko głosowanie, żeby ustawa trafiła do Sejmu.

 

Biorą państwo także pod uwagę 21 czerwca? Może być tak, że Marszałek Sejmu powie o tej dacie, gdy ustawa zostanie przeprocedowana?

- Na razie wszystkie nasze oświadczenia, w tym mocne oświadczenie kierownictwa Zjednoczonej Prawicy, mówią o 28 czerwca. Ten termin mocno zaistniał w przestrzeni publicznej. On gwarantuje realizację kalendarza wyborczego. Są możliwości manewru, skrócenia terminów, ale w Sejmie był proponowany krótszy termin na rozparzenie kwestii ważności wyborów przez SN. Sąd Najwyższy domagał się jednak 21 dni, nie 14 dni. Poszliśmy na rękę. Kwestia orzeczenia o ważności wyborów jest kluczowa. Jest też kwestia II tury. Jej nie musi być, ale być może. Róbmy wszystko, żeby termin 28 czerwca był możliwy. Późniejsze terminy to igranie z konstytucją. To nieodpowiedzialne, nastawione na wielki chaos w Polsce.

 

O późniejszych wyborach mówią senatorowie Koalicji Polskiej i Lewicy. Chodzi o poprawkę, która zakłada, że wybory miałyby być przeprowadzone po 6 sierpnia. Jak tłumaczą autorzy, chodzi o to, żeby później nikt nie podważał legalność wyborów 28 czerwca, że odbyły się one poza terminem konstytucyjnym. Na ile realny jest taki scenariusz?

- Jest nierealny. To sprzeczne z konstytucją. To popisy prawnicze, które nie mają nic wspólnego z dobrą wolą. Zawsze przepisy można interpretować tak, żeby służyły danej koncepcji politycznej. To interpretacja, która nie uwzględnia tego, że wybory nie odbyły się w konkretnej sytuacji, nadzwyczajnej epidemii. Wybory zostały zarządzone, nie doszło do nich. Ten kalendarz wyborczy został zrealizowany, przygotowywaliśmy się. Państwo pracowało. Potem Senat, stosując 30-dniową taktykę obstrukcji, uniemożliwił te wybory. Jak teraz będzie tak samo, nie można mówić, że większość senacka i totalna opozycja kieruje się dobrem. Kieruje się chaosem. Im gorzej dla obecnie rządzących, tym lepiej dla nich. Nie chcą widzieć, że szkodzą PiS-owi, szkodzą Polsce. Ostatnio coraz częściej w Senacie słyszę, że strategia chaosu i bałaganu zaczyna się nie podobać najwierniejszym fanom PO, zaczyna to szkodzić Rafałowi Trzaskowskiemu. Mam nadzieję, że dojdzie do opamiętania i prawo uchwalimy.

 

Kiedy liderzy Zjednoczonej Prawicy informowali o wyborach 28 czerwca, padło takie stwierdzenie. „Państwo wykorzysta wszystkie przynależne środki, żeby przeprowadzić wybory tego dnia”. Co to są te środki i co zrobi państwo?

- Państwo musi zrobić wszystko, żeby wybory przeprowadzić. Wszystkie instytucje, które przygotowują proces wyborczy i przeprowadzają głosowanie, muszą wywiązywać się z obowiązków, które na nich stoją. Nie powiem o konkretnych środkach, ale państwo jest całością. Nie może być tak, że wybory zarządzone zgodnie z ustawą torpeduje inny organ państwa. Na to nie pozwolimy. To działalność, która jest sankcjonowana przez przepisy karne, administracyjne. Zobaczymy, jak się to rozwinie. PiS robi wszystko, żeby uchwalić tak prawo, żeby wszystkie instytucje miały czas na przeprowadzenie wyborów. Wiemy, że nie jest to sytuacja typowa. Jakby nie koronawirus, wybory by były już rozstrzygnięcie.

 

Ile czasu na zbiórkę podpisów będzie miał nowy kandydat KO?

- To zależy od jego kolegów w Senacie. Cała taktyka obstrukcyjna wpływa na skrócenie kalendarza. Jeżeli Rafał Trzaskowski będzie miał za mało czasu, niech ma pretensje do swoich kolegów. Ze strony PiS nie było pomysłów, żeby skracać takie czynności, żeby utrudniać sytuację nowemu kandydatowi. Jeśli ustawa zostanie uchwalona w przyszłym tygodniu, PO będzie miała czas na zbieranie podpisów. Nie musi tego robić teraz. To działalność niezgodna z prawem.

 

Jak pan ocenia ostatnie sondaże? Zmniejsza się przewaga Andrzeja Dudy nad kandydatem na kandydata Koalicji Obywatelskiej.

- Jeżeli wkracza do gry ktoś nowy, ma taki skok poparcia. Po początkowym szoku pana Kosiniaka-Kamysza i pana Hołowni, oni się otrząsnęli i będzie kontratak jak ruszy kampania. Teraz jest ona wstrzymana. Te słupki wtedy się spłaszczą i pan Trzaskowski będzie miał mniejsze poparcie. Patrzę na to tak, że Andrzej Duda jest zdecydowanym faworytem. Jeśli na opozycji zacznie się większa rywalizacja, wzrasta szansa na wygraną w I turze.

 

Polska ma dostać z budżetu unijnego prawie 64 miliardy euro na odbudowę gospodarki. Więcej dostaną tylko Włochy i Hiszpania. Możemy być pewni tej sumy?

- Wszystko na to wskazuje. To wielki sukces negocjacyjny Polski. To wskazuje na kilka aspektów. Polska jest traktowana jako ważne ogniwo w gospodarce europejskiej. Kryzys gospodarczy w Polsce oddziaływałby na Niemcy. To system naczyń połączonych. Polska jest krajem, który ma na tyle silne fundamenty gospodarcze, że opłaca nam się pomóc. Te pieniądze spowodują, że ustabilizuje się sytuacja i będzie to dobrze oddziaływało na resztę rynku. Powinniśmy być dumni z rządu i Polaków, którzy czas pandemii przetrwali z bardzo małymi stratami, patrząc na skalę światową. Francja, Niemcy, Hiszpania, Włochy i USA ucierpiały. To budzi nadzieję, że jak dalej będzie dobra współpraca rządu z prezydentem, z kryzysu wyjdziemy z małymi stratami.

 

Wiceminister aktywów państwowych potwierdził słowa wiceminister Emilewicz, że granice najprawdopodobniej zostaną otwarte 15 czerwca. Nie za późno? Pytam w kontekście turystyki. Wczoraj wiceminister rozwoju radził krakowskim przedsiębiorcom zajmującym się turystyką, żeby przemyśleli swój model biznesowy.

- To pytanie w ogóle o to, jak przez ostatnie dziesięciolecia była budowana polska gospodarka. Ona się opierała na usługach, taniej sile roboczej. Mało dbano o to, żeby gospodarka opierała się na przemyśle. Teraz się to odbija. To kwestia kształtowania gospodarki Krakowa. Uzależnienie się od jednego sektora może w kryzysie mocno gospodarką i budżetem miasta zachwiać. Dobrze by było, żebyśmy potraktowali kryzys jako punkt wyjścia do przemyśleń. Nie dotyczy to tyko Krakowa, ale w ogóle świata. Jakie są zdrowe podstawy gospodarki, co to jest solidarność w ekonomii?