Zapis rozmowy Justyny Nowickiej z Mateuszem Pakułą, autorem słuchowiska Lord Kantor.

Jak jest premiera teatralna to przed nią są emocje i jest trema. Jak coś jest w radiu to są podobne doświadczenia?

- Nie można tego porównać. W teatrze nigdy bym się nie odważył reżyserować spektaklu. Nie umiem tego robić.

Pewnie się pan odważy po takim doświadczeniu.

- Nie. Dla mnie w radiu jest łatwa sfera dźwiękowa. Jestem słuchowcem i mam łatwość w tej przestrzeni.

Chodzi o budowanie opowieści przez dźwięk?

- Tak, przez dźwięk, muzykę i słowa. Teksty do teatru też wymyślam bardzo dźwiękowe, ale teatr jest oparty w dużo większej mierze na długiej pracy z aktorem i obrazie. Ja to zostawiam innym, bardziej zdolnym ludziom.

Muszę powiedzieć, że ścieżka reżyserii radiowej może być łatwiejsza, ale jest ograniczająca. Ona wymusza kreatywność.

- Tak. Pewnie może być ograniczająca, ale ta ścieżka otwiera inne drzwi.

Do kosmicznej przestrzeni?

- Dokładnie. Tutaj w przypadku Lorda Kantora i przestrzeni kosmicznej to była ogromnie poruszająca wyobraźnię przestrzeń. Współpraca z Wojtkiem Gruszką ułatwia reżyserię. On odpowiadał za całą produkcję radiową. Współpraca z Antkiem Skoliasem, który skomponował muzykę i sferę dźwiękową też była przyjemnością.

Jest jeszcze jeden wątek – biograficzny. On się pojawia w twórczości współczesnych artystów. W pana pracy to jest ostatnio ważne. To nie tylko Lord Kantor, ale cała trylogia.

- Trylogia a nawet tetralogia. Poza Lordem Kantorem ten poliptyk składa się jeszcze z trzech innych lordów: Herlinga (związanego z Herlingiem-Grudzińskim), Milorda (związanego z Mironem Białoszewskim) i Bemola, który jest inspirowany życiem Jorgosa Skoliasa.

To ciekawe, że współczesny dramaturg chętnie przegląda się w życiorysach innych artystów.

- To jakaś droga w opozycji do sztuki krytycznej, która jest obowiązującym nurtem w teatrze. Sztuka krytyczna jest w mainstreamie a biografia pozwala na przyglądanie się bardziej osobistym przestrzeniom. Demirski i Strzępka, zajmujący się sztuką krytyczną, też się odwołują do biografii. Jest tak, że w przypadku mojej twórczości ten nurt społecznego zaangażowania się przewija. W Lordzie Kantorze poruszana jest kwestia smogu krakowskiego.

Chciałam zwrócić uwagę na język przedstawienia. To bardzo charakterystyczny dla pana styl. Posłużę się recenzją. „Dramaty Pakuły to celnie podsłuchane rozmowy w tramwaju, mocno zakotwiczone we współczesnych polskich realiach”. Pierwsze zdanie tego tekstu mogłoby się zaczynać inaczej. „Dramaty Pakuły pełne są odniesień do kanonu literatury światowej czy współczesnej polskiej poezji i literacko podnoszą poprzeczkę”. Ten język codzienny może dać po uszach.

- Od jakiegoś czasu nie jeżdżę tramwajem, ale wtedy jeszcze jeździłem. Język mówiony, kolokwialny i bełkotliwy zawsze był dla mnie silnym bodźcem.

Dla mnie to ścieżka Białoszewskiego. To nazwisko tutaj nie padło.

- Padło. Jednym z lordów jest Białoszewski, nie bez przyczyny.

On był mistrzem tego gatunku.

- Tak, on mógłby być patronem poszukiwań językowych dla mojej twórczości. Podobnie robi Elfriede Jelinek. Ona też mieli na papkę i nie da się odróżnić tego co kolokwialne.

Czyli nie da się dzisiaj tak jak Stanisław Wyspiański: „Cóż tam panie w polityce...”. Te akcenty, te średniówki.

- Da się, ale to będzie śmieszne. Da się używać różnych tonów czy stylów, ale to jest ważny wątek.

Dla mnie to najważniejsze w pana sztuce.

- Ale jest jeszcze poczucie humoru w języku i świadomość języka. Jak jesteśmy świadomi tej śmieszności to jest ciekawsza ta zabawa.

W jednym zdaniu. Chciał pan Tadeusza Kantora tym słuchowiskiem... Proszę dokończyć.

- Na pewno nie lubię okolicznościowych sytuacji i dzieł. To często powoduje, że twórcy kreują laurki czy skróty biograficzne. Wydaje mi się, że ci twórcy by sobie tego nie życzyli. Czasami z okazji roku Chopina powstają rzeczy dyskutujące z biografią twórcy. Mam nadzieję, że to słuchowisko takie będzie i Kantor byłby połechtany mile i niemile.

 

Partner główny słuchowiska: Województwo Małopolskie