Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłanką PO, Lidią Gądek.

 

Wczoraj była awantura w Sejmie o zasady podróżowania najważniejszych osób w państwie. Posłowie PO ironizowali, że pani premier podróżuje z misją do domu i dużego pokoju, z drugiej strony były mocne słowa wiceministra obrony, który mówił posłom PO, że mają na rękach krew smoleńskich ofiar. Kiedykolwiek dyskusja o podróżowaniu VIP-ów zostanie pozbawiona politycznego kontekstu?

- Myślę, że niestety nie. Nie dorośliśmy do tego jako społeczeństwo. Albo mamy pusta krytykę, że VIP-y są za dobrze traktowane, albo otwierają się oczy, że jednak to jest wbrew standardom. To co wczoraj powiedział minister Kownacki jest żenujące. Jak ktoś nie ma argumentów, zaczyna ujadać. To było paskudne ujadanie. Oni mogą bronić swoich racji, ale coś złego się dzieje jak chodzi o kwestie przewozu i ochrony VIP-ów. O tym wiemy. Staraliśmy się z troską pochylić nad tym i pokazać wolę współpracy. Okazało się, że nie ma czegoś takiego dla niektórych polityków PiS. W tej partii są jednak ludzie, którzy widzą, że nie tak powinno się dziać.

 

Pytanie czy wola współpracy jest wśród wszystkich parlamentarzystów opozycji. Niektórzy posłowie PO ironicznie wypowiadali się o podróżach pani premier. Oni niemal kwestionowali jej prawo do latania.

- Nikt nie kwestionuje tego, że pani premier może podróżować do domu. Niedawno jednak wyliczano ile kosztowały podróże samolotem premiera Tuska do Gdańska. Dzisiaj pani premier, żeby ukryć koszty, podróżuje samolotem rządowym. Jakby ktoś powiedział, że teraz wprowadzają takie standardy to dobrze. Jest jednak ukrywanie i robienie tajemnicy. Tak nie powinno być.

 

Rząd we wtorek przyjął projekt ustawy o sieci szpitali. Nad tym pracuje minister zdrowia. Minister zapewnia, że dzięki temu skrócą się kolejki. Tego życzą sobie wszyscy pacjenci, ale przedstawiciele niepublicznych lecznic alarmują, że prywatne szpitale po tej reformie upadną. Która z tych tez jest bliższa prawdy?

- Pan minister mówiąc o tym, że sieć szpitali będzie panaceum na zlikwidowanie kolejek, mija się z prawdą. Albo nie wie co przygotowuje, albo jest świadomy, tylko on chce wyciąć pewien zakres obecnie funkcjonujących placówek i wtedy wróci do normalnego finansowania. Obecnie likwidacja kolejek wedle tego planu może się odbyć tylko przez likwidację poradni specjalistycznych. To jest clou tego co minister robi. To nie jest kwestia prywatnych szpitali, ale także publicznych placówek specjalistycznych, które mogą nie znaleźć się w sieci. Ich nie będzie. Takie zagrożenie jest. Widzą to wszyscy poza ministrem i częścią Rady Ministrów. Co najmniej 1/3 rządu wie jakie to jest zagrożenie.

 

Cały czas nie mogę wyjść ze zdumienia, że sami lekarze i managerowie służby zdrowia często mówią – jak chociażby na naszej antenie Anna Prokop-Staszecka, dyrektor szpitala Jana Pawła II – że w Polsce jest za dużo szpitali i łóżek, ale procedury nie nadążają za postępem medycyny. Jak mówiła pani dyrektor, żeby rozliczyć pacjenta, który ma robioną bronchoskopię, musi go trzymać w szpitalu 6 dni, chociaż mogłaby go wypuścić wcześniej. Jakby to jednak zrobiła to by nie dostała pieniędzy z NFZ.

- Dzisiaj będzie odwrotnie. NFZ zapłaci pieniądze i nie ma znaczenia czy szpital coś zrobi, czy wyleczy pacjenta, czy nie. To jest paranoja tego projektu. To system, który nie stawia na jakość usług i nie na ilość. W tym systemie daje się pieniądze jak we wczesnym socjalizmie. Jest szpital, damy mu pieniądze. Nie zgadzają się z tym projektem środowiska medyczne. Nie ma środowiska w Polsce, które by powiedziało, że to dobry projekt. To nie powinno dać do myślenia?
 

W dyskusji o kolejkach i dostępie do lekarzy powraca też jedna kwestia. Mówiła o tym między innymi Ewa Kopacz, była premier i minister zdrowia z PO, że kolejki w służbie zdrowia można skrócić tylko wtedy, kiedy na rynku będzie więcej lekarzy. Powstaje pytanie jak sprawić, żeby ich przynajmniej nie ubywało. Wraca pytanie o to czy studia medyczne powinny być odpłatne?

- Jednym z elementów jest ilość personelu medycznego. Brakuje specjalistów w wielu dziedzinach. Zacznie brakować też pielęgniarek. To też kwestia finansowania. Kampanię wyborczą PiS wygrał, bo mówił o zwiększeniu finansowania w służbie zdrowia. Mija 1,5 roku i nie ma śladu o tym, żeby to było zwiększone. Nie ma też mowy o tym, żeby racjonalizować wydatki. To jest efekt. Jak to zrobimy, zwiększymy ilość personelu.

 

Mówiąc o podniesieniu wydatków ma pani na myśli podniesienie składki zdrowotnej?

- Nie podniesienie składki, ale wprowadzenie systemu ubezpieczeń dodatkowych. To już się sprawdza. Dzisiaj nie proponuje się tego ani żadnego innego zwiększenia finansowania w ochronie zdrowia. To kolejne oszustwo PiS z kampanii. Dzisiaj chce się pozornie zwiększyć finansowanie placówek przez likwidację części z nich. Niektórych łóżek szpitalnych faktycznie jest za dużo, ale finansowanie danych placówek powinno wynikać z map potrzeb, nie z sieci. To będzie miało zły wpływ na cały system. Zostawiamy motywacyjne finansowanie w POZ i robimy socjalistyczne w szpitalach, wycinając część ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. Gdzie ci pacjenci będą się leczyć?

 

Jeszcze kwestia medycznej marihuany. Do kosza trafiła tak zwana „ustawa Kality”. Przy okazji chciałbym zapytać co dzieje się z podobnym projektem sejmowej komisji zdrowia, który firmuje poseł Liroy-Marzec? Wiele miesięcy już minęło od początku procedowania tego projektu.

- Trzeba zmienić nazewnictwo. Nie ma medycznej marihuany, jest marihuana stosowana do celów medycznych. Ona może być wykorzystywana jak wiele innych roślin, do różnych celów. Chodzi nam o wykorzystywanie jej do celów medycznych, tam gdzie jej działanie jest korzystne dla zdrowia pacjenta. Dzisiaj zaczyna się komisja zdrowia, która kończy pewien etap prac nad tą ustawą. To następna ciekawostka. W momencie wielkiej presji ze strony opinii publicznej, żeby wprowadzić w pewnym zakresie marihuanę do użycia medycznego, było przyzwolenie PiS. Potem wszystkie projekty wyleciały w powietrze. To była decyzja ministerstwa. To kolejny rodzaj obłudy. Tak jak to, że minister mówi, że zgwałconej kobiecie nie przepisałby pigułki dzień po, bo sumienie mu nie pozwala. To samo sumienie mu pozwala patrzeć jak Polacy umierają przez smog. Gdzie są granice hipokryzji?

 

Jakie mogą być dalsze losy przepisów o wycince drzew? Wczoraj w Radiu Kraków posłanka PiS Anna Paluch mówiła, że w ogólnym wydźwięku te przepisy są dobre, bo zakończyły kłopoty właścicieli prywatnych działek.

- Pani posłanka Paluch musi wybrnąć z sytuacji. Ona broniła tego projektu poselskiego, była przedstawicielem wnioskodawców. Jak zadawałam pytanie na sali sejmowej to mnie zaatakowała i ironizowała, że nie wiem o czym mówię. Tak proceduje się teraz ustawy. Teraz pani Paluch musi się wycofywać, bo widać, że to wielki przekręt. Nagle większość osób, które mają olbrzymi majątek, na gwałt wycina masę drzew. Oni byli przygotowani. To był dobrze przygotowany plan. Ta ustawa miała dać pewnej części osób, w tym deweloperom, możliwość szybkiego pozbycia się zabytkowych i rzadkich drzew, które stanowią zielone płuca miasta, żeby zrobić biznes. To skandal. To olbrzymi przekręt. Wyjdzie to na jaw.