Andrzej Kaczmarczyk: Dlaczego mamy takie niesłychane zamiłowanie do ogradzania miejsc zamieszkania? Według danych sprzed kilku lat w Warszawie było 400 (!) ogrodzonych osiedli. W Krakowie na 30 obejrzanych przez dziennikarza „Krytyki Politycznej”, tylko cztery nie były ogrodzone.

Paweł Kubicki (socjolog UJ): Grodzenie przestrzeni publicznych to jest zmora naszych miast. Jak każdy problem, jest on wielowymiarowy i nie ma jednej przyczyny. Jedną z przyczyn, dość istotną, jest wzór kulturowy. Polskie społeczeństwo jest ciągle społeczeństwem, które u swoich podstaw jest społeczeństwem chłopskim. W takim społeczeństwie płot jest symbolem statusu, ale też odgradza przestrzeń swoją od obcej. Natomiast istotą miasta jest przestrzeń publiczna. Tego dopiero się uczymy i stąd popularność ogrodzonych osiedli. Po pierwsze mają podkreślać wartość symboliczną takich miejsc, a po drugie łatwo dzielą przestrzeń na swoją i obcą.

Druga sprawa to efekt postępującej prywatyzacji bezpieczeństwa. Nie ufamy instytucjm publicznym, w związku z tym staramy się zabezpieczyć bezpieczeństwo sobie i rodzinie na własną rękę. Płot i kamera przed domem są substytutem. Najlepszym gwarantem bezpieczeństwa są więzi sąsiedzkie. Oczy sąsiadów. Jeśli widzimy dużo płotów i kamer, to nam pokazuje, że tu nie ma kapitału społecznego. Ludzie sobie nie ufają.

 

A.K: Czyli de facto dla bezpieczeństwa odgradzamy się od sąsiadów czyli tego co naprawdę gwarantuje nam bezpieczeństwo.     

P.K: Oczywiście. W socjologii to jest truizm, ale polskie społeczeństwo ma bardzo mało kapitału społecznego i zaufania do siebie nawzajem. To skutkuje efektem grodzenia osiedli. To też efekt prywatyzacji różnych sfer. Uważamy, że skoro nie będziemy ufać temu, co jest publiczne, bo publiczne pewnie nie jest dobre, musimy sobie zapewnić bezpieczeństwo sami. No i używamy substytutów. Płotu i kamery.

 

A.K: No i musimy się pochwalić, że mamy lepszy status społeczny. Jesteśmy zamożniejsi, stać nas na więcej.

P.K: Tak. W kulturach ludowych płot jest wyznacznikiem statusu społecznego. Nieważne co jest za płotem, ważne jak wygląda sam płot. Zdarza się, że płot jest droższy niż same domy.

 

A.K: Jaki status intelektualny, estetyczny czy kulturowy musimy osiągnąć, żeby przestać się grodzić?

P.K: No musimy spróbować jak to będzie bez tych płotów. Chwała miastu Kraków, które w tej sprawie chce wyznaczać trendy w Polsce. Grodzenie miast w Polsce stało się naszym negatywnym znakiem rozpoznawczym. Nasze miasta bardziej przypominają rzeczywistość latynoamerykańską niż europejską. W miastach europejskich nie ma takiej ilości ogrodzonych osiedli. Tam się liczy przestrzeń publiczna. Ludzie sobie ufają i w przestrzeni publicznej się spotykają.

 

A.K: Obawiam się, że będzie prawo, a developerzy znajda sposób na jego obejście, zwłaszcza, że to mieszkańcy tych osiedli chcą ogrodzeń .

Wojciech Musiał: Jak rozmawiać z mieszkańcami konkretnych osiedli, żeby ich przekonać do likwidacji płotu, za którym czują się bezpiecznie?

P.K: Przekonać do tego, że płot nie zapewnia bezpieczeństwa, a jest tylko jego substytutem. Że bezpieczeństwo zapewnią im dobre relacje sąsiedzkie. Tu jeszcze jeden paradoks. Okazuje się, że takie osiedla grodzone popadają w tendencje do gettoizacji, zamykania się, gdzie paradoksalnie mamy dużo więcej włamań, bo płot daje czytelny komunikat, że za tym płotem jest coś do ukradzenia.

 

A.K: Uda się zmienić nasz obyczaje?

P.K: Każda zmiana kulturowa, a mówimy o elemencie, który mocno wrósł w pejzaż polskich miast, nie spotyka się z entuzjazmem. Zmiana kulturowa wymaga czasu.

 

W.M: Na przykład zakaz palenia w knajpkach był na początku bardzo niepopularny. Dzisiaj żyć bez tego nie możemy.

P.K: Rzeczywiście nawet część palaczy nie chce korzystać z knajp, gdzie się jeszcze pali. W dłuższej perspektywie likwidacja ogrodzeń okaże się funkcjonalna dla miast i mieszkańcy to docenią.