Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceminister zdrowia, Józefą Szczurek-Żelazko.

 

Na polskich lotniskach zaczęły się już kontrole związane z koronawirusem? Takie kontrole zapowiadał wczoraj premier i minister zdrowia.

- W związku z sytuacją, którą mamy w Europie, Chinach, wprowadziliśmy kolejne zmiany. One mają wcześniej zidentyfikować osoby, które mogą być nosicielami koronawirusa. Decyzją premiera i ministra, od wczoraj jest dodatkowa kontrola. To test pomiaru temperatury dla osób przylatujących z północnych Włoch. To kolejny etap, żeby ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa w Polsce. Do dzisiaj nie ma w Polsce zidentyfikowanego wirusa. Żadna z osób nie ma potwierdzonego zakażenia.

 

Te kontrole prowadzone są już na wszystkich lotniskach. Słyszymy, że część pasażerów w ogóle nie była sprawdzana.

- To testowanie to pomiar temperatury, który ma zidentyfikować pierwsze symptomy. Dotyczy to pasażerów z Chin i północnych Włoch. Nie jest to powszechny pomiar, jak w Chinach. Są grupy pasażerów, które są badane.

 

Mamy też sprzeczne informacje. Raz słyszymy, że jak wróciliśmy z Włoch, należy obserwować organizm i ewentualnie wtedy reagować. Innym razem słyszymy, że trzeba się zgłosić do lekarza. Co robić?

- Główny Inspektor Sanitarny wydał instrukcję. W mediach funkcjonują różne informacje na ten temat. Jest komunikat opublikowany. Zostało to przekazane podczas odprawy premiera z wojewodami do rozpowszechnienia. Zalecenia są takie. Osoba, która przebywała na terenie północnych Włoch, powinna obserwować swój organizm. Jak będą pierwsze objawy – temperatura, kaszel, duszność, powinna się skontaktować telefonicznie z najbliższą stacją epidemiologiczną. Po kontakcie zostanie objęta opieką, zostaną włączone procedury. Jak nie ma żadnych objawów, patrzmy na to. Temperatura, kaszel, duszność, objawy grypowe, osłabienie - to pierwsze symptomy. Te osoby muszą zwracać na to uwagę. Jak się pojawią, należy kontaktować się ze stacją sanitarno-epidemiologiczną. Jeżeli podobne objawy występują u osób, które nie były we Włoszech, Chinach, nie miały kontaktu z takimi osobami, działamy tak jak przy grypie. Samoobserwację trzeba prowadzić przez co najmniej 14 dni. Jak po tym czasie nie ma objawów, nie trzeba się niepokoić. W komunikacie jest wskazanie na prostą profilaktykę. To częste mycie rąk. Jest tam instrukcja mycia rąk. To może być banalne, ale to ma wielkie znaczenie. Jest wskazane, że trzeba to wykonywać przez 30 sekund z użyciem mydła. Koronawirus jest na to wrażliwy. W ostateczności używajmy środków odkażających z alkoholem.

 

Wczoraj na konferencji premier i minister zapewniali, że jesteśmy przygotowani na przypadki koronawirusa, bo jak mówił minister Szumowski, wirus do nas dotrze. Tymczasem w Rzeczpospolitej czytamy, że w szpitalach brakuje maseczek dla lekarzy. Są też przypadki, że pacjenci zgłaszający się do szpitali, byli odsyłani. Jesteśmy przygotowani, czy jest jak w tezie Rzeczpospolitej, że jesteśmy przygotowani, ale tylko na papierze.

- Państwo jest przygotowane na zagrożenia wynikające z koronawirusa. Są procedury, szpitale mają instrukcje. W przypadku wątpliwości wszystkie instytucje działają. Wczoraj było spotkanie premiera, głównego inspektora i ministra zdrowia z wojewodami i wojewódzkimi inspektorami. Była analiza oceny zasobów. W Polsce mamy bazę rezerw materiałowych. Tam są zgromadzone zapasy leków, opatrunków, narzędzi. W sytuacjach kryzysowych możemy zadziałać. Ważne są proste procedury. Mieliśmy kontakt z osobami, byliśmy w rejonie zakażonym? Najważniejszy jest telefon do najbliższej stacji sanitarno-epidemiologicznej i będą włączane procedury. Jeśli chodzi o maseczki, wypowiadają się specjaliści. Maseczka w zasadzie powinna być używana przez osoby chore, żeby uniemożliwić transmisję wirusa do środowiska. Nie ma udowodnionej skuteczności maseczki dla osób zdrowych. Nie jest udowodnione, że to nas chroni przed wirusem.

 

Małopolski sanepid będzie miał materiał porównawczy, żeby stwierdzać czy ktoś jest zarażony, czy nie?

- W tej chwili identyfikacja wirusa jest w dwóch warszawskich laboratoriach. Chcemy wprowadzić możliwość wykonania badania w wojewódzkich stacjach. Są przygotowania. Przez to, że szybko uruchomiliśmy to w kraju, nie trzeba czekać na wyniki 72 godziny. Teraz w ciągu 24 godzin wyniki są nam znane. Podejmujemy działania, żeby to było też w województwach.

 

Mówiła pani o spotkaniu premiera z wojewodami. Na biurkach wojewodów powinny już leżeć listy międzynarodowych imprez masowych, które należałoby odwołać w przypadku stwierdzenia koronawirusa w Polsce?

- Takie decyzje są podejmowane przez władze lokalne. Odpowiednie procedury są. Jeśli pojawi się zagrożenie, będzie potwierdzony przypadek w Polsce, wojewodowie podejmą takie decyzje. Na dzisiaj uspokajam. Zagrożenie oceniane przez WHO w Europie jest niskie, bądź umiarkowane. Przestrzegamy przed paniką. Jeśli chodzi o zjadliwość wirusa, wskaźniki wskazują, że jest mniejsza niż przy grypie. Standardowe procedury ograniczą możliwość takich infekcji. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z koronawirusem, lub innym wirusem powodującym grypę, najlepiej zostać w domu, wyleżeć to, nawodnić organizm i tak spowodować, że organizm sam zwalczy niebezpieczeństwo.

 

Czytamy, że zaczyna też brakować leków, bo większość substancji jest produkowana w Chinach. Problemy dotyczą między innymi leku na nadczynność tarczycy. Zagraża nam brak niektórych leków w aptekach?

- Jeśli chodzi o braki leków, one zawsze były okresowo. Były sygnały o braku niektórych substancji czynnych. To zostało uporządkowane. Staraliśmy się, żeby przerwy nie były duże. Większość substancji czynnych jest produkowanych w Chinach, ale w całych Chinach, w innych prowincjach życie przebiega normalnie. Fabryki działają. Dlatego na dzisiaj nie ma zagrożenia brakami leków. Wielu producentów ulokowało swoje instytucje poza Chinami. Nie ma niepokoju. Poza tym w bazach rezerw mamy zapasy, które pozwalają nam przetrwać trudniejsze czasy.